"Velma" to najniżej oceniana animacja w historii IMDb, choć wcale na to nie zasługuje
"Velma" wciąż zbiera bęcki od widzów i recenzentów. Ba, masowe wystawianie niskich not tej najpopularniejszej animacji od HBO (o ironio) sprawiło, ze serial spada na historyczne miejsce w rankingach najgorzej ocenianych kreskówek - m.in. w serwisie IMDb. Co jest tego przyczyną i czy to naprawdę aż tak kiepska produkcja?
Mieszany z błotem serial "Velma" to twór ze wszech miar wyjątkowy. Wielu widzów na całym świecie nie może wyjść ze zdumienia, że HBO - słynące z jakościowych seriali, również tych animowanych (jak choćby świetna "Harley Quinn") - zdecydowało się pokazać subskrybentom tego potworka. Produkcja od Charliego Grandy'ego i Mindy Kaling cieszy się już historycznym mianem najniżej ocenianej kreskówki na IMDb (średnia ocen: 1,3 przy 43 tys. głosów), a w innych podobnych serwisach również szoruje po dnie (Filmweb: średnia ocen 1,7, Rotten Tomatoes: średnia ocen 0,8 i 6 proc. pozytywnych opinii przy blisko 8700 głosów). Brzmi jak tragedia, dramat i całkowita porażka - ale czy "Velma" rzeczywiście zasługuje na tak ostrą krytykę?
Velma najgorzej oceniana, ale czy faktycznie taka zła?
Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest jednoznaczna. Otóż nie, "Velma" z całą pewnością nie jest najgorszą kreskówką w historii. Większość jej elementów jest, cóż, po prostu niespecjalnie dobra - z naciskiem na główną oś fabuły. Świat poznał jednak wiele znacznie, znacznie gorszych produkcji, które zasługują jedynie na zapomnienie. Problem z nowym podejściem do grupy rozwiązujących mroczne zagadki dzieciaków leży nieco głębiej, a jego charakter sprawia, że to mimo wszystko dobrze, że spotkał się z tak potężną, jednogłośną niechęcią.
Początkowo czułem się "Velmą" zainteresowany. Oczywiście nie przyszło mi do głowy, by pluć na twórców za sprawą takich bzdurek, jak zmiana koloru skóry niektórych bohaterów czy inna formuła opowieści. Serio, "Scooby-Doo" od dekad otrzymuje kolejne inkarnacje i spin-offy, jest tego mnóstwo, każdy znajdzie coś dla siebie - nie widzę zatem problemu w nowych i odważniejszych zabawach materiałem źródłowym. Opowieść o genezie ekipy Mystery Inc. w wersji dla dorosłego widza jawiła mi się jako tytuł z olbrzymim potencjałem. Oczekiwałem czegoś na miarę przekornej "Harley Quinn" - niestety, w zamian otrzymałem tego potworka.
Dlaczego "Velma" to kiepski tytuł? Zacznijmy od tego, że główna bohaterka jest upokarzana i mieszana z błotem aż do przesady. Oczywiście, jej pełne niechęci i złości reakcje są w gruncie rzeczy naturalne, problem polega na tym, że postępowanie bohaterki opiera się również - a właściwie niemal wyłącznie - na szkodliwych stereotypach i wulgaryzmach. "Velma" to jeden wielki festiwal dickshamingu - serio, żenujące teksty na temat niezbyt okazałego przyrodzenia Freda są paskudne, męczące i zwyczajnie krępujące, nie wspominając o szkodliwości i pogłębianiu poważnego kulturowego problemu (naprawdę sprowadzamy paskudne zachowania postaci do tego, jak wiele centymetrów liczy sobie jedna z części jej ciała?).
W ogóle humor w tej produkcji jest naprawdę niskich lotów. Dodajmy do tego niekończący się lampshading, czyli dowcip bazujący na komentowaniu różnych typowych dla franczyzy czy gatunku elementów i żarcików z konwencyjnych schematów - tu w bardzo leniwym wydaniu. W "Velmie" jest tego zdecydowanie za dużo. Jak na serial dla dorosłych, twór Kaling okazuje się wyjątkowo niedojrzały, edgy w ten najdziecinniejszy ze sposobów, momentami wręcz prymitywny. I choć zdecydowanie nie jest to najsłabszy serial animowany w historii, to dobrze mu tak - za całą tę hipokryzję i stereotypizację.