REKLAMA

Dokładnie 6 lat temu Marvel wypuścił swój najbardziej widowiskowy film. Potem było tylko gorzej

Dziś mija równo sześć lat od premiery "Avengers: Endgame" - filmu, który po dziś dzień pozostaje głównym odnośnikiem dla kolejnych tytułów. Poprzeczką, do której, póki co, nikomu nie udało się doskoczyć.

avengers endgame 6 rocznica
REKLAMA

2019 niewątpliwie był rokiem wielkich nadziei dla fanów Marvela. Rok wcześniej do kin trafiła "Wojna bez granic", która skończyła się przepotężnym cliffhangerem - Thanos użył Rękawicy Nieskończoności, wypełnionej wszystkimi kamieniami i uśmiercił połowę ludzkich istnień - w tym Bucky'ego, Spider-Mana, Doktora Strange'a, Falcona, Czarną Panterę i wielu innych. Po takim zakończeniu długie czekanie na kontynuację tej historii byłoby torturą, stąd niemal równo 365 dni później dostaliśmy "Koniec gry" - monumentalne ukoronowanie marvelowskiej ery, na której się wychowaliśmy.

Koniec gry, koniec znanego nam świata

REKLAMA

Czy "Koniec gry" jest jakościowo najlepszym filmem, jaki kiedykolwiek wydało na świat MCU? Prawdopodobnie nie, choć nie będę kłamał - gdybym miał tworzyć jakieś osobiste zestawienie filmów Marvela, ten na pewno by się w nim znalazł. Na pewno należy oddać "Endgame", że jest to tak rozbuchane i emocjonalne zakończenie, na jakie zasłużyli fani. To gigantyczne widowisko, które w swoim trzygodzinnym metrażu zawiera równie dużo spektakularnej akcji, co zwykłych, kinofilskich emocji, związanych z tym, że praktycznie wszystkich bohaterów obserwowaliśmy przez lata - czy to w osobistych, czy "avengersowych" filmach. To na naszych oczach kształtował się trudny bromance Iron Mana i Kapitana Ameryki, to my obserwowaliśmy, gdy ten pierwszy ewoluował z ekscentrycznego playboya w człowieka świadomego odpowiedzialności, jaka ciąży na nim i jego drużynie, czuliśmy ciepło w sercu na widok ojcowsko-synowskiej relacji Starka z Peterem Parkerem. Każdy z filmów o Avengersach to zresztą inna odmiana historii o rodzinie - niebiologicznej, różniącej się od siebie, skazanej na siebie, rozliczającej się z własnymi czynami i dziedzictwem, pełnej szczerych emocji.

To był właśnie ten najważniejszy moment, w którym Avengersi zrozumieli, że nawet jeśli nie zawsze zdołają uratować świat, nigdy nie wolno tracić nadziei i się poddać. "Koniec gry" jest przeprowadzony z potężnym rozmachem, ale jak na jeden z największych blockbusterów kina pozwala na chwilę oddechu, żałoby względem tego co się wydarzyło. Konsekwencje wymazania przez Thanosa połowy świata nie są łatwe do naprawienia - w niektórych, później wypuszczonych czy filmach czy serialach bezpośrednio padają nawiązania do tej sytuacji, pokazujące jak trudno nie tylko podnieść się po utracie połowy ludzkości, ale także zapewnić im stabilność w nowym, odrodzonym świecie.

Co po Końcu gry? Więcej upadków niż wzlotów

"Avengers: Koniec gry", wraz ze "Spider-Manem: Daleko od domu" zakończyły III fazę MCU. Obecnie jesteśmy w trakcie piątej, ale czy możemy powiedzieć, że "po Endgame jest życie"? I tak, i nie, choć póki co jeszcze trwam przy tej drugiej odpowiedzi. Faza IV w zasadzie, nie licząc odseparowanych nieco od głównego nurtu Marvela przygód Spider-Mana (doskonałe "Bez drogi do domu") nie może się pochwalić jakimś bezsprzecznie dobrym dziełem - nie zaliczyłbym do tego grona znajdującej się w pustce, choć mającej potencjał "Czarnej Wdowy", tym bardziej nie "Eternalsów", a "Doktor Strange w multiwersum obłędu", czy kolejne produkcje o Thorze i Czarnej Panterze również były pozbawione tej nieokreślonej ikry, powera, który zasiałby w mojej głowie nadzieję, że kinowy Marvel nie stracił na siebie pomysłu.

Całkiem niedawno, jak już wspomniałem, rozpoczęła się Faza V. Premierowym filmem tej części MCU był "Ant-Man i Osa: Kwantomania" - jeden z najsłabszych, filmopodobnych produktów, jakie kiedykolwiek wyszły z tej popkulturowej stajni. Ciężko mu wybaczyć dość nikle zarysowaną stawkę, jadącą na oparach charyzmę Paula Rudda w głównej roli, praktyczny brak obecności czy wagi tytułowej bohaterki. Paradoksalne jest to, że najlepiej zarysowana i zagrana postać tego filmu to ta, której odtwórca, Jonathan Majors, wkrótce został oskarżony o przemoc, co oczywiście doprowadziło do zwolnienia aktora. Wkrótce na ekrany kin zawitało też równie tragiczne "Marvels", natomiast oddać muszę, że gdzieś w 2023 roku wysoko postawione głowy MCU postanowiły się obudzić. Zanim James Gunn odszedł do DC, zakończył swoją przygodę z Marvelem "Strażnikami Galaktyki vol. 3" - jednym z najlepszych filmów franczyzy w ostatnich latach, który oprócz emocjonalnej historii o przyjaźni urósł do rangi fantastycznej, złożonej historii o szkodliwości wykorzystywania natury w imię technologicznego postępu. Wobec "Deadpool & Wolverine" mam mieszane uczucia i jest to dla mnie osobiście film średni, ale jednak wnoszący jakieś minimum świeżości, ożywczości, a przede wszystkim pozwalający Hugh Jackmanowi znów wcielić się w fantastycznego Wolverine'a.

2025 rok to okres wielkich nadziei - słowa "jeśli nie teraz to nigdy" tym razem naprawdę zdają się być aktualne. "Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat" to moim zdaniem film daleki od katastrofy, sprawnie zapowiadający dalsze losy tytułowej postaci, potwierdzający nową rolę Sama Wilsona w globalnym układzie sił. Za kilka dni na ekrany kin wejdzie "Thunderbolts*", regularnie opisywane jako projekt, który wniesie sporo emocji i świeżości, a także będzie pierwszym, dość jasno otwierającym drzwi do kolejnych filmów, obrazem. Wiemy też, że bohaterowie tego filmu, przynajmniej w znacznej większości, pojawią się jeszcze w kolejnych produkcjach MCU.

Na kolejną dającą nadzieję na odnowę franczyzy nie będziemy musieli długo czekać, albowiem pod koniec lipca Matt Shakman pokaże, czy udało mu się dokonać zmartwychwstania Fantastycznej Czwórki. Zgromadził już doskonałą obsadę (Pedro Pascal, Vanessa Kirby, Ebon Moss-Bachrach, Joseph Quinn), a z materiałów promocyjnych wiemy, że w filmie pojawi się m.in. Srebrny Surfer, Galactus, a swojego potencjału na przyszłe historie ma się doczekać Franklin Richards, nienarodzony jeszcze syn Reeda i Sue. Wszystkie te filmy stanowią swego rodzaju wstęp do dwóch przyszłych filmów o Avengersach: "Doomsday" i "Secret Wars", które zostaną wydane kolejno w 2026 i w 2027 roku. W jednym z wywiadów Anthony Mackie zapowiadał, że żaden z bohaterów nie może się czuć bezpieczny, a pierwszy ze wspomnianych filmów zakończy się jednym z największych cliffhangerów, jakie mogliśmy widzieć. Pozostaje trzymać go za słowo, bo choć nadzieja na reanimację Marvela przez lata była konsekwentnie osłabiana i gaszona, teraz jest najlepszy moment, by ją na nowo wzniecić.

Premiera "Thunderbolts*" - 2 maja, zaś "Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki" na ekranach kin pojawi się 25 lipca.

Więcej informacji ze świata Marvela przeczytacie na Spider's Web:

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-04-24T08:32:44+02:00
Aktualizacja: 2025-04-23T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-23T18:46:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-23T15:48:15+02:00
Aktualizacja: 2025-04-23T11:02:57+02:00
Aktualizacja: 2025-04-23T10:41:43+02:00
Aktualizacja: 2025-04-22T20:48:30+02:00
Aktualizacja: 2025-04-22T18:07:09+02:00
Aktualizacja: 2025-04-22T16:06:31+02:00
Aktualizacja: 2025-04-22T13:54:29+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA