"Wszyscy święci New Jersey" to film wyłącznie dla fanów "Rodziny Soprano", choć oni też mogą być rozczarowani
Ponad czternaście lat od premiery finałowego odcinka "Rodziny Soprano" fani kultowej produkcji HBO doczekali się filmowego prequela pt. "Wszyscy święci New Jersey". Niestety, rozczarowanie wpisane jest w naturę podobnych ekranowych powrotów.
OCENA
Twórcy "Wszystkich świętych New Jersey" mrugają okiem do fanów "Rodziny Soprano" niemal w każdej scenie, nie oferując jednak nic, co sprawiłoby, że obraz zapadnie im w pamięć tak dobrze, jak kultowy oryginał. Bogactwo zmyślnie wplecionych w opowieść i dialogi smaczków i innych easter eggów to, rzecz jasna, obowiązkowy element dla produkcji, która bazuje na postaciach i informacjach ze swojego kultowego serialowego poprzednika. Nie sposób oczekiwać od prequela wyzbycia się nawiązań, a te sensowne i podkreślające dbałość o konsekwencję są zawsze mile widziane. Ważne, by poza tym mieć do czynienia z solidnym, autonomicznym obrazem, który nie odstaje zanadto jakością opowieści od oryginału.
Niestety, fabuła "Wszystkich świętych" okazuje się schematyczną historią gangsterską, w której - w przeciwieństwie do serialu - nie zajrzymy w zakamarki psychiki znakomicie nakreślonych bohaterów. I w której tematyka przestępcza jest w istocie pretekstem do podjęcia innych fascynujących wątków i opowiedzenia znacznie głębszych historii.
Wszyscy święci New Jersey: recenzja prequela Rodziny Soprano
Głównym bohaterem "Wszystkich świętych New Jersey" jest Dickie Moltisanti, ojciec serialowego Christophera. Widzowie i fani " The Sopranos" nigdy nie poznali tego bohatera - został zabity, gdy Chris był jeszcze małym chłopcem. Chris - jeśli nie pamiętacie - był kuzynem Carmeli Soprano (a zatem również dalszym dla Meadow i AJ'a). Sam Tony nazywał go swoim bratankiem (w dzieciństwie również nazywali się kuzynami) i opiekował się nim właśnie ze względu na śmierć Dickiego.
Rozgrywający się na przełomie lat 60. i 70. XX wieku "Wszyscy święci" przedstawiają nam zatem młodsze wersje wielu znanych postaci, w tym, rzecz jasna, Tony'ego (w tej roli Michael Gandolfini, bezbłędnie wcielający się w młodszą wersję postaci graną przez swojego ojca, Jamesa, który zmarł w 2013 roku), który nie skalał się jeszcze prawdziwą przestępczością. Film pozwala widzom lepiej zrozumieć, dlaczego w serialu Tony zawsze miał dla Chrisa taryfę ulgową i troszczył się o niego. Dickie, poza roztaczaniem opieki nad własną rodziną, był bowiem kimś na kształt ojca właśnie dla Tony'ego. Trudno się dziwić - Johnny Soprano swój czas dzielił na odsiadki lub zajmowanie się "biznesem". I właściwie na wszystko inne, co nie miało związku z Livią i samym Tonym.
Ta opowieść to doskonale wszystkim znana historia: oto gangster, który pnie się na szczyt, by - jak to zwykle bywa - wkrótce z niego spaść. Twórcy dorzucili do tego trudne dzieciństwo (Tony) i napięcia rasowe, wszystko to jednak okazuje się do bólu schematyczne. Nie na tyle, by śmiertelnie się nudzić, ale wystarczająco, by odnieść wrażenie, że mdłe odtwórstwo jest tu zmiksowane z garścią dopowiedzeń do innej opowiedzianej już przed laty serialowej opowieści.
"Wszyscy święci New Jersey" to przede wszystkim uzupełnianie brakujących fragmentów tej opowieści, wypełnianie białych plam. Nie ukrywam - pełne fajnych smaczków, które nostalgiczni fani będą wyłapywać z uśmiechem. Nie da się jednak nie zauważyć, że prequelowi brakuje dosłownie wszystkiego tego, co z "Rodziny Soprano" uczyniło serial wybitny i legendarny. Fani starszej produkcji z jednej strony docenią naprawdę zmyślnie wprowadzone nawiązania i fabularne uzupełnienia, popisy fantastycznej obsady i kilka klimatycznych, gangsterskich scen. Z drugiej - poczują się rozczarowani, że "Wszyscy święci" to co najwyżej aneks, któremu brak ambicji: warstw i głębi. Cała reszta widzów pozostanie co najwyżej obojętna, nie mogąc czerpać radości z tego, co w filmie najfajniejsze.