2020 rok będzie decydujący dla rynku VOD na całym świecie. Powodów jest kilka
Wchodzimy powoli w lata 20. XXI wieku. O ile trudno jest przewidzieć, co konkretnie wydarzy się w 2020 roku, jakie będą trendy w popkulturze i rozrywce, także tej cyfrowej, można być niemal na 100 proc. pewnym, że będzie to 12 miesięcy, podczas których ostatecznie uformuje się rynek VOD na świecie.
Kiedy Netflix zaczynał na poważnie swoją przygodę ze streamingiem w 2007 roku, a założony 2 lata wcześniej YouTube powoli wchodził pod strzechy, rynek VOD dopiero raczkował. Świat był u progu nowego formatu odtwarzania obrazu na dyskach fizycznych, a mianowicie przygotowywał się na przejście z DVD na Blu-ray. Mało kto wówczas zwracał uwagę na treści wideo online i pewnie tylko nieliczni wiedzieli, że był to początek końca konsumpcji filmów i seriali w wersji analogowo-fizycznej. Osobiście nie jestem bezkrytycznym zwolennikiem streamingu i nadal widzę sens w kupowaniu i kolekcjonowaniu filmów w wersji fizycznej, ale nie zamierzam polemizować z tym, że w chwili obecnej streaming jest królem i tak już pozostanie. O ile filmy konsumuję przeważnie w kinie, a wracam do nich (jeśli stały mi się bliskie) na Blu-rayach, tak seriale (i niektóre filmy) spożywam już wyłącznie w streamingu. I robi tak zapewne więszkość ludzi.
Wedle znanych nam danych globalnie ponad 500 mln ludzi subskrybuje łącznie wszystkie platformy streamingowe, które są dostępne na rynku.
Pół miliarda subskrypcji to liczba, która jednoznacznie wskazuje, że to nie tylko trend, ale po prostu współczesny styl życia i konsumpcji treści wideo.
Co ważne, prawie 30 proc. z tej liczby stanowią subskrybenci platformy Netflix. Co tylko udowadnia, że jest on prawdziwą potęgą. W 2019 roku serwis dorobił się ok. 160 mln subskrypcji na całym świecie. Wedle prognoz ta liczba może sięgnąć nawet 200 mln subskrybentów w 2020 roku. To co najmniej sześć razy tyle ludzi, ile mieszka w Polsce! A mówimy tu o subskrypcjach, nie uwzględniając dzielenia kont z członkami rodziny oraz osób, które korzystają z próbnego miesiąca za darmo. Liczba realnych użytkowników Netfliksa jest więc co najmniej dwa razy większa.
W 2020 roku Netflix będzie dalej rosnąć, a jego główne wzrosty będą zapewne notowane już poza Stanami Zjednoczonymi. Tam liczba subskrypcji wyraźnie wyhamowała, natomiast firma podjęła genialny w swojej prostocie ruch, czyli szybko zaczęła inwestować na zagranicznych rynkach (w tym m.in. i w Polsce), czym siłą rzeczy przyciąga uwagę i mediów, i ludzi zamieszkujących dany kraj. Netflix w błyskawicznym czasie stał się firmą globalną, nie tylko pod względem dystrybucji, ale i produkcji. Choć nadal nie jestem fanem ich taśmowego systemu produkowania treści, to mimo wszystko, przynajmniej na razie, ich maszyna jest dobrze naoliwiona i sprawna. No i można narzekać, że poziom ichniejszych seriali oraz filmów coraz częściej pozostawia wiele do życzenia i zwyczajnie rozczarowuje, ale co jakiś czas trafiają się im prawdziwe perełki. Takie filmy Netfliksa jak „Roma” czy ostatnio „Historia małżeńska” z miejsca dołączyły do moich ulubionych filmów ostatnich lat. Szkoda, że stanowią one mniejszość, jeśli chodzi o jakość w bibliotece serwisu, ale z drugiej strony udowadniają, że jest w tym wszystkim potencjał.
Czy w 2020 roku Netflix dostarczy nam większą porcję dobrego kina – tego niestety nie wiem. Wiem natomiast, że będzie to rok, w którym serwis po raz pierwszy mocno poczuje oddech konkurencji na plecach.
Serwis streamingowy Amazona sukcesywnie buduje swoją pozycję na rynku. Obecnie w samych Stanach Zjednoczonych posiada on prawie 25 mln subskrybentów. W 2020 roku ma ich mieć już prawie dwa razy więcej, bo ok. 47 mln. Jeśli te prognozy się sprawdzą, będzie to tylko kolejny dowód na to, że w obecnym roku serwisy streamingowe będą pozyskiwać nowych klientów.
W 2020 roku platforma Hulu (należąca obecnie do Disneya) ma przekroczyć granicę 30 mln subskrybentów. Oczywiście Hulu i Amazon razem wzięte nie mają nawet połowy liczby subskrypcji Netfliksa i raczej wątpię, by kiedykolwiek go przegoniły, to jednak stanowią one silną i liczącą się konkurencję.
Netflix bardziej może obawiać się premiery HBO Max. W mojej nieskromnej opinii HBO posiada obecnie najlepsze seriale, a gdy dołączymy sobie do tego wszelkiej maści produkcje z obszernej biblioteki Warnera (od „Przyjaciół”, przez kinowe blockbustery, kreskówki Looney Tunes, po najnowsze serie ze stajni DC i CW) to można spodziewać się nie tylko ogromnej popularności, ale też i mocnego startu. Premiera HBO Max zapowiedziana została na maj 2020.
Jakkolwiek dobrze nie wystartuje HBO Max, tak wątpię, by był on w stanie przebić sukces (wcale nie zaskakujący) platformy Disney+.
Usługa od studia Myszki Miki w zaledwie 5 dni po premierze miała już 15 mln subskrybentów. Ale to nie koniec - jeśli wierzyć wieściom z rynku, do końca listopada, czyli w ok. 2 tygodnie po premierze, Disney+ miał już 24 mln subskrybentów!
To obok HBO Max jedyny serwis, który ma szansę zepchnąć Netfliksa z żelaznego tronu. Chociaż platforma Disneya jest na dobrą sprawę dość hermetyczna, pomimo tego, że kierowana do masowego odbiorcy. Disney+ to jednak usługa familijna, skupiona wokół kultowych bajek oraz fandomów Gwiezdnych wojen oraz produkcji Marvela. Cała reszta ludzi szukających czegoś innego zapewne będzie trafiać głównie do Netfliksa i HBO Max. Ten drugi może sobie szybko wyrobić przewagę nad pierwszym lepszą jakością filmów i seriali. No, ale to się okaże w praniu.
Jest jeszcze jeden serwis, który będzie miał swoją premierę w 2020 roku, a konkretniej w kwietniu. Jest nim Quibi. Będzie oferował filmy i seriale krótkometrażowe produkowane z myślą o smartfonach. Osobiście mam spore wątpliwości i zastrzeżenia wobec tej platformy, bazujące głównie na tym, że nie jest prawdą, iż dzisiejsze młode pokolenie odbiorców treści oczekuje i pożąda krótkich form. Jako ciekawostka, interesująca alternatywa na boku, Quibi moim zdaniem ma szansę znaleźć sobie miejsce na rynku, choć to będzie bardziej nisza.
Fenomen binge-watchingu wskazuje, że ludzie chcą oglądać długie i rozbudowane fabuły, pragnąc wsiąkać w dany świat, angażować się. W serial, którego odcinki mają 5-10 minut nie da się zaangażować. Poza tym potrzebę spożywania krótkich treści w razie czego w pełni nasyca YouTube. To, że seriale na Quibi mają tworzyć giganci Hollywood, ze Stevenem Spielbergiem czy Stevenem Soderberghiem na czele, wcale nie musi oznaczać murowanego sukcesu. Ciekawi mnie więc, ilu chętnych na subskrypcję znajdzie Quibi. Mimo wszystko nie widzę w tym silnego trendu, który wskazywałby na to, że 2020 rok będzie przełomowy dla krótkometrażowych treści. Choć nie ukrywam, że krótkie formy to intrygujący pomysł, będę mu się bacznie przyglądał.
Równie mocno ciekawi mnie, jak poradzi sobie na rynku Apple TV+.
Póki co, firma zainwestowała w usługę masę pieniędzy, głównie na budżety seriali pełnych gwiazd (Jason Momoa, Jennifer Aniston), jednak okazały się one co najwyżej w porządku i przeszły trochę niezauważone. Doszło do tego, że ichniejszy szef programowy został zwolniony raptem 2 tygodnie po starcie usługi. Nie wróży to dobrze. Zobaczymy, jak w 2020 będzie się dalej kształtować sytuacja Apple'a, który na razie trochę nie umie w streaming.
W 2020 roku rynek streamingowy będzie już w pełni zasklepiony. Im większy tort i cenniejszy jego skład, tym bardziej wszystkie wyżej wymienione serwisy będą starały się pilnować swoich treści i walczyć z piractwem. W 2020 roku możemy się więc zapewne spodziewać zaostrzeń regulaminów odnośnie tego, co serwisy streamingowe uznają za działalność piracką czy niedozwoloną.
Przede wszystkim jednak w 2020 roku za nami będą już wszystkie duże i ważne w skali globalnej premiery platform VOD i pozostanie nam tylko obserwować, jak będzie się kształtować ich dynamika wzrostu oraz pozycja na streamingowej mapie świata.