Po nieoczekiwanym, i zasłużonym, sukcesie pierwszej odsłony horroru „Ciche miejsce” było oczywiste, że powstanie jego sequel. Czy tego chcemy czy nie.
OCENA
Akcja, nie licząc kilkuminutowego prologu, pokazującego co się wydarzyło pierwszego dnia inwazji kosmicznych stworów wyczulonych na hałas, „Cichego miejsca 2” rozpoczyna się tuż po wydarzeniach z pierwszej odsłony. Rodzina Abbottów wyrusza poza swą farmę i ostatecznie trafia na teren opuszczonej fabryki, gdzie przebywa dawny znajomy rodziny, Emmett (w tej roli Cillian Murphy).
Nie trzymając nikogo w niepotrzebnej niepewności od razu daję znać, że „Ciche miejsce 2” nie jest tak udane jak część pierwsza. I w sumie chyba nie powinno to nikogo dziwić. Historia kina zna ogromną liczbę przypadków, kiedy to kontynuacje nie dorównują oryginałowi. Na palcach jednej ręki, maksymalnie dwóch, można policzyć sequele lepsze od poprzedników. W gatunku horrorów zdarza się to jeszcze rzadziej. Jedyne co przychodzi mi do głowy na ten moment to znakomita „Obecność 2”, przewyższająca pierwszą część pod każdym względem.
„Ciche miejsce 2” traci już na stracie, bo nie przedstawia nam nic nowego i świeżego.
Pierwsze „Ciche miejsce”, choć też utkane z klasycznych schematów kina o inwazji kosmitów i z horrorów, operowało na ciekawym motywie przewodnim zmuszającym bohaterów do bycia cicho. Co więcej, także i publiczność w kinach była do tego niejako zmuszana, bowiem większość filmu na ekranie panowała cisza, a postaci porozumiewały się szeptem albo językiem migowym.
To było niezwykle odświeżające doświadczenie, szczególnie w kontekście kina hollywoodzkiego, które jak dobrze wiemy jest dość kakofoniczną formą eskapizmu. Okazało się jednak, że widzowie potrzebowali takiego powiewu świeżości oraz ciszy. Trochę tak, jakby filmowe stwory były metaforą nas samych, chcących uciszyć w końcu bombastyczne blockbustery, tak by mogły przestać skupiać się na wybuchach, a zwróciły uwagę na bohaterów.
W przypadku sequela „Cichego miejsca” wiemy, na co się piszemy, znamy już to doświadczenie, więc idziemy raczej na powtórkę z rozrywki. Pod wieloma względami ta powtórka jest satysfakcjonująca i mocno wbijająca nas w fotel, ale też „Ciche miejsce 2” nie jest takie… ciche, jak poprzednik.
Tym razem John Krasinski i reszta ekipy trochę jednak zapomnieli o tym, że milczenie jest złotem.
W „Cichym miejscu 2” znajdziemy o wiele więcej scen mówionych (jak wspomniałem, film ten zaczyna się w momencie gdy świat przedstawiony był jeszcze „normalnie głośny”). Jest więc więcej dialogów, a mniej fabuły jako takiej. W tym względzie „Ciche miejsce 2” przypomina coraz bardziej typowego blockbustera oraz gorszą wersję poprzednika.
Scenariusz nie jest już tak samo angażujący jak poprzednio. Bohaterowie przemieszczają się z miejsca na miejsce, ale interakcje między nimi zostały drastycznie spłycone, a dużo ich poczynań i zwrotów akcji jest dość przewidywalna i oczywista. Nie zabiera to oczywiście frajdy i emocji z oglądania tego filmu, ale jest to rzecz ewidentna.
Nie czułem potrzeby powrotu do tego świata. „Ciche miejsce” wydawało mi się znakomitą historią, ale tylko na raz. Sequel tylko to potwierdza.
Filmowy świat poszerza się tylko nieznacznie, bohaterowie nie rozwijają się zbytnio, a i o filmowych stworach nie dowiadujemy się kompletnie niczego nowego. W pierwszej części ta niewiedza działała na naszą korzyść – tworzyła dodatkowy suspens i sprawiała, że te stwory można było traktować wręcz symbolicznie. Jednak, gdy przy drugim podejściu wiemy o nich tyle samo co w poprzedniej części, a w dodatku widźmy je o wiele częściej w pełnej krasie (w jedynce dosłownie migały nam przed oczyma, co też miało swoją siłę sugestii) to powstaje pewien niedosyt.
Ucieka nam więc ta tajemnica na rzecz widowiskowości i dosłowności. Słowem klasyczne grzechy sequela. „Ciche miejsce 2” oglądałem więc raczej jako epilog do części pierwszej, ewentualnie jak odcinek serialu. Przeleciał mi ten film przez głowę intensywnie, ale bardzo szybko. A wrażenie po sobie zostawił na o wiele krócej niż poprzednik.
Tym niemniej, w kategoriach szeroko pojętego kina rozrywkowego to ciągle pierwszorzędna produkcja.
Nadal znajdziecie tu DNA jedynki, choć uleciała gdzieś jej dusza. John Krasinski jako reżyser znakomicie się rozwija. Jego nowy film ma parę świetnie wyreżyserowanych i skadrowanych scen, zarówno tych w szerokiej przestrzeni, jak i w kameralnych, klaustrofobicznych pomieszczeniach. Tempo jest świetnie wymierzone. Film niemalże od pierwszych minut wrzuca piąty bieg, a poszczególne postoje są dobrze przemyślane i też pchają akcję do przodu. Nudzić się więc nie będziecie, wielokrotnie wstrzymacie oddech, kurczowo trzymając się fotela, a cały seans minie wam bardzo szybko.
Krasinski fenomenalnie też operuje w swoim dziele dźwiękiem i jego montażem. Są w „Cichym miejscu 2” sekwencje, w którym niespodziewany szelest czy stuknięcie butelek wzbudza w nas więcej strachu niż filmowe potwory. Pod względami formalnymi jest on zdolnym i wiernym uczniem zarówno Spielberga z czasów „Szczęk”, jak i Hitchcocka (który też miał na swoim koncie monster movie, czyli „Ptaki”).
Koniec końców, „Ciche miejsce 2” daje nam wszystko to, co obiecuje sequel jako taki – jest więcej i szybciej, ale nie do końca lepiej.
Rozczarowanie nie jest jednak zbyt duże, bo też, przynajmniej moje, oczekiwania nie były wygórowane. Wiedziałem, że nie da się powtórzyć tej świeżości jedynki, ale z drugiej strony miałem nadzieję, że twórcy kryją w rękawie jakieś ciekawe fabularne twisty i chcą nam pokazać coś naprawdę ekstra, co uzasadniłoby poza względami merkantylnymi istnienie drugiej części.
Ale tak czy tak, polecam ten film gorąco, bo to nadal świetna porcja niezobowiązującej rozrywki w sam raz na letnie wieczory w kinach. Choć też mam nadzieję, że Krasinski trzeci raz do tego świata już nie wejdzie – rozwinął swój warsztat na tyle, że z chęcią bym teraz zobaczył, jak radzi sobie się z inną historią i gatunkiem filmowym.