TVP pokazała „Nic się nie stało”. Szkoda, że Sylwester Latkowski zapomniał pokazać dowodów
Temat seksualnego wykorzystywania nieletnich po raz drugi w ciągu tygodnia wszedł na pierwsze strony gazet. Burzę komentarzy najpierw wywołał film „Zabawa w chowanego” braci Sekielskich, a teraz produkcja „Nic się nie stało”. Po filmie Sylwester Latkowski ostro zaatakował celebrytów, ale ani razu nie pokazał żadnych dowodów na udział kogokolwiek znanego w aferze pedofilskiej.
Komentowanie i dyskusja na temat takich produkcji dokumentalnych jak „Zabawa w chowanego” czy „Nic się nie stało” nigdy nie jest łatwe. Mowa przecież o filmach, które wyciągają na wierzch cały ból i cierpienie ofiar pedofili. Jakiekolwiek krytykowanie filmu może więc zostać odebrane jako lekceważenie ich doświadczeń lub wręcz stawanie po stronie oprawców. Bez względu na to, jak dobrze dziennikarz uargumentuje swoje wątpliwości, zawsze znajdzie się ktoś, kto dojdzie do takiego wniosku.
Zawsze z tyłu głowy pozostaje też myśl, czy medialna wrzawa wokół tematu nie zaszkodzi jeszcze bardziej ofiarom i nie pogłębi ich traumy. Nikt przecież tego nie chce i dlatego wskazana jest szczególna ostrożność. Z drugiej strony gorące reakcje zarówno na wątek lawendowej mafii w dziele Tomasza Sekielskiego, jak i mocne oskarżenia Sylwestra Latkowskiego, pokazują wagę problemu. Podobnie jak pierwsze odpowiedzi celebrytów pokazanych w „Nic się nie stało” oraz zapowiedź zdecydowanych działań ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości (powstanie specjalny zespół śledczych powołany do ponownego zbadania sprawy). Trudno to wszystko pozostawić bez komentarza.
Sylwester Latkowski nie zrobił filmu o pedofilii w środowisku polskich artystów. Choć przed i po premierze „Nic się nie stało” próbował stworzyć takie wrażenie.
W pewnym sensie nikt nie zaszkodził dokumentowi o sprawie Zatoki Sztuki bardziej niż były prezes TVP Jacek Kurski, który nazywał go „prawdziwą bombą” i zapowiadał jako dzieło pokazujące pedofilię i hipokryzję środowiska celebrytów. „Nic się nie stało” zostało w ten sposób wykorzystane jako oręż w walce z filmami o pedofilii w Kościele katolickim. Prawa strona ideologicznego sporu nie o dzisiaj twierdzi, że pedofili wśród księży była garstka, a tymczasem liberalne media nie chcą pochylić się nad podobnymi problemami w reszcie wpływowych środowisk.
W samym filmie Latkowski nie podejmuje jednak tego wątku. Jego dokument dotyczy sprawy Krystiana W. ps. „Krystek” i innych osób powiązanych z Zatoką Sztuki, w tym jej współzałożyciela Marcina T. Obecnie toczy się sprawa karna dotycząca obu mężczyzn, a na jej wyrok czekają rodziny pokrzywdzonych dziewczyn. Rodzina 14-letniej Anaid z Gdańska czuje się zawiedziona działaniami śledczych i późniejszymi decyzjami prokuratury, która umorzyła część początkowych oskarżeń. Co to wszystko ma wspólnego z celebrytami? Według Latkowskiego bardzo dużo, a koronnym argumentem ma być to, że przyjeżdżali oni do sopockiego klubu. A później wystąpili w jego obronie, gdy prezydent Jacek Karnowski wypowiedział umowę dzierżawy.
Sylwester Latkowski tworzy atmosferę podejrzeń, ale nie przedstawia żadnych dowodów. Nie mówi nawet o konkretnych wydarzeniach.
Sam fakt, że ktoś z Warszawy pojechał do Trójmiasta i bawił się tam w klubie, nie może wystarczać jako dowód jego powiązania z aferą stręczycielską. W Zatoce Sztuki (o czym w dokumencie się niemal nie mówi) organizowane były też liczne eventy i wydarzenia kulturalne, na które poszczególne osoby ze środowiska artystycznego były zapraszane. Czy to oznacza, żadna ze wskazanych w filmie znanych twarzy nie ma nic na sumieniu? Niekoniecznie, ale za mocnymi oskarżeniami muszą stać jeszcze mocniejsze dowody. Tych w „Nic się nie stało” zabrakło. W rzeczywistości nie pojawiły się tam nawet jakiekolwiek solidne hipotezy, a jedynie niejasne insynuacje.
