REKLAMA

Zdarzenie

Manoj Night Shyamalan w historii współczesnego amerykańskiego kina zawsze będzie znany jako twórca Szóstego zmysłu. Od czasu premiery tego rewolucyjnego filmu, reżyser nakręcił thriller Niezniszczalny, metaforyczne Znaki, utopijną Osadę oraz bajkową i naiwną Kobietę w błękitnej wodzie. Krytycy o każdym kolejnym filmie nie wypowiadali się nazbyt pozytywnie, a mimo to widzowie do dziś się kłócą o wartości zaprezentowane w poszczególnych produkcjach. Shyamalan eksperymentował, co spowodowało jego poważny upadek w Hollywood. Najnowszy obraz, Zdarzenie również można nazwać eksperymentem.

Rozrywka Blog
REKLAMA

Spokojny nowojorski poranek rozpoczyna się tragicznie dla obywateli krążących blisko Central Parku. Niewiadomy czynnik spowodował, że ludzie zatrzymali się w miejscu i mieli wielką ochotę popełnić samobójstwo. Czyżby to był wirus? A może terroryści wykorzystali broń biologiczną, aby zniszczyć ludność amerykańską? Większa panika rozsiewana jest w momencie, gdy to samo spotyka kilka innych miast leżących na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Elliot Moore - nauczyciel fizyki w liceum w New Jersey - postanawia wraz z żoną Almą, jej bratem Julianem i bratanicą Jess jak najszybciej opuścić miasto, zanim nieznana zaraza dotknie również ich. Wkrótce wszyscy znajdą się w samym centrum tajemniczego kataklizmu.

REKLAMA

Głównym zamysłem Shyamalana było stworzenie 90-minutowej paranoi. Według niego, widz w trakcie seansu powinien odczuwać intensywne napięcie oraz zadać sobie pytanie o przyczynę tego zdarzenia. Jest to ukłon w stronę Ptaków Hitchcocka. W tym klasycznym filmie również panował niewytłumaczalny naturalny terror zobrazowany za pomocą atakujących ptaków. Lecz celem tego nie było przedstawienie żadnych naukowych dowodów. To tylko specyficzne posunięcie mistrza grozy, aby postawić ludzi w sytuacji bezpośrednio zagrażającej życiu.

Reżyser Zdarzenia jednak idzie o krok naprzód i próbuje wytłumaczyć powód katastrofy. Terroryści, broń biologiczna, a może jeszcze coś innego? W końcu wpada na pomysł nie tylko absurdalny, co wywołujący momentami salwy śmiechu. Na szczęście nie definiuje go jako jedyne źródło niebezpieczeństwa, a tylko jako hipotezę nie znajdującą pokrycia w rzeczywistości. Wytwarza to tym samym momentami dziwny, ale intrygujący, symboliczny i moralizatorski klimat, w zdecydowanie lepszej formie niż wcześniej w Znakach.

Mimo wszystko, twórca Szóstego zmysłu chciał zrealizować horror odbywający się na zewnątrz oraz przy świetle słonecznym. Jest to trudne, gdyż aby dziś móc solidnie przestraszyć widza wymagany jest zestaw czynników, jaki sprawdza się w kinowych hitach amerykańskich. Dlatego tę produkcję można nazwać eksperymentem. To, co znakomicie udało się Hitchcockowi, niekoniecznie wychodzi Shyamalanowi. Zbiorowe samobójstwa oraz ucieczka przed niewidzialnym zabójcą nie wystarczają na dłuższą metę. Dlatego, indyjski reżyser sięga po kolejne kultowe filmy i robi z nich typową hollywoodzką kalkę. Mamy tu widoczny wpływ Inwazji porywaczy ciał, Nocy żywych trupów czy Dzieci przeklętych zmieszanych z ideą apokalipsy. Efekt końcowy wypada blado, ale nie jest tragicznie. Obraz potrafi przestraszyć niewymagającego widza, szczególnie w scenach początkowych. Jednak wraz z postępem fabularnym, napięcie opada. Mimo iż wszystko odbywa się w warunkach naturalnych i żadni kosmici nie latają w powietrzu, to widać, że Shyamalan nie do końca przejął zdolność portretowania terroru.

REKLAMA

W to wszystko zostaje wplątany wątek miłosny. Elliot i Alma przeżywają kryzys małżeński, który jest rozwiązywany między bieganiem z jednego miejsca na drugi. Jest to niestety bardzo naciągany motyw szczególnie, że od samego początku nie potrafimy się w pełni zaangażować. Jednym z powodów jest słabe aktorstwo zarówno Whalberga jak i Deschanel, ale patrząc z drugiej strony, to historia grubymi nićmi szyta, a ten duet próbuje z niej wycisnąć tyle, ile się da.

Zdarzenie miało być uznane za wielki powrót twórcy Szóstego zmysłu. Niestety, po raz kolejny się nie udało, a wątpliwe jest, aby hollywoodzcy producenci dali mu jeszcze jedną szansę po fatalnej Kobiecie w błękitnej wodzie. Film mógłby być lepszy, gdyby nie uporczywe trzymanie się próby wytłumaczenia ataku. Zamiast pozostawić wszystko domysłom, niewidzialnej sile, albo po prostu zupełnie zmienić koncepcję, to Shyamalan chciał nam zaprezentować ekologiczną symbolikę końca świata. Na tle Drogi Cormaca McCarthiego, wypada blado.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA