"Sługa narodu" w mgnieniu oka - z oczywistych przyczyn - stał się najpopularniejszym serialem na YouTubie. Satyryczna produkcja z Wołodymyrem Zełenskim w roli głównej okazała się dziełem poniekąd profetycznym. Ostatecznie aktor stał się prawdziwym sługą narodu - człowiekiem u władzy, zmuszonym przejść najtrudniejszą z prób. A sam serial? Cóż - to wciąż kawał solidnej rozrywki.
OCENA
O barwnej karierze Wołodymyra Zełenskiego zostało już napisane - również na łamach naszego serwisu - wiele. Nic dziwnego: jest to kariera zaskakująca. Jedna z tych historii, której trudno dać wiarę - i dowód na to, że najciekawsze opowieści pisze samo życie.
Nie mniej przewrotnym i poniekąd proroczym etapem życiowej drogi Zełenskiego okazał się jego występ w serialu "Sługa narodu" z 2015 roku, gdzie zagrał główną rolę. Ex-aktor wcielił się tam w postać nauczyciela historii przypadkowo obejmującego - zgadza się - urząd prezydenta Ukrainy. Nie jest tajemnicą, że "Sługa narodu" to produkcja w Ukrainie lubiana, która w sporej mierze przyczyniła się do popularności prezydenta - to jedna z tych produkcji, której numer z czołówki potrafi zanucić lub zaśpiewać naprawdę wielu mieszkańców atakowanego przez Władimira Putina kraju.
Oczywiście popularność nie jest wyznacznikiem jakości - ciekawy, jak produkcję Aleksieja Kiruszczenki odbierze Polak w 2022 roku, sięgnąłem po dostępne (jeszcze) na YouTubie odcinki. A przynajmniej te wzbogacone o anglojęzyczne napisy.
Przypomnę, że prawa do emisji tego political fiction zakupują telewizje z całego świata.
Serial Sługa narodu: gdy życie naśladuje (dobrą) sztukę
Serial "Sługa narodu" opowiada o perypetiach niejakiego Wasilija Pietrowicza Gołobrodki (Zełenski), nauczyciela historii, który pewnego dnia wygłosił do swoich uczniów przemówienie - nie przebierając w słowach skrytykował ukraińską klasę polityczną i skorumpowanych oligarchów (co ciekawe - walkę z korupcją wśród nich Zełenski zapowiedział również podczas swojej prawdziwej kampanii). Jeden z licealistów nakręcił tę przemowę i wrzucił nagranie do sieci - materiał szybko zdobył sporą popularność, a Gołobrodko - sympatię rodaków. Nauczyciel wkrótce zasiadł na prezydenckim fotelu, z którego musiał stawić czoła między innymi - no właśnie - wspomnianym oligarchom.
W "Słudze narodu" każdy z najpotężniejszych oligarchów jest przekonany, że Gołobrodko musi być marionetką jednego z pozostałych - już ten motyw doskonale ilustruje poziom zgryźliwości i cierpkości serialu. Bo ta satyra to prawdziwy śmiech przez łzy - szczera, uczciwa i dość przyziemna (choć niepozbawiona absurdalnych wstawek) połajanka okraszona autentycznie zabawnym humorem (szczerze żałuję, że spora część z dowcipów ginie w tłumaczeniu). Co więcej: niezwykle egalitarna w duchu.
Serial pozwala spojrzeć na Ukrainę wyrwaną z kontekstu niszczycielskiej putinowskiej inwazji. Momentami "Sługa" sam zresztą staje się czymś na kształt listu miłosnego do kraju, który "w całości spadł na barki Wasilija" - wbijając kolejne szpile twórcy podkreślają zarazem swoje głębokie przywiązanie do ukraińskich dowcipów, kaprysów, ciepła. Nie da się ukryć: serial Kiruszczenki bawi, jednocześnie łamiąc serce.
Poza tym - wciąga na poziomie przejrzystej, ale niepozbawionej przemyślanych wolt i wciągającej opowieści. Świetnie sprawdza się jako zgrabna i błyskotliwa ilustracja efektu sławy - tego, jak wpływa ona na ludzi i rzeczywistość dookoła osoby zdobywającej nagłą popularność i tytuł. "Sługa" jest też naprawdę fajnie zagrany - wrażliwy, niepewny, ale i czarujący zarazem Zełenski kradnie show, ale to oczywistość, o której wspominam jedynie z racji kronikarskiego obowiązku.
Poza tym jest coś fascynującego w obcowaniu z materiałem oferującym całkiem niezły sposób na lepsze zrozumienie politycznych korzeni i przekonań prawdziwego sługi narodu; serialem, który swego czasu dał asumpt do rozpoczęcia prawdziwej walki o lepszą Ukrainę. Ukrainę, która zaledwie kilka lat później stanęła w płomieniach.