Wszyscy znamy historię tej pięknej dziewczyny o dobrym sercu, która w wyniku zbiegu nieszczęśliwych wypadków stała się poniewieraną służącą swojej macochy i jej córek. Czy kolejna opowieść, której przebieg dla nikogo nie jest tajemnicą, może być interesująca? Czy te same postaci mogą jeszcze raz przykuć naszą uwagę? Disney udowadnia, że tak!
Kilka dni temu na ekranach kin zadebiutował "Kopciuszek", film produkcji disneyowskiej, w którym dla odmiany grają aktorzy. Wytwórnia Walta Disneya ma już na swoim koncie adaptację tej baśni, ale w wersji animowanej. Zgodnie z trendem polegającym na wskrzeszaniu historii znanych z dzieciństwa, postanowiono przypomnieć nam losy biednej blondynki, która swoją dobrocią, siłą i sympatią potrafiła podbić serce każdego, z wyjątkiem własnych macochy i przyrodnich sióstr.
Ta wersja Kopciuszka, których jest przecież wiele, na co uwagę zwraca choćby Philip Pullman w swojej książce, jest uładzona i brak w niej niektórych elementów, z którymi ta baśń się kojarzy.
Nie ma tu oddzielania grochu od popiołu, ani obcinania palucha czy pięt. Ptaki nikomu nie wydziobały także oczu. Disney postanowił przedstawić opowieść w taki sposób, by nikt nie miał po niej koszmarów. Owszem, są momenty dramatyczne, ale te nie są nigdy pełne okrucieństwa, a potem i tak zaraz, dla równowagi, zostaje wprowadzony jakiś element komediowy. Jeśli pamiętacie disneyowskiego "Kopciuszka" z lat 50., to doskonale wiecie o czym mówię. Wersja live-action nie jest co prawda jej wierną kopią, a pewnym poszerzeniem, bazującym na wielu tych samych elementach.
W główną rolę w filmie wcieliła się Lily James, która pasuje do tej roli doskonale - jest śliczna, odważna i dobra, tak jak chciała jej matka, bywa naiwna, ale kiedy trzeba potrafi okazać się stanowcza.
Na ekranie oprócz niej wystąpiła także Cate Blanchett, która wcieliła się w postać macochy i jak zawsze zagrała doskonale. Wykreowana przez nią bohaterka jest demoniczna, piękna, dostojna, zazdrosna i zła. Uosabia wszystkie te cechy, o których zwykliśmy myśleć, wyobrażając sobie niechcianą matkę, która nigdy nie dorówna tej prawdziwej. Na uwagę zasługuje też Richard Madden, wcielający się w rolę księcia oraz Nonso Anozie, grający kapitana. Helena Bonham Carter była urocza jak zwykle, ale żałuję, że w tej roli nie obsadzono jednak kogoś, kto przypominałby bardziej animowaną wersję matki chrzestnej tudzież dobrej wróżki.
Co jest ciekawe w tej produkcji, to to, że fabuła wychodzi nieco poza schemat.
Kopciuszka, a właściwie Elę poznajemy, kiedy jest w kołysce i kiedy wiedzie szczęśliwy, dziecięcy żywot z dwójką rodziców, piękną i wspaniałą matką oraz opiekuńczym, zakochanym w dwóch paniach swego serca, ojcem. Niestety, żadna sielanka nie trwa wiecznie. Na rodzinę spada nieszczęście, matka Eli choruje i umiera, zostawiając ją samą z ojcem i prosząc ją o jedno - by zawsze była odważna i dobra. Ta obietnica złożona ukochanej mamie będzie dziewczynie, która później stanie się Kopciuszkiem, przyświecać przez całe życie. Ona pozwoli jej znosić trudny dnia codziennego, a potem wybaczać i móc cieszyć się życiem, jego najdrobniejszymi przejawami.
W tym filmie ciekawie przedstawiona jest też znajomość księcia i Kopciuszka, która podkreśla dobroć dziewczyny i to, że nie jest ona zainteresowana bogactwem. W standardowej wersji wiemy po prostu, że Kopciuszek chce iść na bal, co oczywiście nie jest niczym dziwnym w przypadku młodej dziewczyny, ale może budzić pytania, czy młodej kobiecie nie chodzi tak naprawdę o uwiedzenie księcia. Z racji tego, że cechą baśni jest tworzyć postacie jednoznaczne, wiemy, że Kopciuszek nie mógłby być materialistką. W nowym filmie Disneya zostaje to jednak bardzo zmyślnie przedstawione i wyjaśnione, tak jak wyjaśnione jest to, dlaczego macocha i jej córki nie rozpoznają Eli na balu.
Atutem "Kopciuszka" są sytuacje dowcipne związane ze zwierzętami, z którymi zżyty jest Kopciuszek. Chodzi tu zarówno o życie codzienne jak i scenę przemiany myszy czy gęsi w ludzkie postaci, mające pomóc dziewczynie dostać się na bal.
Mimo tego, że wszyscy dobrze znamy losy poniewieranej sieroty, nowa disneyowska produkcja potrafi zainteresować i rozbawić. Śledzi się ją z zaciekawieniem, mimo świadomości happy endu. Nie wszystkie motywy poprowadzone są tak, jak mogłoby nam się wydawać, a dołożenie nowych, opowiedzenie pełnej historii wyszło "Kopciuszkowi" na dobre. Choć jeśli chodzi o warstwę muzyczną, optuję za animowaną wersją z 1950 roku, nowa produkcja Disneya przypadła mi do gustu. Jest oczywiście wtórna, ale jej twórcom należy się ogromny plus za przedstawienie czegoś, co wszyscy znamy w taki sposób, że chciało się to oglądać.