REKLAMA

Dlaczego nowy Donatan jest zły?

Okropność, okropnośc, okropność. Vanitas, vanitatum, et omnia vanitas - cytat zaczerpnięty z Księgi Koheleta, w łacińskiej wersji Biblii zwanej Wulgatą, wyjątkowo dobrze oddaje potworka, którego zaserwował nam Generał Jaruzelski polskiego hip-hopu: wiecznie występujący w równie niemodnych okularach, Donatan. A razem z nim - kompletnie, ale to kompletnie asłuchalna, Cleo.

Dlaczego nowy Donatan jest zły?
REKLAMA

Cały kawałek spowijają dźwięki wyjątkowo słabego bit. Nie obchodzi mnie, czy się tym jarasz, bo nie wystawiasz nigdy głowy poza swoje własne, zapyziałe podwórko, i tachykardii dostarcza Tobie wszystko, co tylko nie wpisuje się w utarte konwenanse - i nie masz świadomości, jakie to jest nijakie, miałkie, wtórne w skali makro. Ten pseudopodkład to misz-masz, kogel-mogiel, i pstrokaty paw (niestety, nawet nie ten ptasi), będący zlepkiem obecnie funkcjonujących i dobrze prosperujących trendów zza granicy: bassline'u, dubstepu, trapu, z elementami chiptunesów, które u nas - w Londynie - są już nieco pieśnią przeszłości. Opatrzony jest absurdalnym, mocno upolitycznionym klipem, wpisującym się w konwencję zbliżających się w Polsce wyborów (gdzie tam Jamesa Bonda, o którym wspominają na parówkowym portalu). Sorry, nie kupuję tego, i nigdy nie kupię: ani przaśnego Donatana, który odcina kupony od swojej popularności, jakby wycinał kupony zniżkowe z gazetki reklamowej Tesco (najprawdopodobniej tam też właśnie, w koszach z płytami na wagę, wyląduje z czasem i jego album, który - z rozpędu - wytłoczą w ilości egzemplarzy z jednym "0" na samym końcu za dużo); ani Cleo, która skrzeczy gorzej, niż Tatiana Okupnik za czasów świetności Blue Cafe, a jej wokal jest całkowicie wymuszony, sztuczny, nienaturalny, pretensjonalny i nadęty, jak arystokraci na corocznym balu w wiedeńskiej Staatsoperze.

REKLAMA

REKLAMA

Sorry. Ten numer ani to hip-hop, ani pop, ani - pożal się Boże - R'n'B, jak niektórzy o tym piszą. Jeśli ktoś, ktokolwiek, chce posłuchać R'n'B, niech odpali któryś z albumów Keitha Sweata z lat '90-tych, albo chociaż najnowsze płyty Rihanny czy Beyonce. To, tutaj, koło R'n'B nawet nie stało. Stało koło złego gustu, tandety, badziewia, przaśności, siermiężności, trywialności, słabizny, lichoty, oportunistycznej ramoty, i schlebiania najniższym, masowym gustom. Wstyd, że ktoś w ogóle łączy to z hip-hopem czy R'n'B; zaskakuje, zdumiewa i wprawia w osłupienie, że ktoś, kto gdzieś z hip-hopu wyszedł, plecie teraz tak marne kawałki, jak chałupniczo koszyki z wikliny. Totalna Cepelia, zurbanizowane folk music dla tych nieco bardziej zamożnych, zasobnych, i w modnych ciuchach. Wyśmiewany przed laty Doniu, Mezo czy Liber, wypadają przy przy tym pełni klasy, jak Placido Domingo, Jose Carreras i Luciano Pavarotti.

Przyciężkie brzmienie kawałka, w którym za grosz oryginalności (sorry, oryginalność na terenie pomiędzy przejściem granicznym w Słubicach, a przejściem granicznym w Bobrownikach, to nie oryginalność w skali makro - patenty zaprezentowane w kawałku to kopie kopii mocno inspirowane patentami sprawdzonymi za granicą, a nie przecieranie szlaków muzycznych). Jest za to masa wstrętnego, obślizgłego jak świeżo wypluta guma do żucia, wyzbyta smaku i aromatu, koniunkturalizmu i chłodnego, bezczelnego wyrachowania, przy jednoczesnym chichotaniu z odbiorców, którym rzuca się podłe ochłapy w żenującej, wulgarnej formie. Wszystko to okraszone oprawą wizualną jak z tanich filmów klasy D, które śmigały często-gęsto po osiedlowych wypożyczalniach filmów video w czasie postsocjalistycznej odwilży na początku lat '90-tych, czy spotów wyborczych z kampanii do wiejskich sejmików, rodem z bloków reklamowych poprzedzających Agrobiznes w Telewizji Polskiej pod koniec tej samej dekady. Nigdy bym nie pomyślał, że wiocha wpełznie na salony. Nie kupuję, nie kupię, mam nadzieję że zniknie i przepadnie. Dodałem do zablokowanych w AdBlocku, nigdzie już mi się nie będzie wyświetlać. Polecam to samo. Jeśli twierdzisz, że jest inaczej, możesz mi to napisać tutaj.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA