Netflix adaptował komiks "Ciała" i wyszło mu to świetnie. To jedna z najciekawszych premier ostatnich tygodni
„Ciała” to nowy brytyjski kryminał Netfliksa, który komplikuje intrygę widełkami czasu - akcja rozgrywa się bowiem na przestrzeni 160 lat. Produkcja jest przyjemnym powiewem świeżości wśród innych kryminalnych premier ostatnich miesięcy, a co więcej - jest też tytułem naprawdę solidnym.
OCENA
„Ciała”, nowy miniserial Netfliksa, zaskakuje na kilku poziomach. Poza zgrabnymi, ale standardowymi dla gatunku zwrotami akcji, produkcja funduje widzom niespodzianki w zakresie głównych wątków i ich tematyki. Oczywiście, rdzeniem fabularnym jest intryga, czyli dążenie do poznania prawdy o pewnym ciele oraz próba powstrzymania złowrogiego spisku o wielkiej skali. W tym wszystkim kryje się jednak znacznie więcej; „Ciała” to treść kilkuwarstwowa, z jednej strony rozlewająca się na wiele dekad i pochylająca się nad niegodziwcami, którzy mogą wpłynąć na losy całego świata. Z drugiej - bardziej kameralna, emocjonalna, dotykająca sfer miłości, odrzucenia, żalu i desperacji. Ten miks zataczającej szerokie koła historii z intymną, przejmującą opowieścią sprawdza się tu doskonale.
Nowy miniserial Netfliksa stworzył Paul Tomalin, adaptując powieść graficzną DC Vertigo pod tym samym tytułem, napisaną przez Si Spencer i ilustrowaną przez Deana Ormstona, Tulę Loty, Meghan Hetrick i Phila Winslade’a. Ten nietypowy kryminał przedstawia nam czwórkę detektywów, którzy w czterech różnych epokach prowadzą śledztwo dotyczące tego samego ciała. Zwłoki znaleziono na Longharvest Lane na londyńskim East Endzie w 1890, 1941, 2023 i 2053 roku. Śledczym udaje się ustalić, że ich dochodzenia są ze sobą powiązane na przestrzeni dekad - wkrótce orientują się, że wszystkie tropy prowadzą do niejakiego Eliasa Mannixa, politycznego lidera. By rozwiązać tę sprawę, czwórka detektywów musi znaleźć sposób, aby ze sobą współpracować i rozpracować ten obejmujący ponad 160 lat spisek.
Czytaj więcej o Netfliksie:
Ciała: recenzja serialu Netfliksa
Okej - zdarza się, że „Ciała” gubią logikę, dzieje się to jednak na tyle rzadko, że łatwo przymknąć na to oko. Przez większość czasu obraz jest wystarczająco spójny fabularnie i w ramach świata przedstawionego, przy okazji znajdując zdrową równowagę między satysfakcjonującym, rozrywkowym absurdem a bardziej tradycyjnym kryminałem - to między innymi dzięki temu jego oglądanie potrafi sprawić naprawdę sporo przyjemności.
Bo właściwie wszystko tu działa. Poza wspomnianą w pierwszym akapicie mnogością tematów, robotę robi również zabawa płaszczyznami czasowymi, wymuszająca zmianę atmosfery. Doceniam sprawne modyfikacje w zakresie tempa i dynamiki, różnych w zależności od linii czasowej i etapu śledztwa - w końcu każdy z detektywów otrzymuje kluczowe informacje w innym momencie. Narracja przenosi nas między nimi wtedy, kiedy akcja potrzebuje przyśpieszyć lub dać widzowi wytchnąć. Tomalin w zaskakujący sposób utrzymuje poziom zainteresowania widza każdym z czterech „światów”, dopieszczając kostiumy i scenografie, dbając o ich odrębność, autonomiczność. Paradoksy podróży w czasie? Spokojnie, podstawy są bardzo jasne, a zanim całość zbliży się niepokojąco blisko do bzdurek, zaangażujemy się w losy tych postaci tak bardzo, że ewentualne potknięcia uznamy za w pełni akceptowalne.
Doskonałe radzi sobie też obsada - przekonująca nawet wtedy, gdy scenariusz wymaga od niej wytoczenia ekspozycyjnych dział. Niedobory budżetowe są sprawnie maskowane, bohaterowie są czymś więcej, niż nużącymi archetypami, a całość nie wstydzi się swojej nieco geekowskiej tożsamości. To wciągająca, generująca emocje i pozwalająca się przejąć produkcja - warto zainwestować w nią osiem godzin. Miną jak z bicza strzelił.