Tak dobre filmy zdarzają się raz na dekadę. Valerian i Miasto Tysiąca Planet - recenzja Spider's Web
Luc Besson udowadnia, że jego miejsce jest wśród Spielbergów i Cameronów. Valerian i Miasto Tysiąca Planet to więcej niż film, to prawdziwa przygoda.
OCENA
Powiedzcie mi, jak często w kinie powstrzymujecie – ze względu na dobre wychowanie – radosny wyskok w górę z okrzykiem „tak!”, gdy głównemu bohaterowi coś się uda? Jak często czujecie gulę w gardle, kiedy przeżywacie smutny fragment opowieści? Jak często patrzycie z uśmiechniętą, rozdziawioną buzią na piękne (nie mylić z efekciarskimi!) zdjęcia i obrazki serwowane przez artystów, scenografów i speców od efektów specjalnych? Jak często jeden film łączy to wszystko?
Takie filmy to ekstremalna rzadkość. To kamienie milowe w historii kina. E.T., Indiana Jones, Powrót Jedi, Avatar czy Park Jurajski to filmy komercyjne i przeznaczone dla mas, ale wspaniale definiują magię Hollywood. Czy można zaliczyć Valeriana i Miasto Tysiąca Planet do tego grona? Nie jestem pewien, film ten nie jest w żaden sposób przełomowy, jak te wcześniej wymienione, choć europejskie wytwórnie ze względów biznesowych mają zapewne inną opinię. Jest to jeden z tych filmów, po których ma się ochotę podziękować reżyserowi za cudowną przygodę. Zacznijmy jednak od początku.
Luc Besson udowodnił, że wrócił do formy
Luc Besson to bardzo dziwny reżyser. Z jednej strony odpowiedzialny jest za tak fenomenalne filmy jak Wielki błękit, Leon zawodowiec czy Piąty element. Z drugiej strony mamy w jego repertuarze, zwłaszcza tym nowszym, koszmarki pokroju Lucy.
Idąc na seans nie miałem zbyt wielkich oczekiwań. Zwiastuny wyglądały obiecująco, ale równie dobrze prezentowały się te promujące koszmarny Jupiter: Intronizacja od braci sióstr Wachowskich, które przecież stworzyły genialnego Matrixa czy poruszający Atlas Chmur. Liczyłem na fajne, widowiskowe kino akcji, którego teraz nie brakuje. Nie wiedziałem, że otrzymam wiele więcej.
Nie znam też materiału źródłowego, a więc komiksów, których film jest ekranizacją. Nie jestem w stanie zapewnić was, że produkcja trzyma poziom materiału źródłowego. Nie wierzę jednak, by komiksy były jeszcze lepsze. Bo film okazał się genialny. Znacznie, znacznie powyżej oczekiwań. To prawdopodobnie największe dokonanie w historii Bessona, choć fani bardziej kameralnych i subtelnych filmów - jak wyżej wspomniany Wielki błękit - zapewne się ze mną nie zgodzą. No i nie da się ukryć, że osoby, które fantastyki nie lubią, pewnie się będą nudzić na Valerianie i Mieście Tysiąca Planet. Ale tylko one.
Na pograniczu kina przygodowego, science-fiction i fantasy
Akcja filmu dzieje się w XXVIII wieku. Już od dawna podróżujemy do gwiazd, nawiązaliśmy kontakt z wieloma obcymi rasami, setting jest typowo gwiezdowojenny. Tytułowy Valerian (rewelacyjny Dane DeHaan) i jego partnerka Laureline (świetna Cara Delevigne) stanowią specjalny zespół operacyjny, odpowiedzialny za utrzymanie porządku na terytorium zamieszkałym przez ludzi.
I… nie chce opowiadać nic więcej, bo scenariusz jest świetnie napisany, a już pierwsze sceny angażują i wprowadzają widza w opowieść. Szkoda psuć wam zabawę. Zaznaczę tylko, że pozornie małe zlecenie – kolejna rutynowa misja – szybko okazuje się mieć drugie dno. I trzecie i czwarte. Fabuła jest dość zawiła, nawet końcówka filmu odwołuje się do szczegółów prezentowanych na początku. To jednak nadal film przygodowy, który ma stymulować emocje a nie intelekt.
Znanych aktorów nie brakuje. Na ekranie pojawią się: Herbie Hancock, Clive Owen, Ethan Hawke, John Goodman, Kris Wu i Rutger Hauer. Nie tylko kreacje aktorskie są świetne, ale również i same postacie. Są kolejnym, wielkim atutem tego filmu. Nawet osoby mające raptem kilka kwestii do wypowiedzenia są znakomicie wymyślone i przykuwają naszą uwagę. Bawią, śmieszą, złoszczą, wzruszają lub po prostu intrygują. Każda z nich jest ciekawa, wspaniale napisana, idealnie wpasowuje się w opowieść i jej estetykę.
Nawet Rihanna dobrze wypadła, choć może nie do końca z uwagi na aktorstwo. Piosenkarka ta i reżyser podeszli z dystansem i poczuciem humoru do kreowanej postaci, wykorzystując atuty młodej Barbadoski, do których nie należy warsztat aktorski, a ciało i głos. Choć nawet i ta postać ma pewną głębię, ale to już sami odkryjecie podczas seansu.
Postacie te są umieszczone w barwnym, różnorodnym, ciekawym, oryginalnym i spójnym uniwersum. Poziom wizualnego artyzmu Valeriana i Tysiąca Planet przekracza wszelkie granice. Film jest na absolutnie najwyższym możliwym poziomie pod tym względem, znajdując się w tej samej lidze co Avatar od mistrza Camerona. A może i wyższej?
Valerian i Miasto Tysiąca Planet jest jednak czymś więcej niż dobiciem do poziomu klasyki gatunku
Z powyższych, pisanych nadal w emocjach, wrażeń można wysnuć wniosek, że Luc Besson sprawdził jak Robert Zemeckis czy Steven Spielberg kręcą filmy i stworzył coś, co może się z nimi równać. To półprawda. Bo Valerian i Miasto Tysiąca Planet bez wątpienia ma swoją własną tożsamość. Gdybym musiał go przyrównać do czegokolwiek, określiłbym go jako Piąty element z poziomem audiowizualnym Avatara. To jednak krzywdzące uproszczenie. Bo film ten zdecydowanie ma własną, unikalną tożsamość i niczego nie próbuje naśladować.
Valerian i Miasto Tysiąca Planet to nieszablonowa, złożona i wielowymiarowa opowieść, podana w bardzo lekkim, przyjemnym i angażującym stylu. Poziom wizualny – i nie mam tu na myśli obecnych w filmie wysokiej klasy efektów specjalnych, scenografii i kostiumów, a sam artyzm i projekt – budzi on zachwyt, po części też za sprawą swojej oryginalności. A to wszystko wypełnione jest przyjemnymi dialogami i postaciami, które na długo zapadają w pamięć.
To jeden z najlepszych filmów ostatnich lat gatunku… no właśnie sam nie wiem jakiego. Film przygodowy? Akcji? Fantasy? W każdym razie kina lekkiego i przygodowego. Z pewnością nie jest to ambitne intelektualnie kino, choć – po raz wtóry – historia jest spójna, ciekawa i nie traktuje widza jak debila. Seans zdecydowanie obowiązkowy, który bez wątpienia powtórzę. Kilkukrotnie.
Valerian i Miasto Tysiąca Planet pojawi się w polskich kinach 4 sierpnia 2017 roku. Dystrybucja w Polsce: Kino Świat.