REKLAMA

Wielu uważa, że coś takiego jak zbrodnia doskonała nie istnieje. Jednych to odstrasza, innych motywuje, ale są i tacy, którzy potrafią ten fakt wykorzystać, czyniąc z wady zaletę. Jedną z takich osób jest Henryk Kwinto.

11.03.2010
21:16
Rozrywka Blog
REKLAMA

Vabank jest pierwszym pełnoprawnym filmem wyreżyserowanym przez Juliusza Machulskiego na podstawie scenariusza jego autorstwa. Debiut to zaiste świetny, w końcu mało komu udało się z miejsca podbić serca miłośników kina i jeszcze w czasie studiów reżyserskich trafić do kanonu polskich twórców filmowych. No i już pierwszy jego film zwano polskim Żądłem, a to już nie byle jakie porównanie - dzieło otrzymało w 1974 roku aż siedem Oscarów. Vabank nie dostał żadnego, ale co tam - mamy z czego być dumni.

REKLAMA

Film Machulskiego opowiada historię wspomnianego Henryka Kwinto - słynnego kasiarza, który jednak trafia za kratki, wrobiony przez swego przyjaciela, Gustawa Kramera. Po wyjściu z mamra chce skończyć z dotychczasowym życiem i zająć się uczciwą pracą. Na dodatek ma z czego żyć, jako że zostawił sobie nieco oszczędności, a i Kramer dręczony wyrzutami sumienia postanawia wynagrodzić mu gotówką te sześć lat w więzieniu. Jednak Kwinto odkrywa pewne powiązania pomiędzy śmiercią jego przyjaciela Tadeusza a konszachtami Kramera. Poprzysięga sobie zemstę na nim. A jak najlepiej zemścić się na bogaczu (wszak został on prezesem banku)? Oczywiście pozbawiając go pieniędzy. Ale spokojnie - Kwinto to szczwany lis, jego plan jest bardziej pomysłowy, niż się z początku wydaje.

Ci którzy oczekują od Vabank po prostu komedii z doczepionym wątkiem kryminalnym, srodze się zawiodą. Moje ostrzeżenie bierze się stąd, że ja też niegdyś myślałem, że film należy właśnie do takiego gatunku. Okazuje się jednak, że jest odwrotnie - to komedia w formie żartów sytuacyjnych jest dodatkiem do znakomitej intrygi i pewnej gry psychologicznej, rozgrywanej pomiędzy dwoma dawnymi przyjaciółmi. Żaden z nich nie próżnuje - Kramer po tym, jak dowiedział się o zamiarach eks-wspólnika, próbuje przeszkodzić mu w wykonaniu planu. Kwinto zaś korzysta z pomocy swojego dawnego wspólnika - Duńczyka - oraz dwóch żółtodziobów, Moksa i Nuty, którzy zaimponowali mu pomysłowością, odwagą i młodzieńczym zapałem.

I ten cały zapał wręcz wylewa się z aktorów w każdej scenie. Swoją drogą - rola Moksa jest pierwszym występem Jacka Chmielnika na wielkim ekranie, więc o braku entuzjazmu nie mogło być mowy. Z pasją do swej pierwszej poważnej roli podszedł też Krzysztof Kiersznowski, tworząc z Moksem znakomity duet jako Nuta. Jest on ozdobą filmu, a postacie są niezwykle sugestywne i działające na wyobraźnię. Wcale nie mniej niż małomówny, acz charyzmatyczny Jan Machulski oraz Witold Pyrkosz, dodający nieco humoru do fabuły. Również Leonard Pietraszak zagrał bardzo dobrze, a przy końcowych scenach, gdzie wystąpił wraz z Józefem Parą (komisarz Przygoda) płakałem ze śmiechu. I nie z jakichś aforyzmów czy kultowych tekstów lecz z komizmu sytuacji, tak subtelnie wplecionego w wątek główny.

Harmonia wydaje się być idealnym słowem do opisania Vabank. Nic tu nie jest przesadzone - ani zbyt wiele żartów, ani scenariusz nie jest zbyt przesadzony czy niewiarygodny, motyw zemsty wcale nie przesłania zarysów fabuły, a wszystko dzieje się niezwykle naturalnie i nie narzuca się widzowi. Nawet sam skok wydaje się być krótką sceną, ale niezwykle wymowną. I brak w niej niepotrzebnego patosu typu "obezwładnił dwunastu strażników, został ranny, ale dzięki sprawnemu palcowi u lewej stopy udało mu się uciec". Na każdą chwilę napięcia przypada jedna chwila uśmiechu na twarzy widza. Machulski inteligentnie łączy to wszystko w jedną, sensowną całość, nie siląc się przy okazji na zbytnią oryginalność. Bo i po co, skoro taka forma filmu wydaje się być najlepszą z możliwych?

REKLAMA

Mimo wszystko widać, że film był robiony, nawet jak na ówczesne czasy, nieco "chałupniczo". Boleśnie odbija się brak statywu, wiele scen jest kręconych trzęsącą ręką operatora, a dźwięk również sprawia problemy - raz jest za cichy, raz za głośny. Jednak to wszystko techniczne sprawy, bo artystycznie nie można reżyserowi absolutnie nic zarzucić. Znakomite ujęcia i przednia muzyka jazzowa świetnie współgrają z klimatem lat trzydziestych XX w. Podobno w kilku scenach widać w tle nowoczesne zabudowania, jednak ja z taką lubością chłonąłem atmosferę przedwojennej Warszawy, że nie zwracałem na te błędy uwagi. I podejrzewam, że nie jestem w tym odosobniony.

Vabank jest praktycznie jazdą obowiązkową dla każdego miłośnika kina w klimatach retro. A właściwie - dla każdego miłośnika kina w ogóle. Ten film ma coś w sobie, czego nie oddadzą żadne słowa. Po prostu żadne. Toteż kończę.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA