Twórczość Mario Puzo można uznać za wyśmienitą. Wielu Czytelników może się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Ba! Wielu może podpiąć się mocnymi argumentami, ale jest to wyłącznie moje i tylko moje zdanie. Owszem, trafiały się pozycje słabsze, lecz z tych, które dane mi było przeczytać nie sposób nie rzeknąć choćby dobrego słówka. Bardzo lubię styl Puzo i za to z jaką klasą przedstawia w swoich dziełach fabułę. Jego powieści czyta się szybko i niezwykle przyjemnie. Aż tak przyjemnie, że nie idzie oderwać oczu od pierwszych stronnic. Właśnie tak bardzo wciągają książki amerykańskiego pisarza pochodzenia włoskiego. I identycznie jest z "Sycylijczykiem", którego przyszło mi zrecenzować.
"Sycylijczyk" to powieść, która ukazała się po raz pierwszy w 1984 roku. Jest kontynuacją trylogii, zapoczątkowanej "Ojcem Chrzestnym", w której dowiadujemy się wiele - jak sam tytuł wskazuje - o sycylijczykach. Puzo przenosi Czytelników w brutalny świat , gdzie zdrada goni zdradę.
Akcja dzieje się w czasie, w którym Michael Corleone, po dwuletnim pobycie na Sycylii ma w końcu wrócić do rodziny, do domu (kto czytał "Ojca Chrzestnego", a nie wyobrażam sobie takiego osobnika, ten wie, z jakiego powodu najmłodszy syn don Vita znalazł się na tych ziemiach). Lecz zanim wróci zostaje zlecona mu jeszcze jedna misja, a mianowicie ma pomóc wyemigrować wielkiemu banicie - Salvatore Guilianowi do Ameryki. Czemu wielkiemu? Otóż Turi (tak nazywali go jego ziomkowie i bliscy) doszedł do niezwykłej władzy i pozyskał sobie uznanie wielu ludzi, poprzez okradanie bogatych, a rozdawanie biednym niczym Robin Hood z lasu Sherwood. Takie działania spowodowały, że Guiliano zdobył nie tylko sprzymierzeńców, ale i potężnych wrogów.
Dzięki pomocy Aspanu Pisciotty - którego główny bohater uznawał wręcz za brata - udało im się stworzyć świetnie prosperującą szajkę. Salvatore ratował wieśniaków i oprychów z obozów karabinierów, rozdawał pieniądze i jedzenie biednym rodzinom i samotnym wdowom. Otrzymał miano "godnego szacunku", z czasem zyskał nowych, silnych popleczników (w tym niezwykle brutalnych i żądnych walki), lecz ulegającym wpływom bohatera. Ten za pomocą perswazji zdobywał coraz lepsze stosunki ze swoimi podwładnymi, a także dzięki temu do jego bandy przyłączyli się tacy dranie, jak Passatempo czy z morderczym wyrazem twarzy Stefano Andolini, zwany nie bez powodu "Fra Diavolo", czyli Brat Diabła.
Mario Puzo udało się znakomicie wykreować postaci. Zwłaszcza główny bohater książki zaskakuje swoją niesamowitą pomysłowością i lisią przebiegłością. "Prawa ręka", a zarazem osoba, której Turi ufa bezgranicznie, Aspanu również pozostawia na Czytelniku wrażenie. Jest sprytny, bardziej brutalny i niewielu przyjaciołom wierzy. Lecz obu łączą też inne cechy, takie jak podejrzliwość, braterska miłość i umiłowanie do ojczyzny. Byli także czuli na zdradę, uważali, że musi zostać zmytą krwią. Osobnik, łamiący żelazną zasadę omerta musiał ponieść konsekwencje, a nią była śmierć. Szkoda, że nie uświadczymy za wielu sytuacji z Michaelem Corleone w roli głównej. Przejawia się zaledwie w pierwszej i ostatniej księdze (a jest ich pięć). Dowiadujemy się za to ciekawych informacji na temat brata Pete Clemenzy, don Domenico, a także innych tamtejszych mafioso, w tym wielce szanownego don Croce, który odegrał w książce rolę wcale nie mniej ważną niż Aspanu. Choć wydaje mi się, że dużo, i to dużo większe wrażenie pozostawił na mnie don Vito Corleone w "Ojcu Chrzestnym", którego poczynania i zachowanie stosowne do odpowiedniej sytuacji utkwiły mi głębiej w pamięci.
Wiele też przeczytamy na temat życia i sposobach jego prowadzenia przez Sycylijczyków. Na temat jak żyją bogaci i biedni, jak władza, a jak kościół. A również o strukturze sycylijskiej mafii, którą możemy sobie porównać, jeśli przeczytaliśmy wcześniej chyba największe dzieło Mario Puzo (a jakie, to chyba mówić nie muszę), z tą amerykańską.
Wszystkie powieści Mario Puzo, jakie do tej pory poznałem, miały intrygującą fabułę i częste zwroty akcji. I tym razem jest podobnież. "Sycylijczyk" to niezwykle interesująca historia, o uczuciu, zdradzie, miłości do kraju i mafii (a tak przy okazji nie brak jej wartkiej akcji). Nie sprawiła takiego wrażenia, jak po "pierwszym razie" z "Ojcem Chrzestnym", lecz to książka z najwyższej półki, warto nań wyrzucić każdy grosz (oczywiście bez zbytniego przesadyzmu;)). Naprawdę. Kończywszy swoje wypociny, zostawiam Wam karteczkę z następującymi słowami:
Tak umrze każdy*, kto nie przeczyta "Sycylijczyka". ;)
*A jak? Tego dowiecie się z książki. :)