REKLAMA

Oscar dla „Green Booka” zdenerwował Spike'a Lee. Reżyser chciał opuścić galę, ale mu nie pozwolono

Spike Lee przez lata był jednym z reżyserów najczęściej pomijanych przez Akademię Filmową. Twórca właśnie doczekał się pierwszego Oscara, ale i tak nie zapamięta najlepiej tegorocznej gali. Wszystko przez zdobycie najważniejszego wyróżnienia przez „Green Book”.

spike lee oscary
REKLAMA
REKLAMA

Najnowszy film Spike'a Lee - „Czarne bractwo. BlacKkKlansman” - doczekał się pozytywnych recenzji od krytyków i widzów. Wielu oglądających chwaliło humor i inteligencję w podejściu do problemu rasizmu w Stanach Zjednoczonych. Dlatego nikogo nie zaskoczyło, gdy produkcja doczekała się aż sześciu nominacji do tegorocznych nagród Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej.

Część komentatorów wskazywała Lee jako głównego kandydata do nagród dla reżysera i za scenariusz adaptowany. Mówiło się nawet o tym, że w dobie politycznych zawirowań i konfliktów „Czarne bractwo. BlacKkKlansman” ma szansę na statuetkę dla najlepszego filmu. Lee był wcześniej nominowany do Oscarów w 1990 roku za scenariusz do „Rób, co należy” oraz w 1998 za dokument „Cztery małe dziewczynki”, ale bez powodzenia.

Jeżeli Spike Lee liczył, że nadszedł jego czas, to chyba trochę się zawiódł. I to mimo zdobycia pierwszego Oscara w swoim życiu.

Jeden z dziennikarzy obecnych na gali dostrzegł w pewnym momencie skulonego w kącie Lee, który przygotowywał swoją mowę. Okazało się, że reżyser otrzymał okazję, by ją przeczytać na scenie. „Czarne bractwo. BlacKkKlansman” zwyciężyło w kategorii najlepszy scenariusz adaptowany. W swoich podziękowaniach artysta wspomniał o szacunku do naszych korzeni, trwającym właśnie miesiącu czarnej historii, a także odbywającej się w 2020 roku kampanii prezydenckiej. Nawoływał do kolegów z branży, by stanęli po właściwej stronie i wsparli miłość w walce z nienawiścią.

Niedługo później sam miał jednak problem z powstrzymaniem swoich negatywnych emocji po ogłoszeniu zwycięstwa „Green book”. Premierze filmu z Viggo Mortensenem i Mahershalą Alim w rolach głównych towarzyszyły liczne kontrowersje. Swoje obiekcje zgłaszała rodzina muzyka Dona Shirleya, a krytycy podkreślali, że „Green book” to w zasadzie współczesna wersja „Wożąc panią Daisy”. Reżyserowi bardzo nie spodobał się ten wybór Akademii, dlatego zamachał rękami z obrzydzeniem i próbował opuścić salę. Zabraniają tego jednak zasady i dlatego Lee odwołano z powrotem na miejsce.

Podczas zakulisowych rozmów z dziennikarzami reżyser opowiedział więcej o swoich uczuciach związanych z przegraną.

REKLAMA


W trakcie picia szampana żartobliwe zaznaczył, że to jego szósty kieliszek i ta liczba nie jest przypadkowa (w tylu kategoriach nominowane było „Czarne bractwo. BlacKkKlansman”). Dodał też, że czuje się jak po ukąszeniu węża, bo zawsze, kiedy powstaje film o tym, że ktoś kogoś wozi, to on przegrywa. Była to oczywista aluzja do przegranej „Rób, co należy” z „Wożąc Panią Daisy”. Choć w rzeczywistości tamte produkcje w 1990 nie rywalizowały ze sobą bezpośrednio. Dzieło z Morganem Freemanem wygrało m.in. statuetki za najlepszy film i scenariusz adaptowany. „Rób, co należy” walczyło za to o statuetkę dla oryginalnego skryptu.

Co ciekawe, Lee nie był jedyną osobą niezadowoloną z wyników. Według Variety, swoją dezaprobatę wobec „Green Book” wyraził także Jordan Peele (autor „Uciekaj!”) i osoby z jego otoczenia. Również wielu internautów zdziwiła decyzja Akademii, która pominęła film Lee, „Faworytę” oraz „Romę”, dając zamiast tego najwięcej nagród „Bohemian Rhapsody” i „Green Bookowi”. Oscary po raz kolejny pokazały się jako nagroda całkowicie polityczna. I wiele osób zaczyna mieć tego dosyć.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA