REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Dzieje się

Konserwatywna fundacja poucza Polaków. Billboardy nie będą nam mówić, jak mamy żyć

W ostatnich miesiącach po Polsce rozlała się prawdziwa plaga billboardów, które promują ultrakonserwatywne myślenie i pouczają wszystkich, jak mają żyć. Za najnowszą kampanię billboardową odpowiada fundacja "Nasze Dzieci - Edukacja, Zdrowie, Wiara". Rozsiane po całym kraju grafiki podają niesprawdzone dane statystyczne dotyczące rozwodów. Wszystko po to, by wypromować prawicową wizję świata.

06.09.2022
10:03
billboardy małżeństwa kornice wojna polska
REKLAMA

Niesławna Fundacja Kornice wystartowała z kolejną kampanią billboardową, tym razem celując w "problem" rozwodów. Wojny billboardowe już od paru lat są w Polsce na porządku dziennym, a sponsorowane przez podmioty o najróżniejszych motywacjach nośniki za sprawą swojego przekazu regularnie stają się tematem dla mediów. W 2022 roku w Polsce wciąż korzysta się z ich pośrednictwa, by mówić Polakom, jak mają żyć.

REKLAMA

Fundacja "Nasze Dzieci - Edukacja, Zdrowie, Wiara" znów próbuje pouczać Polaków za pomocą billboardów. Plakaty nowej kampanii pozbawione są kolorów czy grafik - to suchy, czarny tekst na białym tle, podający niewiadomego pochodzenia statystyki dotyczące rozwodów. Według nośnika badania wykonane parę lat temu w USA pokazują, że 5 proc. małżeństw cywilnych kończy się rozwodem, a małżeństw sakramentalnych rozpada się 33 proc.

Ponadto w przypadku małżonków, którzy chodzą razem regularnie do kościoła, to już tylko 2 proc. - i tak dalej. Przekaz prosty - pobożne, praktykujące religię chrześcijańską małżeństwa są "trwalsze". Choć można czytać to również tak: osoby niereligijne nie będą trwać w, dajmy na to, toksycznych i przemocowych relacjach choćby nie wiem co, za to prędzej zakończą związek z kimś, z kim czują się nieszczęśliwe - z różnych przyczyn.

Polska billboardem stoi

Abstrahując jednak od wydźwięku, nie sposób dogrzebać się badań, którego wynikiem są te właśnie liczby. Podobnie zresztą było w przypadku poprzedniej, niedawnej akcji tej samej fundacji - seria "gdzie są TE dzieci" przekonywała, że w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku polska rodzina miała sześcioro dzieci, w latach osiemdziesiątych - czworo, natomiast obecnie statystycznie to 2,5 dziecka na rodzinę.

Ta sama organizacja w przeszłości prowadziła inne kampanie: "Kochajcie się mamo i tato", "Jesteśmy piękni Twoim pięknem, Panie", "Misja mężczyzny: DAĆ ŚWIADECTWO" czy "Odnowi oblicze Tej Ziemi! JPII". W 2020 roku w całej Polsce pojawiły się ich banery, na których mogliśmy zobaczyć m.in. płody z podpisem "Mam 11 tygodni" czy "Mam 5 miesięcy". Większość z powyższych akcji spotkała się z obojętnością, część - jak "kochajcie się" - wywołała burzę i dyskusję w sieci oraz reakcję: billboardową odpowiedź w postaci "Kochajcie MNIE, mamo i tato". A to tylko jeden z wielu przykładów wrycia się w sam środek politycznego sporu w Polsce za pośrednictwem reklam.

REKLAMA

Tego typu kampanii i wojen billboardowych było w ostatnich znacznie więcej.

Billboardy uświadamiały na temat wydarzeń w Ukrainie na początku wojny. Po pierwszym Marszu Równości w Białymstoku hasła "Zło dobrem zwyciężaj" czy "Wiara leczy frustrację" mierzyły się z takimi jak "Białystok dla wszystkich" i "Po burzy zawsze wychodzi tęcza". W Warszawie toczyła się batalia na cytaty z Biblii - narodowcy i ich przeciwnicy wymieniali kolejnymi fragmentami, na przemian na przykład homofobicznymi i takimi, które uwypuklały ich niedorzeczność i niekonsekwencję.

We wrześniu zeszłego roku "Rodzice za Czarnkiem" przeciwstawiali się hasłom "CzarnekOUT". Po polskich miastach jeździły billboardy mobilne, czyli specjalne ciężarówki antyaborcyjne lub anty-LGBT. Youtuber Krzysztof Gonciarz wyszedł z dwudniową inicjatywą - krążył po mieście tzw. antyfurgonetkową furgonetką, głosząc, że każdy może wozić się w ciężarówce i wygadywać z niej głupoty. Długo można wymieniać - również tych kampanii, nazwijmy to, społecznych, które nie doczekały się żadnej odpowiedzi.

Zgodnie z raportem "Reklama w przestrzeni publicznej" z 2018 roku to właśnie billboardy są przez Polaków najmniej aprobowane. Jest coś abstrakcyjnego w fakcie, że w drugiej dekadzie XXI wieku korzystamy z wielkich plakatów, by wykrzyczeć swoje racje - bo nie oszukujmy się, że chodzi o coś więcej, niż manifestację światopoglądu, prztyczek w nos, odbicie piłeczki, wywarcie presji czy próbę zdominowania dyskursu. Billboardy w powyższej formie nie mają walorów edukacyjnych, nie pełnią żadnej istotnej funkcji w dyskusji i nie wpływają na opinię postronnych obserwatorów (według sondażu IBRiS z 2021 roku zalewająca kraj kampania antyaborcyjna okazała się niemal stuprocentowo nieskuteczna). Co najwyżej zaogniają konflikt, irytując przeciwników.

Według wyliczeń Kantar Media tylko jedna z kampanii fundacji Kornice mogła kosztować 5,5 mln zł za trzy miesiące. Niebotyczne kwoty przepalane są na oszpecające miasta postery, które mówią Polakom, jak mają żyć. A oni i tak żyją, jak wcześniej.

*Tekst pierwotnie ukazał się 1 września.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA