REKLAMA

„Wiedźmina: Zmorę Wilka” pokochasz albo znienawidzisz. Fani słowiańskiego „Wiedźmina” będą wściekli

Koreańskie studio Mir nie bawi się w subtelności w filmie „Wiedźmin: Zmora Wilka”. Prequel z Vesemirem w roli głównej jest krwawy, mroczny i absolutnie niesłowiański. Albo pokochacie go od pierwszych minut, albo w ogóle do was nie trafi.

wiedźmin zmora wilka recenzja film netflix
REKLAMA

Przerwa między 1. i 2. sezonem serialu „Wiedźmin” wyniesie równo dwa lata. Jak na produkcje oryginalne Netfliksa to bardzo długo, co siłą rzeczy denerwuje najbardziej niecierpliwych fanów. Platforma trzymała jednak w rękawie kartę na taką właśnie okazję. Nie przypadkowo widnieje na niej animowany Vesemir w kwiecie wieku. To właśnie nauczyciel i mentor Geralta gra główną rolę w filmie „Wiedźmin: Zmora Wilka”. Odpowiedź na pytanie, czy zachowana przez Netfliksa karta to as, joker czy może nędzna dwójka nie jest jednak jednoznaczna. Wszystko dlatego, że animacja koreańskiego studia Mir, odpowiedzialnego za takie seriale jak „Legenda Korry” i „Young Justice: Outsiders”, trzyma się bardzo konkretnego stylu, który nie wszystkim przypadnie do gustu.

Widać to już w otwierającej sekwencji filmu. Wstęp jest bardzo brutalny i wypełniony po brzegi akcją, która bardziej przypomina podobne sceny z „Awatar: Legenda Aanga” czy „Legendy Korry” niż cokolwiek kojarzonego do tej pory z „Wiedźminem”. Wszystko – od projektów postaci i potworów aż po styl prowadzenia potyczki między Vesemirem a Leszym – jasno sugeruje, z jakiego rodzaju opowieścią będziemy mieć do czynienia. Ma to swoje plusy. Studio Mir wygląda dzięki temu na pewne obranej ścieżki, co przy animacjach jest niezwykle istotne. Jednocześnie jestem już w stanie wyobrazić sobie burzę wewnątrz fandomu, który od lat próbuje sam siebie oszukać, że „Wiedźmin” ma stricte słowiański styl. Nowy film Koreańczyków ze słowiańskością nie ma absolutnie nic wspólnego.

REKLAMA

Wiedźmin: Zmora Wilka” pokazuje różne wycinki z przeszłości Vesemira.

Showrunnerka serialowego „Wiedźmina” Lauren S. Hissrich (pełni tę rolę też przy animacji) podkreślała w ostatnich tygodniach wielokrotnie, jak istotną postacią dla Geralta z Rivii jest Vesemir. Uczynienie właśnie tego wiedźmina bohaterem prequela przed 2. sezonem nie było przypadkiem i widać, że Netflix nie chciał odwalić chałtury. To nie jest żadna zamknięta historyjka o samotnym pogromcy potworów, który przeżywa szalone przygody po całym Kontynencie. Scenarzystom zależało na odrysowaniu kluczowej historii nie tylko dla Vesemira i innych wiedźminów, ale też całego Kaedwen (w górach tego państwa znajduje się Kaer Morhen).

Pokazanie tak emocjonalnego splotu wydarzeń bez wcześniejszego zarysowania tego, kim obecnie jest Vesemir i kim był kiedyś, nie ma sensu. Dlatego scenarzysta Beau DeMayo zdecydował się pokazać szerokie spektrum życia bohatera. Od młodości w służbie zamożnego panicza i spotkania z wiedźminem Deglanem przez morderczy trening w Kaer Morhen aż po moment, gdy jest już w pełni ukształtowanym zabójcą potworów. W dodatku takim, który zasłynął z przyjmowania samych najbardziej dochodowych zadań. Portret Vesemira jest bez najmniejszych wątpliwości największym plusem „Wiedźmina: Zmory Wilka”. Każdy fan prozy Sapkowskiego, który tęsknił za wygadanym Geraltem, otrzyma tutaj wiedźmina swoich marzeń.

Vesemir jest mocno zapatrzony w siebie i łasy na luksusy, ale o dziwo nie czyni go to antypatycznym. Głównie ze względu na dużą inteligencję, cięty dowcip i dużą lojalność wobec najbliższych. Kpiarska poza szybko okazuje się tylko tym – pozą. Za nią zaś kryją się prawdziwe uczucia, tęsknota za bliskością, duma z wykonywanego zawodu i niechęć do okazywania słabości. Przy czym wszystkie te cechy Vesemira zostaną wystawione na próbę, gdy otrzyma zadanie zbadania przyczyn pojawienia się nowych, potężniejszych niż wcześniej potworów w lasach Kaedwen. W tym zadaniu będzie mu towarzyszyć czarodziejka Tetra Gilcrest, która darzy wiedźminów bardzo chłodnymi uczuciami i próbuje stale wywierać presję na królu, by ten cofnąć wiedźminom ich prawa i przywileje.

„Wiedźmin: Zmora Wilka” idzie tropem znanym z książek Sapkowskiego i zahacza o takie tematy jak rasizm, przemoc, fanatyzm i źródła zła.

Twórcom produkcji nie sposób odmówić ambicji, a szczerze mówiąc, mają jej aż za dużo. „Wiedźmin: Zmora Wilka” trwa 1 godz. 21 min i w tym czasie nie udaje się satysfakcjonująco pokazać wszystkiego, na czym im zależy. Beau DeMayo ewidentnie jest fanem twórczości Andrzeja Sapkowskiego i wrzuca do fabuły mnóstwo pomysłów znanych z książkowej sagi. Większość z nich jest naprawdę ciekawa, a spojrzenie na problemy rasizmu czy magii oczami Vesemira daje dużą satysfakcję. To po prostu zupełnie inny człowiek niż Geralt z Rivii (bez względu na to, czy mówimy o wersji z powieści, gier czy serialu) i ma odmienne spojrzenie na wiele kwestii. Problem w tym, że objęcie całej tej tematyki na kilkuset stronach jest łatwiejsze niż w ramach pojedynczego filmu.

Dlatego „Wiedźmin: Zmora Wilka” jest pełen skrótów, urwanych scen i momentów, które zasługują na to, by się nad nimi pochylić. Niestety, nie starcza na to czasu. Wystarczyłoby 20-30 dodatkowych minut i tą dosyć wyraźną słabość filmu Netfliksa udałoby się sprawnie zatuszować. Nie twierdzę, że animowany „Wiedźmin” nadawałby się na miniserial (ta historia niezbyt pasuje do podobnej formuły z podziałem na odcinki), ale na pewno mógł być trochę dłuższym filmem. Wyszłoby po prostu i zgrabniej, i naturalniej.

Wiedźmin” słabo bronił się jako wprowadzenie w świat Kontynentu. Film studia Mir radzi sobie z tym znacznie lepiej.

REKLAMA

Nie liczcie jednak na to, że spotkacie potwory, krajobrazy i bohaterów z charakterystycznym rysem słowiańskości. Netflix wyraźnie chce uniwersalnej opowieści, która trafi do każdego widza bez względu na zamieszkiwaną szerokość geograficzną i udaje się to platformie całkiem sprawie. Przesadzone sceny walki i duża brutalność odrzucą prawdopodobnie część dawnych fanów, ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że do wielu taki styl po prostu nie trafi.

Nie mogę się jednak doczekać kolejnych produkcji z młodym Vesemirem. To bohater, który zasługuje na dalsze wgłębienie się w jego psychikę i charakter. Nie miałbym natomiast nic przeciwko temu, żeby jego następna przygoda była nieco bardziej kameralna. Wiedźmiński los siłą rzeczy nie powinien za każdym razem dotyczyć wielkich konfliktów i nadchodzącego końca świata. Prawdziwa siła bohaterów wymyślonych przez Andrzeja Sapkowskiego uzewnętrznia się najlepiej w innego rodzaju opowieściach.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA