REKLAMA

Akceptuję aktorów, których Netflix wybrał do Wiedźmina. Dokonałbym tylko małej roszady

Netflix odsłonił dziś kolejne karty i zdradził kolejne nazwiska z obsady serialowego Wiedźmina. Pokazał nam też Henry’ego Cavilla ucharakteryzowanego na Geralta i to nie tylko na zdjęciu, ale też na krótkim wideo. Wszystko super, ale jedna rzecz nie daje mi jednak spokoju.

triss merigold the witcher 3
REKLAMA
REKLAMA

Kuba Kralka może sobie mówić, że Henry Cavill po charakteryzacji przypomina bardziej Ciri niż Geralta, a Przemek Pająk może go porównywać do Legolasa. W moim odczuciu aktor z doczepionymi długimi siwymi włosami nie prezentuje się źle.

Nie jest to może kalka Wiedźmina z gier cedepu, ani tym bardziej tego naszego, polskiego, w interpretacji Michała Żebrowskiego, ale jako fan twórczości Sapkowskiego jestem w stanie go zaakceptować. Więcej wątpliwości mam co do dwóch postaci kobiecych.

I nie chodzi mi wcale o wiek aktorki wcielającej się w Ciri czy kolor skóry jednej z czarodziejek w serialowym Wiedźminie.

Wiele osób dość nieufnie podchodzi do… młodej Cirilli. Mam jednak wrażenie, że patrzą na tę bohaterkę przez pryzmat gier wideo, a nie książek, na których The Witcher od Netfliksa bazuje. W sadze z początku to była przecież właśnie mała dziewczynka, a nie młoda kobieta.

W dodatku aktorka portretująca Ciri może przecież dojrzewać razem z serialem - jak Arya i Sansa w Grze o tron. A w razie czego Netflix może zatrudnić w jej miejsce kogoś innego, jeśli tylko kolejne sezony będą dzielić fabularnie lata, a nie miesiące. Nie ma co szukać dziury w całym.

Tym bardziej nie zamierzam dołączać do tłumu, który chciałby widzieć w obsadzie samych Słowian.

Żenujące są dla mnie słowa krytyki wylewające się z ust ksenofobicznych entuzjastów prozy Sapkowskiego, u których widać kompletne niezrozumienie intencji autora. Trudno ich zresztą nazwać fanami. Kolor skóry aktora jest dla mnie tak samo mało istotny, jak jego orientacja seksualna.

Są jednak i bardziej wyważone głosy, a nie da się też ukryć, że Hollywood ostatnio staje na głowie. Disney chyba modyfikuje swoje scenariusze tylko po to, by potem odhaczyć w Excelu konkretne pozycje w tabelce ras i mniejszości, a aktorce potrafi się zarzucać, że jest za mało lesbijska, jeśli gra lesbijkę.

O tempora, o mores!

A to wszystko przecież bez znaczenia, w kontekście Wiedźmina również. Po pierwsze: aktor gra, a dobra w swym fachu kobieta przekonująco sportretuje mężczyznę, a starzec, jeśli się postara, da radę udawać nastolatka. Po drugie: oglądając filmy i seriale, zawsze musimy brać pod uwagę pewną umowność formy.

Z tego względu nie mam żadnych obiekcji, jeśli chodzi o dotychczasowe nazwiska w obsadzie The Witcher pod kątem rasy, płci czy koloru skóry. Oceniać mogę aktorów na bazie ich dotychczasowego dorobku. To napisawszy, nie mogę jednak pozbyć się jednej myśli.

Gdybym to ja zatrudniał tych ludzi do udziału w serialu The Witcher, to dwóm aktorkom powierzyłbym inne role.

Wiem, że czarodziejki w świecie Wiedźmina magicznie się odmładzają, ale mimo to wyobrażałem sobie Yennefer jako kobietę bliżej trzydziestki niż dwudziestki. Dojrzałą, dumną, chłodną. Triss to z kolei przy największej ukochanej Geralta taki niezdarny i rozemocjonowany podlotek pełen kompleksów.

Stwierdzam to oczywiście bardziej pół-żartem, pół-serio, ale gdy tylko po dzisiejszym ogłoszeniu wygooglowałem zdjęcia Anny Shaffer, uderzyło mnie, że… w pierwszym odruchu widziałbym ją prędzej w roli właśnie Yennefer niż Triss. To było moje pierwsze skojarzenie, którego do teraz nie mogę wyrzucić z głowy.

Z pewnością ma na to wpływ interpretacja tych postaci w grach wideo i moja wyobraźnia, która pracowała, gdy czytałem książki.

Nic jednak nie poradzę na to, że 26-letnia Anna Shaffer wygląda znacznie bardziej dojrzale niż 22-letnia Anya Chalotra. Do tego ma znacznie większe doświadczenie w świecie kina, a przypadła jej w udziale rola tej mniej istotnej z kobiet w życiu Geralta (zakładając, że Netflix nie zrobi nam numeru pt. #TeamTriss).

Mam jednak na względzie to, że w powyższej opinii opieram się wyłącznie o powierzchowność i wiek obu kobiet. Jak już wspomniałem wcześniej, w tym fachu najważniejsze jest jednak przecież to, jak aktor gra - a nie to ile ma lat i jak wygląda na fotografiach spoza planu zdjęciowego.

REKLAMA

Nie mam przy tym zielonego pojęcia, czy Netflix dobrze dobrał aktorki, czy też popełnił błąd. To będziemy mogli ocenić dopiero po premierze. Jak na razie po prostu nakręcam się z miesiąca na miesiąc na ten serial coraz bardziej, ale parafrazując tego naszego, polskiego Geralta: Netfliksie, nie spie*dol tego.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA