REKLAMA

Na poważny film o pandemii jeszcze musimy poczekać. Oceniamy „Songbird. Rozdzieleni”

Twórcy filmowi muszą nauczyć się opowiadać o pandemii. Zdążyli już wykorzystać temat koronawirusa, aby dostarczyć nam taniej rozrywki. „Songbird. Rozdzieleni” miał być inny, ale jak się okazuje na poważny film o naszej obecnej rzeczywistości przyjdzie nam jeszcze poczekać. 

Songbird. Rozdzieleni. Recenzja filmu o pandemii koronawirusa
REKLAMA
REKLAMA

A co jeśli pandemia się nie skończy? Co jeśli będzie trwała jeszcze wiele lat, bo koronawirus ulegnie mutacji, której nie będzie w stanie zwalczyć szczepionka? Co jeśli do 2024 roku będziemy musieli siedzieć w domu, a po ulicach będzie mogła poruszać się jedynie garstka wybrańców odpornych na COVID-23? Jest to bardzo czarny scenariusz, ale przecież niekoniecznie wykluczony. Być może to, co narodziło się w wyobraźni twórców „Songbird. Rozdzieleni”, stanie się rzeczywistością. Na razie jednak Adam Mason jedynie żeruje na aktualnym temacie, aby dostarczyć nam rozrywki w tych trudnych czasach. Podejście godne uznania, ale jednak można było zrobić to lepiej.

Ze względu na swoją specyfikę Hollywood z opóźnieniem reaguje na aktualne wydarzenia. Cała biurokracja, podejście nastawionych na maksymalizację zysków wytwórni, kolaudacje, pokazy testowe sprawiają, że realizacja filmu trwa i trwa. Z podobnymi ograniczeniami nie muszą mierzyć się firmy działające na obrzeżach fabryki snów. Dlatego już w kwietniu mogliśmy się bawić na „Corona Zombies”, patrząc jak ludzie w czasie pandemii muszą walczyć nie tylko ze sobą o papier toaletowy, ale też stawić czoła krwiożerczym zombie, wyjętymi wprost z włoskiej pulpy. Pośmialiśmy się z samych siebie i naszego zachowania. Teraz kilka miesięcy później otrzymaliśmy „Songbird. Rozdzieleni”, które wydaje się sklecone równie szybko, co wspomniany horror produkcji Full Moon Features. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby wcześniej nie obiecano blockbusterowego dreszczyku emocji. W końcu jednym z producentów jest Michael Bay.

Nie szykujcie się jednak na serię wybuchów, połączonych ze sobą pretekstową fabułą.

Mason jest o wiele bardziej powściągliwy. Zdecydował się opowiedzieć historię o miłości osadzoną w dystopijnym świecie. Zabiera nas do niedalekiej, opisanej wyżej przyszłości, w której dotyk drugiej osoby jest jedynie wspomnieniem z odległych czasów. Ludzie zamknięci w domach nie mogą nawet wyjść na zewnątrz, bo COVID-23 jest wszędzie. Zainfekowani wywożeni są do specjalnie dla nich stworzonych stref wzorowanych na obozach koncentracyjnych. Nico jest jednym ze szczęśliwców odpornych na koronawirusa. Pracuje jako kurier, dowożąc klientom najpotrzebniejsze towary. I chociaż nie miał okazji spotkać się na żywo z Sarą, to się w niej zakochał. Parze zamiast dotyku muszą wystarczyć rozmowy przez kamerkę. Razem planują jednak uciec gdzieś w siną dal, aby móc spędzić wspólnie więcej czasu. Kiedy babcia dziewczyny zachoruje, on zrobi wszystko aby uchronić partnerkę przed trafieniem na kwarantannę.

Na papierze wygląda to całkiem dobrze. W rzeczywistości „Songbird. Rozdzieleni” tak bardzo pozbawiony jest logiki, że nawet gdyby motocykl protagonisty zmienił się w jednej ze scen w Optimusa Prime’a widz zapewne zbyłby to wzruszeniem ramion i oglądał dalej. Reżyser rozmienia swoją historię na drobne. Mnoży bohaterów równie chętnie co linie fabularne. Próbuje więc rozwinąć wątek małżeństwa bogaczy chroniących córkę z obniżoną odpornością, weterana zakochującego się w gwieździe internetu, czy bezwzględnego w swej pracy szefa służb sanitarnych. Dzięki temu świat przedstawiony sprawia wrażenie żywego i ciągle rozrastającego się organizmu. Niestety dzieje się to kosztem przejrzystości i spójności opowieści. Postacie postępują w dany sposób, bo tego wymaga scenariusz. O jakiejkolwiek prawdzie psychologicznej można zapomnieć, a przecież na tym powinien opierać się ciężar filmu podejmującego taki temat.

Songbird recenzja opinie class="wp-image-478858"
Songbird. Rozdzieleni

Oczywiście, nie ma nic złego w taniej eksploatacji tematu pandemii, o ile nie robi się tego pod pretekstem ambicji.

A te, biorąc pod uwagę mnogość wątków i bohaterów, z pewnością towarzyszyły Masonowi. Twórca opowiada swoją historię w taki sposób, że chciałoby się dowiedzieć z niej czegoś o sobie, znaleźć jakiś punkt zaczepienia, pozwalający zrozumieć sytuację, w jakiej się znaleźliśmy. Zamiast tego otrzymujemy gatunkowe skróty i uproszczenia, aby na koniec poczuć płonną nadzieję na lepsze jutro. Jest to produkcja bardzo roszczeniowa i naszpikowana pretensjami. Scenariusz zawodzi na każdym kroku, bo nie jest w stanie dostarczyć nawet odpowiedniej dawki rozrywki. Reżyser staje w rozkroku pomiędzy blockbusterowym rozmachem i kameralnością filmu psychologicznego. Przez co jak na kino widowiskowe jest tu zbyt nudno, a jak na psychodramę jest za dużo akcji.

Pod ładnymi obrazkami kryje się nieznośna pustka. Bo jest na czym oko zawiesić. Dzięki zabiegom formalnym nieraz możemy odczuć samotność bohaterów, neonowe barwy w jakich ekran bywa skąpany wręcz hipnotyzują, a scena zbliżenia seksualnego wygląda jak wyjęta z wyobraźni Davida Cronenberga. Oprawa audiowizualna to jedyne, co może utrzymać uwagę widza przez krótki przecież, niespełna półtoragodzinny, czas trwania filmu. Oglądanie „Songbird. Rozdzieleni” najlepiej ilustrowałaby więc sinusoida, ponieważ wznosimy się na wyżyny zachwytu, aby po chwili zastanowienia spaść w odmęty przepaści zażenowania. I naprawdę szkoda, że rozrywkowe ambicje twórców nie idą w parze z ich artystycznymi kompetencjami.

REKLAMA

„Songbird. Rozdzieleni” obejrzycie na platformach Canal+, Rakuten, Cineman i Player.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA