REKLAMA

5. odcinek „Szoguna” jest mroczny i gęsty. Dominują konflikty i nieoczekiwane powroty

Serial „Szogun” skradł serca widzów jeszcze przed oficjalną premierą. O produkcji mówiło się dużo i głośno przy każdej zapowiedzi lub nawet najmniejszej informacji na jej temat. Nic w tym dziwnego, ponieważ już teraz słyszy się, że to najważniejsze serialowe wydarzenie 2024 roku, a jak na razie mogliśmy zobaczyć tylko (lub aż) 5 epizodów w zapowiedzianych 10. Co zaprezentował odbiorcom 5. odcinek „Szoguna”? Przekonajmy się.

5 odcinek serialu Szogun, recenzja
REKLAMA

Uwaga! Tekst zawiera spoilery dotyczące piątego odcinka pierwszego sezonu serialu „Szogun”!

Przede wszystkim trzeba wyraźnie zaznaczyć, że z każdą kolejną odsłoną dzieło twórczego duetu Rachel Kondo i Justina Marksa zyskuje na jakości. W perfekcyjny sposób udaje mu się dozować widzom emocje i wrażenia. Jak do tej pory nie zdarzyło się jeszcze, żeby jeden odcinek był wręcz przepełniony akcją i kolejnymi elementami skomplikowanej intrygi politycznej, a drugi stanowił tylko nieistotne uzupełnienie historii, którego nikt nie potrzebował. Mówiąc w skrócie, był po prostu nudny. Każdy odcinek „Szoguna” dodaje do opowieści coś nowego, intrygującego i zachęcającego do tego, aby w każdy wtorek regularnie wracać przed ekrany. Brak tzw. fillerów to zdecydowanie jedna z największych zalet serialu. Stały rytm pozwala na pełne zaangażowanie się w seans pomimo przerw między kolejnymi odsłonami. Zatem co dostarczył nam 5. odcinek „Szoguna”?

Więcej o serialu „Szogun” czytaj na łamach Spider's Web:

REKLAMA

Szogun: odcinek 5. zaskakuje niespodziewanym powrotem samuraja

5. odcinek serialu, który można oglądać na platformie Disney+, rozpoczyna się pewnym ważnym wydarzeniem. Do rybackiej wioski Anjiro, gdzie nawigator John Blackthorne szkoli pułk artyleryjny, wraca Yoshii Toranaga. Nie jest jednak sam. Sprowadził ze sobą kilkutysięczną armię, gotową do ataku, kiedy tylko zajdzie taka potrzeba. Na znajdującym się obok niego koniu siedzi ktoś jeszcze. Buntaro Toda, mąż Mariko, przeżył nierówne starcie z wrogami. Do swoich towarzyszy próbował dostać się przez 20 dni. Jego przybycie sprawia, że sytuacja staje się, mówiąc delikatnie, dość niekomfortowa. W poprzednim epizodzie mogliśmy przecież śledzić powoli rozwijające się uczucie między Johnem a Mariko. Nie było to oczywiście powiedziane wprost, ale ich subtelne uśmieszki i głębokie spojrzenia świadczyły o tym, że to właśnie tłumaczka pojawiła się tej pamiętnej nocy przy łóżku angielskiego pilota. Mimo wszystko kobieta musi wytrwać u boku męża i służyć mu nawet, jeśli wcześniej myślała, że honorowo umarł w walce. Nie dość, że na horyzoncie widać już widmo wojny, w szczególności po lekkomyślnym działaniu syna Toranagi, to jeszcze nasi główni bohaterowie będą musieli zmierzyć się z przytłaczającą i nieustępliwą obyczajowością.

Przyznam szczerze, że powrót Tody wywołał we mnie bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony ucieszyłam się, że udało mu się przetrwać, chociaż nie pałałam do niego większą sympatią od samego początku. Mimo wszystko stwierdziłam, że Toranadze przyda się każda pomoc, a w szczególności doświadczenie wprawionego w walce samuraja. Jednak szczerze kibicuję bliskiej relacji Johna i Mariko. Śmierć męża tłumaczki sprawiła, że ta dwójka w końcu mogła jakkolwiek się do siebie zbliżyć. Brzmi to strasznie, ale prawda nie zawsze jest piękna i kolorowa. „Szogun” podkreśla to zresztą na każdym kroku. Buntaro Toda nie przepada za barbarzyńcą. Na jego twarzy maluje się nie tylko swoiste obrzydzenie, ale też podejrzenie. Wie, że nie można ufać angielskiemu nawigatorowi, a jednak zmuszony jest do tego, aby zamieszkać w jego domu. Przecież żona musi być przy nim, ale też cały czas spełniać powierzone jej zadanie tłumaczenia każdego słowa Johna. Nikomu nie podoba się ten układ, ale jak już wielokrotnie zostało nam to dobitnie przedstawione, nie ma sensu walczyć z japońską kulturą oraz panującymi tam zasadami.

