„Servant” od M. Night Shyamalana wróciło właśnie na Apple TV+ z 2. sezonem, a wraz z nim to samo uczucie nieopisanego niepokoju, co rok temu.
OCENA
W ofercie serwisu Apple TV+ znalazło się wiele seriali z najróżniejszych gatunków, a propozycją dla fanów opowieści z dreszczykiem jest „Servant” przygotowane przez M. Night Shyamalana, twórcę takich hitów jak „Szósty zmysł”, „Niezniszczalny”, „Split” czy „Glass”. W ramach serwisu wideo na żądanie od Apple’a zdecydował się on opowiedzieć historię Dorothy i Seana Turnerów, która doczekała się właśnie kontynuacji.
Ona jest reporterką lokalnej telewizji, on kucharzem, a łączy ich trauma — mieli syna, ale Jericho zmarł jeszcze zanim udało się go ochrzcić. Dorothy się tym kompletnie załamała, a zdesperowany Sean, który sam się ledwie trzyma, dał się namówić na to, by w ramach terapii dziecko zastąpiła… lalka. Moment, w którym poznajemy te postaci, to chwila, gdy do ich domu trafia niania, Leanne Grayson (Nell Tiger Free), a razem z nią… pewien noworodek.
„Servant” w 2. sezonie przenosi nas do tego samego miejsca, w którym bohaterów pożegnaliśmy ostatnio.
Leanne dogoniła jej przeszłość w postaci członków sekty, na której czele stoi jej budzący grozę wuj. Dziewczyna wspólnie z nim wykrada dziecko z domu Turnerów i ulatnia się jak kamfora. Sean, Dorothy oraz jej brat Julian Pearce (Rupert Grint), który wcześniej pomógł w stworzeniu iluzji, iż prawdziwy Jericho nadal żyje, zaczynają się zastanawiać, jaki będzie ich kolejny krok. Nie wszyscy chcą jednak ruszać tropem noworodka.
Dorothy, która przez ostatnie miesiąca wegetowała, jest teraz zdeterminowana, by odnaleźć Leanne i odzyskać Jericho — czy też dziecko, które za swojego syna uznaje. Sean jest jak zwykle apatyczny, a Julian nie wierzy w żadne nadprzyrodzone zjawiska i chciałby o tym epizodzie w ich życiu jak najszybciej zapomnieć. Boi się, że gdy tylko policja się dowie, iż przewinął się tu jakiś noworodek, zacznie się dochodzenie i wszyscy trafią do więzienia.
Policję udaje się jednak przekonać, by odpuściła sobie tę sprawę, ale Dorothy tak łatwo nie odpuści.
Kobieta rozpoczyna prywatne śledztwo, przy czym udowadnia, że potrafi coś więcej, niż tylko dobrze grać podczas relacjonowania mało istotnych wydarzeń. Sprawnie łączy kropki i odkrywa kolejne informacje, dzięki którym wpada na trop drugiej przywódczyni sekty Leanne, która rzekomo zginęła wiele lat temu — jest nią ciotka dziewczyny, której aparycja budzi w nas równie duży niepokój, co w przypadku jej męża.
Co jednak w tym wszystkim najciekawsze, to fakt, że nadal nie wiemy, czy Leanne faktycznie ma jakieś nadprzyrodzone moce — serial pozostawia tu widzom dowolność interpretacji. Oczywiście wszystko wskazuje na to, że Jericho i członkowie sekty faktycznie powstali z martwych, ale „Servant” już ostatnim razem zasiało w nas nutkę niepewności. Im dalej od niezwykłych wydarzeń, które były udziałem bohaterów i widzów, tym łatwiej to sobie wszystko racjonalizować.
Niestety z bólem muszę stwierdzić, że najnowszy odcinek „Servant” powoduje uczucie niedosytu.
Pewnym pocieszeniem jest to, że M. Night Shyamalan odpowiedział na dwa trapiące widzów pytania. Pierwsze z nich tyczy się tego, co właściwie się stało z ciałem prawdziwego Jericho, a w ramach retrospekcji otrzymaliśmy potwierdzenie, iż zostało ono zabrane przez policję. Drugie to geneza tego, że Sean i Julian zdecydowali się na szaradę z lalką — tutaj odpowiedź daje Dorothy, która mówi mężowi wprost, że po stracie dziecka popełniłaby samobójstwo.
W tej głównej linii czasowej z kolei tak naprawdę nic konkretnego się w tym epizodzie nie wydarzyło, a spędziliśmy go przede wszystkim na podsumowywaniu dotychczasowych wydarzeń i kreśleniu nowego planu działania i na jakiekolwiek konkrety przyjdzie pora dopiero za tydzień. Mimo to trudno powiedzieć, by był to zmarnowany czas, skoro nawet pomimo tego, że akcja niemal nie ruszyła się z miejsca, uczucie niepokoju w „Servant” i tak nie opuszcza nas na krok.
Kolejnego odcinka wprost nie mogę się doczekać i tak jak zwykle doceniam fakt, iż epizody seriali udostępniane są nie wszystkie jednocześnie, tylko po jednym - tak dotyczy to seriali, w których kolejne części trwają kilkadziesiąt minut. Apple zdecydował, by w przypadku „Servant” każdy z nich miał niecałe pół godziny, przez co, zanim na dobre wsiąknę w ten gęsty klimat, wyrywają mnie z niego końcowe napisy.