Wieść o tym, że Henry Cavill opuszcza załogę "Wiedźmina" Netfliksa, zaskoczyła chyba każdego - niezależnie od indywidualnych emocji względem serialu. Internauci mnożą teorie na temat przyczyn decyzji gwiazdora, jednak w gruncie rzeczy nie mają one znaczenia. Trudno dziwić się Cavillowi, który najpewniej zdał sobie sprawę, że ta produkcja na niego nie zasługuje.
Dołącz do Disney+ z tego linku i zacznij oglądać głośne filmy i seriale.
Henry Cavill porzucił "Wiedźmina" - i trudno mieć do niego o to żal. Choć wielu widzów twierdzi, że to właśnie gwiazdor był najmocniejszą stroną serialu i ostatnim filarem, na którym opierały się resztki zainteresowania fanów po rozczarowującym 2. sezonie, nie sposób oczekiwać od wciąż rozwijającego się artysty nieskończonych pokładów zaangażowania na przekór wszystkiemu.
Jasne - nie mamy pewności, czym umotywowana była decyzja Cavilla. Możemy tylko gdybać, a każdy z najprawdopodobniejszych scenariuszy wydaje się równie zrozumiały. Załóżmy zatem, że chodzi przede wszystkim o pieniądze - a najpewniej tak właśnie jest. Rola Geralta była dla aktora prawdziwym passion project, o którym mówił, że planuje kontynuować go latami - o ile, rzecz jasna, twórcy będą liczyć się z materiałem źródłowym. Czy gdyby Brytyjczyk naprawdę wierzył w przyszłość i jakość serialu, naprawdę porzuciłby tę rolę, o którą sam się starał? Być może. Być może jednak postarałby się pogodzić z nim wielki powrót Supermana.
Jest też wielce prawdopodobne, że nie dałoby się uniknąć kolizji projektów - Henry Cavill musiał wybierać, czy iść za głosem serca, czy raczej za podszeptami portfela. Zakładając, że nowe kierownictwo Warnera złożyło mu naprawdę solidną ofertę, która z pewnością przebiła milion dolców za epizod w 2. sezonie (w 3. stawka mogła wzrosnąć), druga opcja wydaje się bardzo realna. Inna sprawa, że Netflix wcale nie musiał walczyć o aktora zbyt zażarcie - konieczność konkurowania z ofertą Warnera i wypłacania coraz wyższych honorariów co sezon mogła sprawić, że producentom łatwiej było odpuścić. Zastępujący Cavilla Liam Hemsworth otrzyma przecież znacznie niższe wynagrodzenie - również przy okazji kolejnych odsłon.
Henry Cavill kończy z Wiedźminem. Za wysokie progi na Hissrich nogi
Sytuacja wydaje się bezprecedensowa, co wiąże się z uprzedzeniem widzów do recastingów. Argumenty, według których angaż nowego odtwórcy zaburza immersję i rujnuje wiarę w świat przedstawiony, w ogóle do mnie nie trafiają, staram się je jednak zrozumieć. Henry Cavill zdążył rozkochać widzów w swojej kreacji, a Geralt z Rivii w wyobraźni wielu fanek i fanów na stałe zyskał już jego twarz. Sam pisałem w ubiegłym roku, że gdy wszystko inne zawodzi, to właśnie on dźwiga ciężar serialu na swych potężnych barach. A teraz najpewniej uświadomił sobie, że chyba jednak nie warto.
Niesprawiedliwym byłoby teraz pisać, że 3. sezon "Wiedźmina" na pewno okaże się niewypałem (mam na myśli odbiór, nie popularność i sukces komercyjny). Mam jednak nieliche powody, by tak przypuszczać. Przy całkiem w mojej opinii przyzwoitej "jedynce", 2. seria okazała się nieporozumieniem, szokującym rozczarowaniem. Po takiej lekceważącej materiał źródłowy wpadce trudno oczekiwać nagłego skoku jakości. Musiałby to być zresztą niebywale potężny skok, by uczynić "Wiedźmina" Netfliksa serialem godnym Henry'ego Cavilla - geeka, fana, faceta, który naprawdę chciał pokazać swojego Geralta światu, zarażając przy okazji widzów miłością do wykreowanego przez Sapkowskiego świata (co poniekąd mu się udało - książki AS-a odnotowały wielki wzrost popularności po premierze pierwszej odsłony).
Jestem jednak przekonany, że ten zakochany w fantastyce facet, który na planie filmowym musiał walczyć o przemycenie tekstów z książki, postawiony przed koniecznością wyboru nie musiał zastanawiać się zbyt długo. Obstawiam, że troszkę inaczej sobie to wymarzył, my zresztą również. Bo nawet jeśli kierował się wyłącznie proponowaną kwotą, musiał zdać sobie sprawę, że "Wiedźmin" Netfliksa jak na razie nie sprostał wyzwaniu i z pewnością nie stal się materiałem godnym kolejnych lat nieustannie rozwijającej się kariery Cavilla. Wciąż nie zasłużył na tego wielkiego, przesympatycznego faceta, który musi wychodzić z siebie, by odwrócić uwagę widzów od koślawego scenariusza, choć mógłby w tym czasie realizować coś znacznie bardziej imponującego - nie tylko pod względem budżetu.