„Szkoła dla elity” wróciła z 4. sezonem i znów podbiła Netflix. Niestety, nowy sezon okazał się najsłabszy
Czwarty sezon hiszpańskiego serialu Netfliksa pt. „Szkoła dla elity” jak na razie cieszy się mieszanym (ze wskazaniem na negatywny) odbiorem widzów, na co wskazują choćby oceny w zagranicznych agregatorach opinii. Nie jestem tym zanadto zdziwiony, bo choć moim zdaniem spadek formy serialu jest nieznaczny, to nie da się ukryć, że najnowsza seria jest zdecydowanie najsłabsza.
Carlos Montero i Dario Madrona stworzyli dla Netfliksa serial, który szybko zaskarbił sobie sympatię subskrybentów; wierna widownia, której serca zostały skradzione przez tę mieszankę thrillera z teen drama, i tym razem rzuciła się, by wchłonąć premierowe odcinki. Również na Netflix Polska 4. sezon „Szkoły dla elity” szybciutko wywindował się na pierwsze miejsce na liście najchętniej oglądanych produkcji serwisu.
Nie było tajemnicą, że nowa odsłona przyniesie wiele zmian, przede wszystkim obsadowych: znani z poprzednich serii aktorzy pożegnali się z fanami w mediach społecznościowych. Ich bohaterowie (m.in. Carli, Valerio, Lu) ukończyli już Las Encinas, czyli najbardziej elitarną szkołę w Hiszpanii, gdzie uczą się dzieciaki osób z wyższych sfer, i wyjechali, by studiować za granicą. Oczywiście, twórcy znaleźli zastępców, którzy dołączyli do grona uczniów i tych bohaterów, którzy muszą powtarzać rok. Nowe twarze zabierają znacznie więcej ekranowego czasu, niż można było przypuszczać, ale dobrze sprawdzają się w tej opowieści. Każda z nowych postaci wiele wnosi do fabuły i w jakiś sposób się wyróżnia, godnie zastępując poprzedników.