Oficjalny zwiastun 5. odcinka serialu Szogun

Ciemna strona małżeństwa

Zostańmy jeszcze na chwilę przy naszym ocalałym. Teraz w końcu mamy okazję poznać go nieco bliżej. Nie jest to najprzyjemniejsze serialowe przeżycie. Od początku wiadomo było, że Buntaro Toda to służbista. Oddany swojemu panu wojownik, który wiernie kultywuje japońskie obyczaje. Trzyma się swoich zasad i nie znosi sprzeciwu. Okazuje się też, że jest osobą bardzo porywczą i agresywną. Łatwo daje się sprowokować. Jak tylko ktoś ośmieli się mu umniejszyć, zrobi wszystko, aby podkreślić swoją wartość i umiejętności. Do tego aspektu jeszcze wrócimy. Teraz skupimy się na tym, dlaczego serial wręcz nie pozwala lubić tej postaci. Buntaro podczas kolacji zdecydowanie przesadza z sake. Zdenerwowany dosłownie wszystkim, co dzieje się wokół niego, postanawia wyżyć się na żonie. Oczywiście Mariko nie może mu się przeciwstawić. Mąż może robić z kobietą, co chce, ponieważ jest ona jego własnością. Bije ją więc bez opamiętania, oskarżając o wszystko, co złe w jego życiu. Mieszkańcy przybytku próbują reagować, jednak oprawcy nie da się zatrzymać.

Jego zachowanie jest niewytłumaczalne, o czym wie też John. Anglik zaznacza, że w jego kulturze również żona jest całkowicie w posiadaniu męża, jednak takie traktowanie wybranki jest niewybaczalne. Konfrontuje się więc z oprawcą. Staje przed nim z bronią w ręku i wyzywa od najgorszych. Bardzo zresztą słusznie. Nawigator jest gotowy do ataku. Oczekuje, że jego przeciwnik stanie przed nim i stoczą walkę o honor Mariko. Buntaro Toda jednak klęka przed nim i przeprasza za… zakłócenie domowej harmonii. Zdaje sobie sprawę z tego, że znajduje się na włościach hatamoto, więc należy oddać mu należyty szacunek. John jest w kompletnym szoku. Oszołomiony odchodzi, wyzywając oprawcę od śmieci, tak na pożegnanie. Później próbuje porozmawiać z Mariko. Tłumaczy jej, że powinna się postawić, walczyć o swoje życie, zamiast być wierną obyczajom, które wyniszczają ją od środka. Wtedy tłumaczka przypomina mu o idei Ośmiokrotnego Ogrodzenia (poznaliśmy ją w 4. odcinku). Coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że Mariko ma jakiś większy plan. Oddaje się całkowicie tradycji nie tylko po to, żeby chronić samą siebie, ale też by nie wzbudzać podejrzeń. Dlaczego tak uważam? Ponieważ zostaje nam w końcu przytoczona jej historia.

Historia rodziny Mariko

W 5. epizodzie „Szoguna” dowiadujemy się, skąd kobieta pochodzi. Okazuje się, że jest córką zmarłego lorda Akechiego Jinsai’a, osądzonego o morderstwo poprzedniego władcy Japonii – Kurody. Zbrodnia została popełniona z miłości do Krainy, ponieważ przywódca był zepsuty i groźny. Niestety musiała za to odpowiedzieć cała rodzina. Skrytobójca był zmuszony zabić wszystkich swoich bliskich, a następnie popełnić seppuku. Mariko była wtedy chwilę po ślubie, nie mogła więc brać udziału w walce. Została na świecie sama, a jej ród już na zawsze pozostał zhańbiony. Jest to dla niej tragiczne przeżycie, z którym nie potrafi sobie poradzić. Jak sama zaznacza, żyje tylko dlatego, że mąż kazał jej to zrobić. Sama najchętniej poległaby u boku ojca.

Ta opowieść wstrząsnęła mną najbardziej. W szczególności biorąc pod uwagę fakt, że tłumaczka zostaje później dotkliwie skrzywdzona. Aż prosi się o to, żeby w końcu spotkało ją coś dobrego. Bardzo ciekawi mnie, jak twórcy poprowadzą tę postać dalej. Przyznam szczerze, że interesuje mnie ona bardziej, niż cały dziejący się dookoła polityczny konflikt. Jestem zaintrygowana jej rozwojem, ale też pierwotnym przystosowaniem do ludzi, którzy wyrządzili jej tyle złego. Niezwykle cieszy mnie fakt, że wśród całego, nie ujmując, historycznego zamieszania, możemy śledzić losy jednostek i obserwować oczami zwykłego człowieka wszystkie wydarzenia.