Można się było więc spodziewać, że pokazane w filmie osoby szybko wystąpią w obronie dobrego imienia. Pierwsze oświadczenia Natalii Siwiec i Kuby Wojewódzkiego już się pojawiły. Gwiazdor TVN-u zapowiedział zresztą pozwy przeciwko Latkowskiemu i Telewizji Polskiej. Część osób potraktuje to zapewne jako swoiste przyznanie się do winy i początek nagonki na autora dokumentu. W polskim państwie prawa każdy ma jednak możliwość sądowej obrony swojej reputacji, a akurat w tym wypadku zabrakło dowodów usprawiedliwiających tak wyraźny atak na konkretne osoby ze środowiska celebrytów.
A przecież sam film był tylko wstępem do najmocniejszych oskarżeń, które padły w trakcie „debaty” po jego emisji.
Sylwester Latkowski rozpoczął tamto spotkanie od bezpośredniego wyróżnienia Borysa Szyca, Kuby Wojewódzkiego oraz Radosława Majdana jako osób będących świadkami wydarzeń w Zatoce Sztuki. Później wskazał też Jarosława Bieniuka, który miał być z tego powodu rzekomo szantażowany. Z jego emocjonalnego wystąpienia nie wynika jednak, czy wspomniane osoby były tylko świadkami nielegalnych czynów, czy może brały w nich udział. I czy milczą z obawy przed szantażem, czy może próbują się chronić przed ławą oskarżonych.
Latkowski nie poparł swoich słów żadnymi dowodami czy choćby konkretami. Mówi, że coś się wydarzyło, ale nie podaje, co konkretnie. Skąd ma zresztą wiedzą o zaangażowaniu celebrytów? Ma zeznania świadków lub ofiar? A może sam rozmawiał z wymienionymi aktorami i byłymi piłkarzami? W trakcie „debaty” wspomina o jakichś nagraniach, ale żaden z pozostałych uczestników rozmowy nie wrócił do tego wątku. Jakie to nagrania? Czy Latkowski je widział/słyszał? Czy jest w ich posiadaniu, ale jeśli nie, to kto jest ich autorem? I czy dokumentalista ma pewność, co do wiarygodności tych materiałów? Podobne pytania można by jeszcze długo mnożyć, ale to dlatego, że waga oskarżeń wysuniętych w po premierze „Nic się nie stało” jest całkowicie niewspółmierna do przedstawionych konkretów.
Nawet teza o zmowie milczenia wobec tematu Zatoki Sztuki została przedstawiona przeraźliwie chaotycznie.
Uczestnicy „debaty” w TVP 1 ochoczo wypowiadali się na temat zasłony milczenia spuszczonej na pedofilię w środowisku artystycznym i sprawę z Sopotu. Jednocześnie mieli pretensje do artystów stających w obronie tego lokalu, choć „sprawa stręczycieli i pedofilów była już znana”. Czyli jak w końcu było? Wszyscy wiedzieli, czy nie wiedział nikt, bo wpływowe osoby tuszowały nielegalną działalność? Obie wersje nie mogą być prawdziwe w tym samym momencie.
A skoro sam Latkowski pisał o tej sprawie na łamach mediów, informowały o niej Wprost czy Gazeta Wyborcza, a nawet powstał reportaż „Zatoka świń” wydany przez Agorę, to na czym odgórnie narzucone milczenie miało polegać? Jeżeli na zaangażowaniu celebrytów, to ponownie wracamy do kwestii dowodów i pytania, czy Sylwester Latkowski jest w ich posiadaniu. Wszystko to budzi olbrzymie emocje w Polakach i dyskusja wokół „Nic się nie stało” nie minie prędko. Niezwykle istotny i prawy czyn, jakim było wsparcie ofiar i ich rodzin oraz oddanie im głosu w debacie publicznej, nie stanowi jednak usprawiedliwienia niepopartych dowodami oskarżeń. Bo przecież, jeśli jest w nich choć ziarno prawdy, to wszyscy życzymy sobie jak najszybszego zatrzymania sprawców.