Tłum oburzonych: Posąg Marylin Monroe promuje molestowanie seksualne. Zdrowy rozsądek: Rzeźba Dawida pochwala ekshibicjonizm
Pamiętacie ten odcinek „Simpsonów”, w którym chciano usunąć ze Springfield rzeźbę Dawida autorstwa Michała Anioła, bo uznano, że sieje zgorszenie? Podobna sytuacja ma miejsce w rzeczywistości. Wielki posąg Marylin Monroe, z podniesioną przez wiatr sukienką, podobno promuje molestowanie seksualne.
Uwieczniona w posągu poza Marylin Monroe to zatrzymana w czasie kultowa scena z filmu „Słomiany wdowiec”. Grana przez Monroe kobieta po wyjściu z kina staje na klatce wentylacyjnej metra, znajdującej się na ulicy. W momencie przejazdu pociągu powietrze podwiewa jej sukienkę do góry. Widzimy kobietę w chwili swobodnej radości.
Scena ta przeszła do historii kina i stała się symbolem X muzy. Jednak to, co przez lata uchodziło za klasykę, dziś budzi kontrowersje. Wszystko bowiem kojarzy się z jednym, a ogromne grupy ludzi wyczulone i oburzone na to „wszystko” dostały platformę i głos słyszany przez masy. Gdy więc po latach w Palm Springs ponownie stanęła niemal 8-metrowa statua Marylin Monroe z podniesioną do góry sukienką nie trzeba było długo czekać na protesty.
To rażąco seksistowska inicjatywa(…) Ten posąg wręcz zmusza odbiorców do upskirtingu – grzmi Elizabeth Armstrong, była dyrektorka Palm Springs Art Museum.
Upskirting to potajemne i tym samym wykonywane bez zgody robienie zdjęć pod spódnicą. W niektórych krajach, np. w Niemczech jest to nielegalny i karalny proceder.
I choć upskirting jest rażąco niemoralnym i obleśnym zachowaniem zasługującym na kary wszędzie, gdzie tylko ma ono miejsce, to jakoś nie widzę związku pomiędzy nim, a posągiem Marylin Monroe. Co najwyżej na zasadzie luźnych skojarzeń. Na pewno posąg ten nikogo do niczego nie „zmusza”. Takie twierdzenia to czysta demagogia.
To zresztą ciekawe, że tego typu inicjatywy są od razu zestawiane z seksizmem i molestowaniem seksualnym, podczas gdy dzisiejszy show-biznes aż kipi od soft-pornografii w teledyskach czy na występach podczas rozdania nagród muzycznych. Ociekający niewyszukanym i wulgarnym erotyzmem show Cardi B oraz Megan Thee Stallion przy okazji ceremonii rozdania Grammy kilka miesięcy temu był wręcz chwalony za odwagę w pokazywaniu feministycznej siły i afirmacji kobiecej seksualności. Podobnie jak sam kawałek WAP.
Gdy więc mówimy o sugerujących kopulację na scenie „gwiazdach” pop, to jest feminizm, a gdy pokazujemy szczerze cieszącą się swoją kobiecością i swobodą Marylin Monroe z kultowej sceny z filmu, to już jest seksizm? Trochę się w tym gubię.
Tym bardziej, że jest cała masa klasycznych dzieł sztuki – obrazów, rzeźb – prezentujących wręcz nagie postaci kobiet i mężczyzn. Nie brakuje też dzieł pokazujących wprost prostytutki. Wystarczy wspomnieć o „Pannach z Avinionu” Picassa czy „Olympii” Maneta.
Nie można też nie wspomnieć chociażby o rzeźbie Dawida autorstwa Michała Anioła przedstawiającej w pełni nagiego mężczyznę. Jeśli posąg Monroe zachęca do molestowania, to w takim razie Dawid zachęca do ekshibicjonizmu. Idąc tym tropem myślenia.
Nie twierdzę oczywiście, że posąg Marylin Monroe jest dziełem sztuki. Uchodzi on raczej za atrakcję turystyczną, bo nią był przed laty i jest obecnie.
Jakoś ci wszyscy, którzy wpadli na pomysł upskirtingu nie potrzebowali zachęty ze strony obrazów, posągów i tym podobnych. Szukanie więc w tego typu inicjatywach zapalnika, który wywoła pewne niepożądane zachowania, jest porównywalne z twierdzeniem, że bezspornie gry wideo mają 100 proc. przełożenie na liczbę strzelanin w szkołach i morderstwa z bronią w ręku.
Gdybym miał osobiście zdecydować, to umieściłbym w tym miejscu posąg Grace Kelly albo Elizabeth Taylor, bo dla mnie to one są symbolem Hollywood lat 50. i 60. Ewentualnie wybrałbym inną legendarną scenę z filmu. Tym niemniej Monroe bez wątpienia była największą gwiazdą tamtych czasów i do dziś pozostaje ikoną.
Żyjemy w kulturze obrazkowej, a samo kino jest festynem obrazów, więc nie dziwię się, że do historii przeszła ta jakże barwna i pod wieloma względami symboliczna scena. W tym jednym „obrazku” zaszytych zostało co najmniej kilka wątków – od afirmacji kobiecości, przez podsumowanie ówczesnej ery kina, po, a jakże, budzącą się do życia w naszej kulturze kobiecą seksualność. Czy się to komuś podoba czy nie, jest to dziedzictwo kulturowe, przynajmniej w tej części świata, do której należymy. Zapominając o tym dziedzictwie, zapominamy o naszych korzeniach. Nawet jeśli się z tymi korzeniami dziś nie zgadzamy.
Jasnym jest też, że Hollywood przechodzi obecnie czas gruntownych przemian, po ruchu #MeToo już teraz wygląda zupełnie inaczej niż jakieś 10 lat temu.
Sama Marylin Monroe była postacią tragiczną.
Sprowadzona w większości do roli symbolu seksu, publicznie przyznała, że była wykorzystywana przez włodarzy wielkich hollywoodzkich studiów, których nazywała „wilkami”. Zmarła tragicznie w wieku 36 lat. Z drugiej strony sama świadomie grała swoją seksualnością, przekuwając ją raczej w atut niż fatum.
Dodatkowo, budzący kontrowersje posąg nie jest figurą Marylin Monroe jako prywatnej osoby, tylko, jak wspomniałem wyżej, jest zatrzymaną w czasie kultową sceną z filmu. Nie przeszkodziło to jednak w zorganizowaniu petycji sprzeciwiającej się publicznemu pokazywaniu posągu. Na ten moment zebrano ponad 40 tys. podpisów.
Właściciel posągu zobowiązał się do przeprowadzenia „niezależnego badania”, które ma sprawdzić wszystkie pozytywne i negatywne skutki odbioru figury przez turystów. Ja się z kolei zastanawiam czy ta kultura auto-cenzury robi więcej szkody czy pożytku?
* Autor zdjęcia głównego: Julien Hautcoeur/Shutterstock