REKLAMA

Strach ma wielkie oczy. "Wielkie oczy", reż. Tim Burton - recenzja sPlay

Tim Burton opowiedział nam historię prawdziwą, do której scenariusz stworzyli Scott Alexander i Larry Karaszewski ("Skandalista Larry Flynt" czy "Ed Wood"). Inną niż te, do których ostatnio w jego wydaniu przywykliśmy, odświeżającą. Historię, której brak dwóch czołowych aktorów tego reżysera, Heleny Bonham Carter i Johnny'ego Deppa, wyszedł na dobre. Zresztą i tak nie było tam dla nich miejsca. "Wielkie oczy" to aktorski popis Christopha Waltza i Amy Adams.

"Wielkie oczy", reż. Tim Burton - recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

Jest druga połowa lat 50. XX wieku. Rzecz dzieje się w Stanach Zjednoczonych, kraju, który choć wydaje się być przodownikiem, jeśli chodzi o przełamywanie konwenansów, nadal głosem potencjalnego pracodawcy pyta: "Czy twój mąż akceptuje twoją drogę kariery, kobieto?". Margaret Ulbrich opuszcza swojego męża, Franka, wraz z małą córeczką Jane.

Postanawia szukać szczęścia gdzie indziej. Ze sobą ma jedynie dziecko oraz swoje obrazy, portrety dzieci i Jane w różnych wariacjach, które mają być kartą przetargową w staraniach o pracę.

Margaret jest kobietą, która jak przyznaje, nigdy nie czuła się wolna. Najpierw była córką, potem żoną, na zawsze będzie matką. Choć wierzy w to, że kobieta nawet na przełomie lat 50. i 60. XX wieku może być niezależna, sama nie potrafi tej niezależności zdobyć. Miarą jej wartości jest związek z kimś innym, to on daje jej poczucie bezpieczeństwa.

Tak, jak sztuka i jej obrazy o wielkich oczach, które paradoksalnie staną się jej największym przekleństwem.

Podczas jednego z plenerów Margaret poznaje Waltera Keane'a, malarza-artystę, który w swoich pracach zawiera wspomnienia z podróży do Paryża, gdzie chłonął sztukę i wino. Lekkomyślna kobieta, w obawie, że były mąż odbierze jej dziecko jako samotnej matce, wychodzi za Waltera, człowieka, który jako pierwszy wyciągnął do niej pomocną dłoń. Jest nim zafascynowana, bo on potrafi spełnić jej zachcianki, uwodzi ją, jest szarmancki.

wielkie oczy big eyes tim burton

Wkrótce Walter bez większego trudu owinie sobie Margaret wokół palca, a ją ta gibkość kosztować będzie rezygnację ze wszystkiego, co dla niej najważniejsze.

Pewnego razu w imię ich obopólnego dobra Walter zaczyna przedstawiać się jako autor obrazów z dziećmi o wielkich oczach. Niewinne kłamstwa, które mają zapewnić szczęście i byt obydwojgu w świecie, gdzie nikt nie chce kupować obrazów kobiet, bo nikt przecież nie traktuje ich poważnie, stają się początkiem oszustwa zakrojonego na szeroką skalę.

"Wielkie oczy" to komediodramat, który pokazuje starcie dwóch artystycznych dusz, tak różnych od siebie. Jedna nastawiona jest na pieniądze, sławę, karierę, druga traktuje sztukę jako coś bardzo osobistego i ważnego - twórczość potrafi być istotniejsza od samego autora, ale ten jest z nią nierozerwalnie związany, to ona go konstytuuje i na odwrót.

big eyes wielkie oczy

Film Tima Burtona to także opowieść o starciu kobiety i mężczyzny, którzy stają się symbolicznym wymiarem walki kobiet z patriarchatem. To historia o prawdzie, o tym, czym jest sztuka, o wierze w siebie i w swoje możliwości. O walce z własnymi słabościami, o manipulacji. O strachu, który paraliżuje.

Choć ten obraz na pierwszy rzut oka jest zupełnie różny od tego, co Tim Burton serwował nam ostatnio, znajdziemy w nim to, za co pokochaliśmy go w latach 90. XX wieku, znajdziemy uniwersalne, głoszone przez niego prawdy. Skorumpowane społeczeństwo jest gładkie, błyszczące, ma wspaniałe samochody w majtkowych kolorach i ekstrawaganckie domy. To wielkie, dla niektórych brzydkie jak zepsute żelki, oczy są prawdziwe i rzeczywiście - jak mówi Margaret - są obrazem duszy.

Mimo że "Wielkie oczy" nie jest filmem przełomowym, dla dalszej kariery Burtona jest na pewno istotne. Jest pewnym zwrotem, odejściem od tego, czego się spodziewaliśmy. Jako dzieło na tle innych filmowych produkcji nie wybija się przesadnie, choć rzeczywiście jest filmem dobrym, który o ciekawej historii mówi interesująco i przekonująco, nawet jeśli czasem w groteskowy sposób.

REKLAMA

Na największe uznanie zasługują role Christopha Waltza i Amy Adams, którym udało się stworzyć fascynujące postaci, tak dobrze oddające bolączki i motywacje rzeczywistych bohaterów tego dramatu.

"Wielkie oczy" to wzruszająca, momentami zabawna historia, która poza przedstawieniem gorzkiego, na pozór niesprawiedliwego świata, pozwala wierzyć, że to, co prawdziwe zwycięża. I choć brzmi to łzawo i banalnie, ostatnie minuty filmu, w których dowiadujemy się, że prawdziwa Margaret Keane żyje i mimo blisko 90 lat tworzy do dziś, są najlepszym zwieńczeniem tej historii.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA