A jednak, świetne "Opowieści o rodzinie Meyerowitz" to był tylko wypadek przy pracy – Adam Sandler w "Weselnym tygodniu" powrócił do totalnie nieśmiesznych tworów filmopodobnych. Jeśli liczyliście na to, że jego duet z Chrisem Rockiem będzie komediową rewelacją sezonu, to srogo się rozczarujecie.
OCENA
Jak sam tytuł wskazuje, akcja filmu rozgrywa się w tygodniu poprzedzającym ślub córki Kenny’ego (Adam Sandler) i syna Kirby’ego (Chris Rock). W wyniku nieoczekiwanych problemów, do domu Kenny’ego przybywają niemal wszyscy jego krewni, a także rodzina ze strony zięcia. "Weselny tydzień" sledzi więc to, jak obie rodziny się ze sobą dogadują, a także przygotowania do wesela.
"Weselny tydzień" jest częścią wielkiego kontraktu jaki Netflix podpisał swego czasu z Adamem Sandlerem.
Nie wiadomo dlaczego, ale ze wszystkich aktorów, dramatycznych czy komediowych, mniej bądź bardziej popularnych, streamingowy gigant postawił właśnie na Sandlera. Zastanawiam się czy mogło być gorzej. Kontrakt Netflix-Sandler opiewa na aż 8 (słownie: OSIEM!) produkcji z najbardziej nieśmiesznym komikiem wszech czasów.
Dla Sandlera to łatwa kasa, do tego płynąca nieprzerwanym źródłem, bo Netflix poniekąd zamówił u niego serię filmów, także daje to naszemu pseudo-komikowi stałe źródło dochodu, przynajmniej przez jakiś czas. W Hollywood kariera Sandlera zaczęła powoli upadać, tak więc tam raczej nie miałby co marzyć o kręceniu filmu za filmem.
Szkoda tylko, że ofiarami tego wszystkiego jesteśmy my – widzowie.
Bo o ile wspomniane przeze mnie wcześniej "Opowieści o rodzinie Meyerowitz" były znakomitym filmem, a sam Sandler dał w nim swój najlepszy aktorski popis w karierze, tak "Weselny tydzień" jawi się trochę jak boleśnie nieudana podróbka filmu Noah Baumbacha.
Kenny, w którego w "Weselnym tygodniu" wciela się Sandler, przypomina mocno graną przez niego postać w "Opowieściach...". To ten sam typ dobrodusznego, prostolinijnego przedstawiciela amerykańskiej klasy średniej. Trochę oferma, trochę nieudacznik, trochę pechowiec, któremu los ciągle płata figle.
Po raz kolejny obserwujemy też postać graną przez Sandlera w konteście jego miejsca w rodzinie, z którą mieszka. W "Weselnym tygodniu" jest ona całkiem sporych rozmiarów, co w teorii miało dać scenarzystom pole do popisu w tworzeniu scenek rodzajowych i, w założeniu, zabawnych konwersacji.
Niestety, wyszła z tego nieudana próba skopiowania kina Baumbacha, Altmana (o zgrozo) i trochę nawet wczesnego Allena.
I to nie jest wcale tak, że to tylko gorsza wersja takich filmów jak "Moje wielkie greckie wesele" czy "Ojciec Panny Młodej". Scenariusz (pisany m.in. przez samego Sandlera) to istna katastrofa.
Intencje i inspiracje może i miał dobre, ale pisarsko okazał się grafomanem. Dialogi w "Weselnym tygodniu" są tak czerstwe, że gdyby były pieczywem, to możnaby nimi kroić arbuzy. Na dobrą sprawę, bohaterowie filmu rozmawiają o wszystkim i o niczym (przeważnie jednak o niczym). A to Kenny palnie jakąś niezręczność, a to jego ciotka przekręci to, co się do niej mówi; nie brakuje też kłotni Kenny'ego z własną żoną, które, jak rozumiem, mają wprowadzić lekko komediodramatyczny klimat. Słucha się tego z totalną obojętnością.
Taką samą, jaką odznacza się rola Chrisa Rocka, wcielającego się w ojca pana młodego.
Rock, który jest mistrzem komedii, jednym z najlepszych komików i stand-uperów na świecie, wygląda jakby ktoś go siłą zaciągnął na plan albo nie do końca wtajemniczył w to, kogo ma zagrać.
Przez większość filmu chodzi ze spuszczoną głową i naburmuszoną miną. Jeśli spodziewaliście się, że to komediowe duo Sandler-Rock przyniesie wam potężną porcję humoru, po którym będziecie się tarzać ze śmiechu, to donoszę, że na "Weselnym tygodniu" prędzej zaśniecie z nudów.
Tym bardziej, że nie wiedzieć czemu autorzy rozciągnęli czas trwania filmu do męczących do bólu prawie 120 minut.
Oczywiście jeśli bawi was naśmiewanie się z kalek (wujek Kenny’ego nie ma nóg, co twórcy filmu postanowili wielokrotnie wykorzystać jako przyczynek do słabych gagów, w tym oczywiście jeden związany z toaletową potrzebą), dysfunkcyjnych rodzin albo z nierozgarniętego właściciela hotelu, w którym nic nie działa i ciągle są jakieś awarie, to droga wolna.
Jeśli macie dwie godziny na zbyciu i w ten sposób chcecie je spożytkować, to obejrzyjcie "Weselny tydzień". Proszę bardzo. Tylko żeby nie było, że nie ostrzegałem.