Polska z szansą na Oscara w kategorii najlepszy film międzynarodowy. Amerykańska Akademia przyznała naszemu kandydatowi nominację. Czy "IO" uda się zdobyć statuetkę i przełamać złą passę rodzimych twórców? Jest to bardzo wątpliwa sprawa.
"Mamy to!" - chciałoby się krzyknąć. Po dłuższej przerwie Polacy znowu mają szansę na Oscara. Ostatni raz zdarzyło się to w 2019 roku, kiedy to nominację do nagrody dla najlepszego filmu międzynarodowego otrzymało "Boże Ciało" Jana Komasy. Od tamtej pory musieliśmy obchodzić się smakiem. Bo Amerykańskiej Akademii nie porwało ani "Śniegu już nigdy nie będzie", ani "Żeby nie było śladów". Zrobiła to dopiero skromna opowieść o osiołku, którego życie (a przede wszystkim ludzie) nie oszczędza.
Nominacja do Oscara dla "IO" nie jest jakaś wielce zaskakująca. Film zdążył się już rozgościć na salonach filmowych nagród. Doceniło go jury w Cannes i zachwycili się nim członkowie Europejskiej Akademii Filmowej, czy nawet Amerykańskiego Stowarzyszenia Krytyków Filmowych. Czy do zdobytych już statuetek dołączy jeszcze ta najbardziej upragniona - złoty rycerzyk? Szczerze mówiąc, nie wydaje mi się.
Oscary 2023 - Polska z szansą na statuetkę?
Nie mamy coś szczęścia do tych Oscarów. Polacy są nimi nagradzani. Janusz Kamiński ma na swoim koncie dwa, Andrzej Wajda dostał za całokształt twórczości, a Roman Polański otrzymał jednego za reżyserię. Jest tego oczywiście więcej, ale to są te najważniejsze statuetki w naszym dorobku. W tej konkretnej kategorii - najlepszy film międzynarodowy - wygraliśmy tylko raz, w 2014 roku Amerykańska Akademia doceniła bowiem sól w oku rodzimej prawicy, czyli "Idę". Miało być potem lepiej, a nie było, bo odpadliśmy z wyścigu na kilka kolejnych lat (do 2018 roku, kiedy to nominację otrzymała "Zimna wojna").
I tak to się toczy. PISF wystawia naszego kandydata do Oscara, my mamy nadzieję, a potem nic z tego nie wychodzi. Tak samo będzie w przypadku "IO". I w tym wypadku nie dlatego, że tak jak poprzednio przy "Żeby nie było śladów" jest to film hermetyczny, który opowiada o naszej historii i z naszego punktu widzenia jest istotny, a dla Amerykanów... cóż, ich zajmują inne sprawy. Tym razem w wyścigu znalazła się całkiem uniwersalna opowieść. W dodatku podszyta kinofilią, bo przecież jest parafrazą "Na los szczęścia, Baltazarze!" Roberta Bressona. Żeby wygrać w tym roku potrzeba jednak czegoś więcej. Niczym na każdych mistrzostwach świata w piłce nożnej, znaleźliśmy się bowiem w grupie śmierci.
W kategorii najlepszy film międzynarodowy mierzymy się z "Argentyną, 1985", która została już wyróżniona Złotym Globem (i kilkoma innymi nagrodami o wiele bardziej znaczącymi niż te na koncie "IO"). Tak samo "Cicha dziewczyna" czy "Blisko" to głośne i docenione na świecie produkcje. I gdyby nasi przeciwnicy tylko do nich się ograniczali, przegralibyśmy, ale walkę należałoby uznać za dość wyrównaną. W stawce znalazło się jednak jeszcze "Na Zachodzie bez zmian".
Oscary 2023 - kto zgarnie statuetkę dla najlepszego filmu międzynarodowego?
Niemiecki film Netfliksa rozbił bank, jeśli chodzi o nominacje do Oscarów. Ma szansę na wygraną łącznie w 9 kategoriach (w tym tej najważniejszej - najlepszy film). Można by wręcz pomyśleć, że to drugie "Parasite". Ale nie. Aż takiego sukcesu nie należy się spodziewać. Przede wszystkim jest to produkcja platformy streamingowej, za którą Amerykańska Akademia niespecjalnie przepada. Nawet pomimo tej niechęci na pewno jednak zechce "Na Zachodzie bez zmian" docenić. I to jakoś bardziej niż tylko za aspekty techniczne.
"Na Zachodzie bez zmian" to epicki (anty)wojenny film. Podczas jego sensu rzeczywistość na froncie wręcz widza miażdży. Trudno o drugą produkcję, która w tak dosadny sposób by ją obrzydzała. A to przecież doskonale wpisuje się w kontekst dzisiejszych czasów. Rosja wciąż przecież prowadzi wojnę z Ukrainą. Końca konfliktu za naszą wschodnią granicą na razie nie widać. Oscar dla produkcji byłby więc wyrazem solidarności z żołnierzami dzielnie stawiającym opór putinowskiej agresji. Tylko no właśnie, statuetka w najważniejszej kategorii to jednak za dużo.
Trudno sobie wyobrazić, żeby niemieckie "Na Zachodzie bez zmian" miało pokonać tak na wskroś amerykańskie produkcje (to w końcu nagrody Amerykańskiej Akademii), jak "Elvis", "Top Gun: Maverick", czy nawet "Avatar: Istota wody". To samo zresztą tyczy się pięknego kinofilskiego snu pod postacią "Fabelmanów". A przecież w stawce są jeszcze "Wszystko wszędzie naraz", "Duchy Inisherin", "Tar", "Women Talking" i "W trójkącie". Mocne tytuły. Dlatego właśnie substytutem statuetki dla najlepszego filmu stanie się prawdopodobnie Oscar dla najlepszego filmu międzynarodowego.
Powiedzmy to sobie jasno: "Na Zachodzie bez zmian" ma szanse na kilka statuetek, a największą na tę dla najlepszego filmu międzynarodowego. Dlatego prawdopodobnie znowu będziemy musieli obejść się smakiem. Cóż, zaśpiewamy "Polacy, nic się nie stało" i poczekamy na przyszłoroczne nominacje.