REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Wyjmijcie kije z tyłków i pędźcie na ten film. To katastrofa, ale jaka piękna

Tytuł nie kłamie. To naprawdę "Piękna katastrofa". Bo to taki film, w którym nie wiesz, co się dzieje, nie wiesz, dlaczego się dzieje, ale w ogóle cię to nie obchodzi - chcesz, aby działo się dalej.

28.04.2023
18:43
piękna katastrofa film recenzja preiera
REKLAMA

Można się nad "Piękną katastrofą" znęcać. Popisywać się ciętym językiem, rzucając uwagami, jak to bohaterowie są płascy niczym kartki papieru, którego nie powinno się marnować na tak nieudolny scenariusz. Rozpaczać nad panującym na ekranie chaosem, bo twórcy gubią się w swojej opowieści, jak świnie w agreście. Płakać, że to infantylne porno dla osób, które dopiero weszły w dorosłe życie. Można robić to wszystko. Tylko po co, skoro tak właśnie miało być? Jak bowiem inaczej wytłumaczyć, prowadzenie tej historii pewną reżyserską ręką?

Roger Kumble timing ma opanowany do perfekcji. Dobrze wie, jak przechodzić z ujęcia do ujęcia, aby z danych wydarzeń wydobyć, cały ich komiczny potencjał. Ciągle gra detalami i drugie plany są u niego żywe, bo składają się z serii mimochodem rzucanych żartów, mających podkreślać ironię opowieści. Ta historia staje się przez to groteskowa, przerysowana i nawet kiedy rozpada się na naszych oczach, rozchodzi we wszystkich możliwych kierunkach, ciągle płynie. Nie męczy, nie zmusza do ziewania i spoglądania na zegarek z nadzieją na szybki koniec seansu. Zamiast tego przykuwa uwagę, droczy się z nami i każe z niecierpliwością wyczekiwać rozwoju sytuacji.

REKLAMA

Piękna katastrofa - recenzja filmu

"Piękna katastrofa" powstała na podstawie książki New Adult, czyli takiego stuningowanego Young Adult, którego bohaterowie chodzą na studia, a nie do liceum. Cała reszta praktycznie się nie zmienia, ponieważ wszystko podąża tu znanym nam torem romansu wyjętego z mokrych snów nastolatek. Ona - dobra dziewczyna, ale z przeszłością, bo los nie obszedł się z nią delikatnie. On - łobuz lubiący dać komuś w mordę i miłośnik przelotnych romansów z szufladą pełną prezerwatyw. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, fabułę można streścić prostym, hashtagowym równaniem: #GoodGirl + #BadBoy = #GoodGirlGoneBad.

Realizm byłby panem marudą, niszczycielem uśmiechów widzów, więc Abby to dziecięca gwiazda pokera, która w kasynie zjadłaby wszystkich na śniadanie, a Travis jest mistrzem studenckiego podziemnego kręgu. Spotykają się oczywiście przypadkowo. Chociaż dziewczyna od razu wpada mu w ramiona, nie jest nim zainteresowana. Chłopak nie może jednak przestać o niej myśleć, więc w końcu proponuje zakład - jeśli podczas jednej z walk przeciwnik go nie dotknie, ona na miesiąc się do niego wprowadzi. Słyszycie? To hormony buzują na ekranie.

Piękna katastrofa - premiera - recenzja

Wyświechtane tropy gatunkowe młodzieżowego romansu interesują Kumble'a najbardziej wtedy, kiedy może je sprowadzić do erotycznego absurdu rodem z "American Pie". Niczego nie uznaje za zbyt żenujące, dlatego pozwala losowi pchać bohaterów ku sobie, plątając ich w coraz bardziej niezręczne sytuacje. Świat przedstawiony jest tak rozpalony, że aż parzy. Zanim Abby i Travis dadzą upust emocjom, padając sobie w ramiona, aby zdemolować cały pokój hotelowy, niewypowiedziane pożądanie manifestuje się chociażby w scenie z poranną erekcją, którą śpiąca dziewczyna bierze za przymilającego się kotka.

Piękna katastrofa - serce filmu bije po właściwej stronie

W "Pięknej katastrofie" ninetiesowa przesada mocno daje o sobie znać, w końcu Kumble szlifował swoją reżyserię, stając za kamerą dwóch pierwszych części "Szkoły uwodzenia". Tak jak w "Afterze 2" nadaje produkcji posmak filmów dla młodzieży z przełomu wieków (i to głównie kierowanych od razu na VHS). Bezpośrednio uśmiecha się do dzieciaków lat 90., obsadzając w roli tonącego w długach ojca Abby znanego z "Beverly Hills, 90210" Briana Austina Greena. Przyjęta poetyka pozwala twórcy bez skrępowania pławić się w kiczu i zalotnie spoglądać w stronę innych gatunków.
Czytaj także: Niby widz wiedział, a jednak trochę się łudził. Niestety: „After 2” jest takim samym gniotem, jak pierwsza część filmu

Flirt Kumble'a z kinem sztuk walk przekracza granice natarczywości. Owszem, mordobicie służy za element komiczny, a momentami nawet posuwa fabułę do przodu. Jednakże związane z nim sceny nie urastają do rangi wątku pobocznego, gdyż jest ich za mało. W ramach podkreślania charakteru Travisa wypadają natomiast tautologicznie. Czemu więc trafiły do filmu? Bo prezentują się widowiskowo. Przemyślanej narracyjnie strategii próżno zresztą szukać też przy okazji wprowadzania w ostatnim akcie motywów gangsterskich. Niby są od początku sugerowane, delikatnie podprowadzane fabularnie, ale i tak atakują widza z zaskoczenia i z mocą godną strzały amora trafiającej w serce nastoletniej dewotki, która widzi tatuaż nowego kolegi z klasy. Kupy się to nie trzyma? Tym lepiej dla nas.

REKLAMA

Brak umiaru i sensownej proporcjonalności wątków czyni "Piękną katastrofę" wręcz czymś na kształt cyrkowej atrakcji. Oglądanie jej na poważnie, nie ma żadnego sensu, bo odmawia się sobie prawa do dobrej zabawy. Trzeba na to wszystko patrzeć z przymrużeniem oka. Dlatego prawdopodobnie film będzie musiał nieco poczekać na docenienie. Nie mam jednak najmniejszych wątpliwości, że za parę lat będziemy go ustawiać w jednym rzędzie z tak kultowymi klasykami jak "Showgirls".

P.S.: Ocena "Pięknej katastrofy" nie może co prawda przekraczać 4/10, ale z zastrzeżeniem, że trzeba ją otoczyć wielkim serduchem. Już ustawiam się w kolejce po bilet na sequel - "Beautiful Wedding", który zapowiedziano jeszcze przed premierą jedynki.

"Piękna katastrofa" już w kinach.


REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA