REKLAMA

Nie mam wątpliwości: film "Reality" z gwiazdą "Euforii" to najlepsza kinowa premiera sierpnia

"Reality", oparty na faktach reżyserski debiut Tiny Satter, od kilku miesięcy jest dostępny w zagranicznych ofertach HBO Max. W Polsce obraz dopiero trafił do kin - i wygląda na to, że mamy do czynienia z najciekawszą premierą sierpnia. Poważnie: jeśli mielibyście wybrać się tylko na jeden film, który w tym miesiącu pojawił się lub lada dzień pojawi w repertuarach, niech to będzie ta produkcja z Sydney Sweeney w roli głównej. Nie pożałujecie.

reality film 2023 recenzja opinie premiera kino sydney sweeney
REKLAMA

Reality Winner - główna bohaterka filmu Tiny Satter - to prawdziwa osoba, o której w 2018 roku mówiły i pisały wszystkie najważniejsze amerykańskie media. Jeśli jednak planujecie obejrzeć tę niedługą, ale niebywale intensywną produkcję, a nie znacie historii tej młodej tłumaczki, mam dla was małą radę: odpuśćcie lekturę podstrony na Wikipedii czy innych artykułów na jej temat. Im mniej wiecie, tym prędzej i głębiej zaangażujecie się w ten pierwszoligowy spektakl.

Nie zdradzając więcej, niż to potrzebne, podrzucę bezspoilerowy zarys fabuły. Reality (Sydney Sweeney) to 25-letnia tłumaczka i była członkini Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, która pewnego dnia spotyka agentów FBI czekających na nią pod jej domem. Federalni nie chcą zdradzić, o co dokładnie chodzi - informują jedynie, że sprawa dotyczy ujawnienia poufnych danych, a sąd podpisał nakaz przeszukania domu, samochodu i samej Winner. Młoda kobieta ewidentnie nie ma pojęcia, o co tak naprawdę chodzi - nie zamierza jednak utrudniać procedur. Współpracuje, odpowiada na pytania.

Trwający godzinę i dwadzieścia trzy minuty obraz bazuje na transkrypcji nagrań rozmów, które agenci przeprowadzili z Reality 3 czerwca 2017 roku - właśnie tego dnia zjawili się na jej podjeździe. Satter pierwotnie przekształciła transkrypcję w sztukę teatralną, by kilka lat później zrealizować film na jej podstawie.

REKLAMA
Reality
REKLAMA

Reality: recenzja filmu

„Reality” ogląda się siedząc jak na szpilkach - to budzący narastający dyskomfort thriller w stylu, powiedziałbym, antycznym. Akcja rozgrywa się właściwie w jednym miejscu (na zewnątrz i wewnątrz domu tytułowej postaci) i czasie, a bohaterów policzymy na palcach jednej ręki. Pierwszorzędna reżyseria za sprawą skromnych filmowych środków potrafi wywołać zaskakujący efekt: nieduża przestrzeń z minuty na minutę wypełnia się obawami i niezręcznością. Opresyjny, duszny i gęsty festiwal wymiany podejrzeń, półprawd i kłamstw angażuje bez reszty. Nieśpiesznie, ale w nieustannym napięciu docieramy do prawdy - przez większość czasu, podobnie jak bohaterka, zdezorientowani i nieufni. 

Każda sekwencja jest tu fenomenalnie zainscenizowana i zagrana. Sydney Sweeney w swej najlepszej z dotychczasowych kreacji udowadnia, że stać ją na wiele - i dopiero się rozkręca. Jej smutne, zdeprymowane i zagubione spojrzenia, niepewne uśmiechy oraz mowa ciała robią robotę - to naturalność pierwszej próby.

Olbrzymie wrażenie robi przeplatanie filmowych scen pustym, czarnym kadrem - wówczas wypowiedzi bohaterów są rozwijane fragmentami nagrań z ukrytych urządzeń rejestrujących. Dialogi są tu niemal jeden do jednego przepisane ze źródła, co oznacza pewnego rodzaju hiperrealizm - nieudolne sformułowania, błędy i potknięcia, potoczny, nudnawy język. Nikt nie jest tu nad wyraz elokwentny, wszyscy wypowiadają się jak żywi, pełnokrwiści ludzie. To działa - słuchanie każdej, nawet błahej wymiany zdań jest niezmiennie fascynujące; przypomina, że to wszystko wydarzyło się naprawdę i toczyło dokładnie tym trybem. Kiedy zaś transkrypcja staje się niejasna lub wypowiedzi wymagają wygłuszenia (chodzi o istniejące dane, adresy czy nazwiska), obraz migocze, a bohaterowie na moment znikają z ekranu. Działa.

Znamienne, że największy niepokój budzą tu przedstawiciele państwowego wywiadu, lęk przed którymi zdaje się czymś naturalnym - fałszywi, obłudni, na zmianę uśmiechnięci i śmiertelni poważni, przede wszystkim jednak: niebezpieczni. Oto spokojny, profesjonalny i nieustępliwy pokaz przytłaczającej siły - bezwzględnej w obliczu ryzyka „zagrożenia bezpieczeństwa kraju”. Z drugiej strony, „Reality” świetnie sprawdza się na poziomie ludzkim - niezależnie od tego, czy po drodze wam z główną bohaterką, siłą rzeczy poświęcicie kilka chwil na przemyślenie tej unikalnej postawy. To przecież nieczęste: postępowanie w zgodzie z własnym sumieniem, pozbawione autopromocji, nieszukające poklasku. Co ciekawe, obraz Satter - mimo swej prostoty i wierności faktom - można czytać na kilka sposobów. Mówi wiele, sporo komentuje, a nasz odbiór jest zależny wyłącznie od tego, co jest nam bliższe, co bardziej przykuwa naszą uwagę. Czapki z głów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA