REKLAMA

Norah Jones - Not Too Late

Jest taki czas w życiu człowieka, kiedy odchodzi on od mocnych brzmień lub odstawia je przynajmniej na jakiś czas, aby móc wtopić się w ciszę lub jeśli i ona mu przeszkadza, nakarmić zmysły spokojniejszymi dźwiękami. Nic więc dziwnego, że jazzu słuchają nie tylko osoby z natury spokojne, ale również nie pogardzą nim ci, którzy za chleb powszedni uważają tylko i wyłącznie ciężkie, gitarowe brzmienia. Jeśli by przyjrzeć się temu zjawisku nieco bliżej, można by zaryzykować stwierdzenie podobieństwa między jazzem, a rockową, czy też metalową muzyką progresywną, gdzie niezwykle ważnym aspektem twórczym, wydaje się być improwizacja.

Rozrywka Blog
REKLAMA

Ostatnio jednak na rynku muzycznym odbyła się premiera najnowszej płyty Norah Jones -"Not Too Late", wydaną pod szyldem Blue Note. O tej pani słyszał niemalże każdy. Jest to kobieta, która otwiera się na świat komercyjny, ale w nieco innym wykonaniu. Nie myśli bowiem o chwytliwych refrenach, nie podąża za trendami, ale idzie swoją własną drogą. Dlatego dwa pierwsze albumy były otoczone przez spokojny i zrównoważony klimat, idealnie łączący się z cudowną i delikatną barwą głosu Nory Jones. Artystka z każdą kolejną płytą zyskuje coraz więcej fanów, ale również ich traci. Głównymi zarzutami są jednostajność utworów, brak muzycznych rewolucji, ciągłe krążenie wokół tych samych dźwięków i smętne przyśpiewki. Co dla niektórych było wadą, dla reszty jest plusem, gdyż nareszcie odnaleźli wokalistkę, w muzyce, przy której mogą spokojnie posiedzieć i się rozluźnić. Jaka jest więc tym samym najnowsza płyta?

REKLAMA

Ci, którzy myśleli, że "Not Too Late" będzie muzycznym przełomem w karierze Norah Jones, będą dosyć mocno zawiedzeni. Artystka krąży tą samą ścieżką, jaką sobie wyznaczyła na dwóch poprzednich albumach. To znowu niezobowiązujący jazzik z domieszką popu. Brakuje tu improwizacji i atmosfery jakiegoś obskurnego baru z pianinkiem, piękną wokalistką w cekinach, wyłaniającą się zza mgiełki cygarowego dymu. Płytę rozpoczyna akustyczny "Wish I Could", ze spokojną gitarą i smyczkami w tle a na pierwszym planie głos pani Jones, który w odpowiednich momentach przechodzi na dwugłos. Ten sam duch unosi się na dalszej części krążka, w kawałkach jak "Until The End" , "Not My Friend", czy "The Sun Doesn't Like You".

Norah Jones jednak ukazuje również drugą stronę duszy. Ta akurat dąży w bluesowo-folkową stronę. Rewelacyjny kawałek "Sinkin' Soon" przypomina dokonania Toma Waitsa, a występujące tam banjo daje wrażenie istnej folkowej pieśni(która mogłaby być grana w wiejskich barach). Niektóre kawałki można również przypasować pod country (patrz "Little Room" z chwytliwą gitarą i pogwizdywaniem melodii w środku utworu). Zaś "Thinking About You", to specyficzny leniwy blues, do którego można się gibać z jednej strony na drugą.

REKLAMA

Wokalistka zaprosiła także gości, którzy dodają specyficznego klimatu utworom. We wspomnianym "Sinkin' Soon", pojawia się wokalista M. Ward, a w "Broken" gościnnie słychać Jeffrey'a Zeiglera z Kronos Quartet, użyczającego swojego kontrabasu, do stworzenia nieco groteskowej i luźnej atmosfery. Sprawia to, że w dość standartowych jak na Norah Jones utworach, można usłyszeć dźwiękowe niespodzianki, których na samym początku trudno jest się spodziewać.

Podsumowując, "Not Too Late" to dobry krążek dla zagorzałych fanów wokalistki, lubiących ją taką jaką jest. Norah się nie zmienia i kreuje swój własny styl w kolejnym albumie. Zero muzycznych rewelacji, ale za to parę miłych niespodzianek, które usprawniają całokształt repertuaru. Po raz kolejny widać, że pomimo wejścia w świat komercyjny, kawałki artystki są tylko dla wybranych, chcących miło spędzić czas z kojącymi uszy dźwiękami.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA