David Fincher to jeden z tych reżyserów, który ma talent do kręcenia jednego hitu za drugim. Wprawna ręka omsknęła mu się jedynie przy "Dziewczynie z tatuażem", która niestety nie może być traktowana jako satysfakcjonująca adaptacja pierwszej części trylogii "Millenium" Stiega Larssona. Na szczęście o tym jednostkowym wypadku przy pracy możemy już zapomnieć, co dobitnie udowadnia nam najnowszy film Finchera. "Zaginiona dziewczyna", mroczny thriller na podstawie powieści Gillian Flynn, która została autorką scenariusza filmu, to kino które trzyma w napięciu przez ponad 2 godziny.
W tym filmie mamy wszystko to, za co kochamy Finchera - emocje, twist, niedomówienia, poruszające śledztwo, gęstą atmosferę i kolejny twist. Myślicie, że specjalny prezent Johna Doe z "Se7en" to najbardziej pokręcona rzecz, jaką widzieliście? Obejrzycie "Zaginioną dziewczynę", a przekonacie się, że to dopiero było preludium. Na korzyść tego filmu przemawia właściwie wszystko - mamy dobrą dobrą, kryminalną intrygę, którą Fincher zapożyczył i którą potrafił oddać w sposób bezbłędny, porywający widza. Mamy świetnych aktorów (genialna Rosamund Pike, która na moje oko właśnie z impetem wkroczyła do świata kina i wielkich reżyserów), intrygujący lejtmotyw (a właściwie cały soundtrack) autorstwa Trent Reznor And Atticus Ross, którzy nie pierwszy raz współpracują z Fincherem, mroczny nastrój pełen zła, który fascynuje.
Fabuła, która z początku wydaje się prosta, tak naprawdę gna do przodu niczym rollercoaster, którego zakrętów nie możemy być pewni. W "Zaginionej dziewczynie" nie znajdziemy żadnych oczywistości, a nasze wyobrażenia o tym, co jest prawdą, zostaną zrujnowanie i to niejednokrotnie. Głównymi bohaterami filmu są para: Amy (Rosamund Pike) i Nick (Ben Affleck). Nadchodzi dzień piątej rocznicy ślubu Dunne'ów. Kiedy w upalny dzień Nick wraca do domu po wizycie u swojej bliźniaczki Margo (Carrie Coon), w barze, zastaje pusty dom ze śladami walki. Zdezorientowany zawiadamia policję. Ta w porozumieniu z rodzicami Amy i samym Nickiem rozpoczyna poszukiwania zakrojone na szeroką skalę.
Podczas śledztwa pary detektywów policyjnych, Rhondy Boney (Kim Dickens) i Jima Gilpina (Patrick Fugit) wszystkie dowody wskazują na to, że to Nick zabił żonę, a następnie ukrył jej ciało. Mężczyzna twierdzi jednak uporczywie, że nie ma nic wspólnego z zaginięciem Amy, a jego małżeństwo było doskonałe. W jednej chwili staje się najbardziej znienawidzoną postacią w Stanach Zjednoczonych, a media nie chcą dać spokoju jemu i jego rodzinie. Dochodzenie posuwa się do przodu i każdego dnia wychodzą na jaw coraz to nowe sekrety, kłamstwa i ukryte motywy. Nie ma jednej wersji tej samej historii. Czy Nick Dunne naprawdę zabił swoją żonę?
"Zaginiona dziewczyna" nie prowadzi nas przez fabułę, trzymając za rękę. Fincher postarał się, aby to była prawdziwa jazda bez trzymanki, podczas której co i rusz wstrzymujemy oddech. Poza aktualnym biegiem wydarzeń i retrospekcjami, które pozwalają nam jakby przez dziurkę od klucza obserwować życie Amy i Nicka, dostajemy coś jeszcze, coś co jest całym clue tej historii. Fincher konstruuje przed nami dwie wersje tego samego wydarzenia - jedna jest autorstwa Nicka, druga, w dużej mierze zbudowana właśnie za pomocą wspomnień, jest wersją jego żony. Prawdziwy mindfuck, chciałoby się rzec.
Jeśli miałabym określić jakoś "Zaginioną dziewczynę", idealnym podsumowaniem tego obrazu Finchera, byłoby stwierdzenie, że to film, który ryje banię zbyt mocno. Jeden z tych, który może okazać się najciekawszą premierą tego roku. Oprócz świetnej intrygi "Zaginiona dziewczyna" próbuje znaleźć odpowiedzi na pytania o relacje damsko-męskie, o to, do czego skłonny posunąć jest się chory umysł? Jak funkcjonować w toksycznym związku? I co z nami mogą zrobić współczesne media?
Film Finchera to doskonałe kino i świetnie zarysowane postaci. Ben Affleck wcielający się w rolę Nicka Dunne jest przekonujący i budzi bardzo sprzeczne emocje, Rosamund Pike... to trzeba zobaczyć, klasa sama w sobie! Świetnie odegrała postać zagubionej i sfrustrowanej kobiety. Na uwagę zasługują też na pewno role Carrie Coon, Neila Patricka Harrisa, który wciela się w byłego faceta Amy, Desiego Collinsa i Tylera Perry'ego, grającego nieco cynicznego adwokata podejrzanych mężów, Tanera Bolta. Cóż, Fincher po prostu znowu dał radę. Jeśli chcecie zostać wystrzelani po pysku, to nawet nie ma się nad czym zastanawiać. Czym prędzej do kin. "Zaginiona dziewczyna" miażdży. A ty wcale nie chcesz się podnieść.