Rozszerzony zwiastun serialu Szogun

Kulturowe starcie

W końcu przechodzimy do, moim zdaniem, najważniejszego motywu 5. odcinka „Szoguna”. W poprzednich odsłonach, wraz z Johnem, przeżyliśmy swoisty szok kulturowy. Zdążyliśmy już jako widzowie odczuć, że pewne obyczaje XVII-wiecznej Japonii są dla Anglika bardzo niekomfortowe. Jednak teraz, jako hatamoto, ma on również moc sprawczą. Co jest dość kłopotliwe biorąc pod uwagę fakt, że posługuje się nowym dla niego językiem dość pokracznie. Każde działanie, ale też słowo ma znaczenie. Przekonuje się o tym na własnej skórze.

John otrzymuje w prezencie bażanta. Chce go przyrządzić tak, jak robił to jego ojciec. Pragnie przedstawić swoim towarzyszom nieco własnej kultury. Upolowany ptak, według niego, musi kilka dni pognić nieco na świeżym powietrzu, aby danie wyszło idealnie. Smród jest straszny i przeszkadza dosłownie całej wiosce. John nieskładnie mówi tylko swoim pracownikom „Kto dotknąć, zginąć”. Takie słowa nie mogą przejść bez echa. W pewnym momencie uroczy starszy ogrodnik postanawia wyrzucić resztki bażanta i takie działanie przypłaca życiem. Angielski nawigator czuje się odpowiedzialny za śmierć podwładnego.

Najprawdopodobniej dopiero teraz rozumie, jak bardzo oddani tradycji i obyczajom są Japończycy. Była to lekcja, której z pewnością nigdy już nie zapomni. Wspomniany wyżej ogrodnik imieniem Uejirou przyczynił się dodatkowo do rozwiązania innego problemu, tym razem bardziej politycznego. Ktoś przecież musiał być ukarany za szpiegostwo w obozie Toranagi, prawda? Nawet jeśli tak naprawdę nigdy nie miał z tym nic wspólnego. „Szogun” cały czas przypomina o tym, że gra toczy się dalej. Zaznacza przy tym też, że każde działanie ma konsekwencje, a śmierć jednostki wcale nie musi pójść na marne. Uejirou zginął za coś więcej, niż jedynie głupiego ptaka.

REKLAMA
Kadr z serialu Szogun dostępnego na platformie Disney+
Kadr z serialu Szogun dostępnego na platformie Disney+

Ciekawym zdarzeniem jest też wspólna kolacja, podczas której dochodzi do starcia między Johnem a Buntaro Todą. Mąż Mariko naśmiewa się z manier Anglika. Obserwuje uważnie każdy jego ruch, aby tylko móc się do czegoś przyczepić. Jak już wspomniałam wyżej, jest to postać okropnie irytująca. Nawigator nie pozostaje mu jednak dłużny. Zaczyna go przedrzeźniać, a w pewnym momencie wręcz śmiać się z japońskiej obyczajowości. Tak rozpoczyna się spór o to, kto jest bardziej wartościowy. Mężczyźni prowokują się nawzajem i żaden z nich nie chce odpuścić. A wszystko zaczęło się od biednego bażanta. Cała sytuacja staje się wręcz kuriozalna. Leje się też coraz więcej sake, a to już na pewno nie mogło skończyć się dobrze. Dochodzi do niebezpiecznych zdarzeń i bolesnych rozmów, o czym pisałam już wcześniej. Pierwszy raz widzimy, jak wielkie różnice kulturowe występują w serialu. John jest obcy dla Japończyków dokładnie tak samo, jak oni dla niego. Nikt się nie potrafi zrozumieć, a mimo to muszą teraz funkcjonować razem. „Szogun” przedstawia te różnice bardzo skrupulatnie. Nie boi się prezentować zarówno tych mroczniejszych stron, jak i bardziej humorystycznych. Przy okazji jest to widzom dozowane w odpowiednich momentach i odstępach czasowych. Majstersztyk.

Szczerze nie mogę się doczekać tego, co przyniesie kolejny odcinek serialu. Podejrzewam, że tym razem odejdziemy nieco od tematu relacji międzyludzkich i skupimy się na politycznym konflikcie. Pod koniec 5. epizodu do Osaki powraca matka prawowitego dziedzica i ogłasza, że Rada będzie teraz odpowiadać przed nią. Kto wie, może skończył się już czas na negocjacje i trzeba przejść do ofensywy?

Serial „Szugun” można obejrzeć na platformie Disney+.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA