Rosjanie tracą sport, nie mogą płacić za Netfliksa i nie obejrzą "Batmana". Nie sądzę, żeby ktoś im współczuł
Wojna na Ukrainie kosztowała zwykłych Rosjan więcej niż jakakolwiek wcześniejsza inwazja zarządzona przez Władimira Putina. Rosja nie wystąpi na mistrzostwach świata w piłce nożnej, zapewne nie wystąpi w nowym sezonie Ligi Mistrzów, a od niedawna nie można tam płacić kartą za usługi takie jak Netflix czy Spotify. Od największego kraju świata odwraca się też Hollywood. Wszystkim tym bolesnym skutkom wypada tylko przyklasnąć.
Rozpoczęta pod koniec lutego militarna inwazja Rosji na Ukrainę przybiera coraz mroczniejsze oblicze aż do poziomu gróźb użycia broni nuklearnej. Na szczęście znaczna część świata na różne sposoby wspiera zaatakowany naród i kieruje w stronę Rosjan coraz poważniejsze sankcje. W ostatnich dniach szczególnie głośno jest nie tylko o ciosach stricte ekonomicznych, ale także płynących ze świata rozrywki i sportu. Po kilku dniach kompromitujących oświadczeń i półśrodków UEFA i FIFA w końcu zdecydowały się na powszechny ban wymierzony w rosyjskie kluby oraz reprezentacje.
Obywatele Federacji Rosyjskiej stracili oprócz tego możliwość płacenia kartami bankowymi za najpopularniejsze usługi streamingowe na świecie (czyli serwisy Netflix i Spotify). Nie obejrzą też w najbliższej przyszłości żadnych hollywoodzkich hitów takich jak "Batman" czy "Morbius" czy "To nie wypanda". Krok po kroku cała branża rozrywkowa rozkłada powszechnego bana nad Rosją.
Wojna na Ukrainie to nie tylko starcie dwóch armii, ale też globalny konflikt na informacje.
Jednocześnie kolejne kraje i korporacje utrudniają dostęp do rosyjskiej propagandy podawanej za pomocą kremlowskich serwisów informacyjnych takich jak Russia Today. O ich zablokowaniu m.in. na YouTubie zdecydował dziś Google. W ramach tej wojny informacyjnej poważny cios otrzymali też Ukraińcy, bo najeźdźcy obrali dziś za cel wieżę telewizją w Kijowie i dokonali nalotu bombowego na jej lokalizację. Według informacji od ukraińskiego rządu w trakcie tego ataku śmierć poniosło pięciu cywili.
Podobne doniesienia sprawiają, że chyba nikomu w Polsce nie przychodzi do głowy współczuć zwykłym Rosjanom. Większość z nich nie ma oczywiście nic wspólnego z atakiem na Ukrainę. Część pewnie jest przeciwna wojnie lub nawet chciałaby obalenia Władimira Putina. Wszystko to nie ma jednak żadnego znaczenia w szerszej perspektywie. Rosja jest krajem autorytarnym, gdzie na szczeblu centralnym nikt już nawet nie próbuje zachowywać pozorów demokracji, więc trudno obwiniać za atak na Ukrainę obywateli Moskwy czy Sankt Petersburga. Ich obecne kłopoty to jednak nic w porównaniu do cierpienia sprowadzonego przez Putina na Ukrainę. Jeżeli cokolwiek, to wielu z nas czuje raczej potrzebę jeszcze mocniejszego uderzenia w Rosjan. Może nawet całkowitego wykluczenia ich z życia cywilizowanego świata.
Tylko czy nie skazujemy przez to Rosjan na dostęp wyłącznie do propagandy władzy? Podobny scenariusz nie jest wcale wyssany z palca. Podobny dylemat naprawdę istnieje, co więcej Rosja już realizuje scenariusz ograniczana dostępu do niezależnych informacji. Jak podaje portal WNP.pl, tamtejsza prokuratura generalna zażądała wyłączenia radia Echo Moskwy i telewizji Dożdż z powodu publikowania "kłamliwych informacji na temat działań wojsk rosyjskich". Oczywiście "kłamliwych" w tym kontekście oznacza "prawdziwych i zgodnych ze stanem faktycznym zbrojnego konfliktu na Ukrainie", ale z czasem coraz mniej Rosjan może zdawać sobie z tego sprawę. W międzyczasie Roskomnadzor (czyli tamtejszy odpowiednik KRRiT) grozi zaś zablokowaniem Wikipedii za artykuł "Inwazja Rosji na Ukrainę (2022)".
W takiej sytuacji decyzja Zachodu, by dobrowolnie wycofać się z Rosji może być odczytana jako oddawanie pola przeciwnikowi bez walki. Jeżeli zamkniemy rosyjskie okno na świat i zabijemy je od zewnątrz deskami, to w jakimś sensie nie możemy mieć pretensji, że mieszkańcy domu nie widzą co dzieje się poza obrębem ich czterech ścian. Wydaje się, że reszta Europy powinna zdawać sobie sprawę z tego zagrożenia. Nie jest ono bowiem wcale nierealne. Jednocześnie nie bez powodu w całej Polsce ze świecą można by szukać osoby współczującej obywatelom Rosji.
Odczuwany przez nas gniew i ból na myśl o bombardowanej pociskami Ukrainie jest jak najbardziej na miejscu. Tak samo jak chęć choćby symbolicznej zemsty na sprawcach tego całego zamieszania. Trudno też podważyć argument, że inwazja musi w jakichś sposób zaboleć Rosję. Bezpośrednia militarna odpowiedź Zachodu (przynajmniej na razie) nie wchodzi w grę, dlatego trzeba korzystać z alternatywnych narzędzi. Im bardziej bolesna dla mieszkańców Moskwy i okolic będzie cała ta bezsensowna z punktu widzenia rosyjskich interesów operacja, tym zwiększy się presja na środowisko Władimira Putina, aby zgodziło się na realne negocjacje pokojowe.
Hollywoodzkie filmy, Netflix i Spotify jakoś nie skłoniły Rosjan do wielkiego oporu wobec Putina. Nie przeceniałbym więc też wpływu ich zniknięcia.
Nie wystarczy zachodnia kultura czy gra na wspólnych piłkarskich turniejach, żeby kraje autorytarne nagle przerodziły się w kochające pokój demokratyczne republiki. Życie nie wygląda tak prosto. Wypychanie Rosji z cywilizowanego świata (o które ta oczywiście od dawna sama się prosiła) będzie dla wielu niewinnych Rosjan uciążliwe. Całej tej sytuacji nie byłoby, gdyby nie Władimir Putin i jego poplecznicy. Powinno to być oczywiste dla każdego człowieka kierującego się logiką i etyką. A jeżeli część bogatych Rosjan da się tego nauczyć tylko za pomocą bana na "Batmana" i MCU, to kultura dołoży swoją cegiełkę do sankcji.
*Autorem zdjęcia głównego jest AlexLMX/Shutterstock.com.