Do biblioteki HBO GO trafiły już pierwsze trzy odcinki 4. sezonu „Opowieści podręcznej”. Serial szuka teraz na siebie pomysłu po wywróceniu do góry nogami status quo.
OCENA
„Opowieść podręcznej” to kronika dystopii. Władzę w Stanach Zjednoczonych przejęli tu religijni fundamentaliści, którzy pod płaszczykiem religijności znormalizowali kulturę gwałtu i wprowadzili patriarchalny system klasowy. Pierwszy sezon serialu nakręconego przez MGM Television dla serwisu Hulu z Elisabeth Moss w roli głównej bazował na powieści kanadyjskiej pisarki Margaret Atwood z 1985 roku o tym samym tytule.
Kolejne sezony „The Handmaid’s Tale” są de facto kontynuacją książki Atwood, a za autorski scenariusz odpowiada tutaj Bruce Miller.
Każdy kolejny budził w dodatku ogromne emocji na całym świecie, a ikoniczny biało-czerwony strój tytułowej bohaterki przedarł się z ekranu do tego prawdziwego świata przy okazji protestów obywatelskich. Niesamowite kreacje aktorskie co sezon hipnotyzują widzów i zmuszają ich do zadawania sobie niewygodnych pytań.
W 4. sezonie „Opowieść podręcznej” wita widzów tam, gdzie zostawiła ich ostatnio — czyli z June wykrwawiającą się w lesie.
Fred i Serena trafili w końcu do Kanady, gdzie zostali uwięzieni przez lokalne władze, podczas gdy główna bohaterka, która pozostała w opresyjnym Gileadzie, zorganizowała z powodzeniem akcję wydostania z tego zgniłego moralnie państwa 86 dzieci. Te, w towarzystwie kilku podręcznych, uciekły ku lepszemu życiu na pokładzie samolotu, ale June oraz kilku innym bohaterskim kobietom nie udało się wsiąść na jego pokład. Na domiar złego główna bohaterka została postrzelona…
Tak jak oczywiście można było się spodziewać, historia June się jeszcze nie skończyła. Kobieta przeżyła — uratowały ją towarzyszki, a potem wszystkie trafiły na… farmę. Podręczne zmieniły się tu w niewidzialne Marty, gdyż widok kobiet pracujących fizycznie na rzecz małżeństwa z wyższych sfer po kilku latach życia w Gileadzie nikogo już nie dziwi. Pozwoliło im to nieco odetchnąć, zebrać siły i zastanowić się: co dalej?
„Opowieść podręcznej”, chcąc nie chcąc, musi wreszcie ruszyć do przodu.
Powrót status quo polegającego na tym, iż June służy Fredowi i Serenie lub jakiemuś innemu małżeństwu jako tytułowa podręczna, nie wchodzi już w grę. W zasadzie już poprzednim razem jej powrót na łono tego wynaturzonego społeczeństwa był po jej ekscesach mocno naciągany, a teraz, gdy władze są w pełni świadome jej udziału w akcji wyswobodzenia blisko setki dzieci, jedyne, na co może liczyć kobieta, to wyrok śmierci poprzez powieszenie na murze (na co gorąco liczy ciotka Lydia).
Mosty zostały spalone, a bohaterka — wraz z innymi podręcznymi, które zbuntowały się przeciwko patriarchalnemu systemowi — jest jednym z zalążków ruchu oporu zwanego MayDay. Czy uda jej się zachwiać fundamentami Gileadu i obalić rząd, czy też swymi działaniami doprowadzi do wojny, w której „zginą miliony”? Tego dowiemy się w nadchodzących tygodniach, ale jedno jej pewne — przyszłość jej i jej bliskich wcale nie rysuje się w kolorowych barwach.
Nie ma przecież żadnych wątpliwości, że Gilead afrontu w postaci porwania nie puści płazem, a jego oficjele szykują się do wojny.
Ten konkretny wątek śledzimy z perspektywy Josepha Lawrence’a, czyli architekta Gileadu, który za pomoc June i wsparcie ruchu MayDay został uwięziony i oskarżony o zdradę. Pomimo tego, że jego wina jest oczywista, nie został jednak zgładzony. Nick Blaine, który wspiął się bardzo wysoko w wojskowej hierarchii, postanowił poprosić zniesławionego komandora o pomoc w planowaniu ofensywy na Kanadę, w której będziemy teraz spędzać znacznie więcej czasu niż dotychczas…
Czas jednak pokaże, czy serialowi uda się odzyskać dawny blask. Świat przedstawiony, w którym odziane w czerń i biel kobiety robią zakupy, szepcząc pomiędzy sobą po kątach pod okiem uzbrojonych w broń z ostrą amunicją strażników, zdążył się nam już opatrzyć i spowszednieć. Potrzeba czegoś więcej niż patetycznych i ironicznych wewnętrznych monologów June, by na nowo przykuć widzów do ekranu i uniknąć jednocześnie popadnięcia w banał.
Nie da się też uciec od tego, że oglądanie „Opowieści podręcznej” w 2021 r. w Polsce powoduje spory dyskomfort.
Tak jak jeszcze kilka lat temu serialowy Gilead był jedynie surrealistyczną wizją i taką przestrogą, tak trudno oprzeć się wrażeniu, że część polityków i ich wyborców zaczęła traktować „Opowieść podręcznej” jak… drogowskaz i podręcznik. Zeszłoroczne zaostrzenie przepisów aborcyjnych, bratanie się tronu z ołtarzem i wpychanie nam na siłę do głów i gardeł papieża-Polaka, bo młodzież wytrzyma, stwarza naprawdę niebezpieczny precedens.
Chciałbym oczywiście wierzyć, że rzeczywistość nigdy nie dogoni fikcji, a my nie wylądujemy w świecie, który stał się piekłem June Osborn. Cały czas mam w głowie retrospekcje z pierwszego sezonu „Opowieści podręcznej”, w których partyjni funkcjonariusze wdarli się do biur i mieszkań niepodejrzewających niczego ludzi, by zaprowadzić w ich sercach i umysłach nowy porządek. Dzisiaj patrzę na to z nieco innej perspektywy, niż jeszcze kilka lat temu…
Trzy odcinki najnowszego, czwartego już sezonu „Opowieści podręcznej”, który amerykańską premierę miał ledwie wczoraj, są już dostępne w HBO GO. Jutro, czyli 30 kwietnia 2021 roku, pierwszy z nich zostanie wyemitowany na antenie HBO. Oprócz tego w serwisie VOD stworzonym przez tę stację znajduje się dokument o Margaret Atwood o tytule „Słowo to siła”.