REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale
  3. VOD
  4. Netflix

Netflix rządzi. "Cobra Kai" ma ciekawszych bohaterów, niż "Ród smoka" i "Pierścienie Władzy" razem wzięte

Jak Netflix chce, to potrafi. 5. sezon "Cobra Kai" trzyma formę i wciąga bez reszty. Binge'ując najnowszą odsłonę skonstatowałem z niemałym rozbawieniem, że ta w gruncie rzeczy niedorzeczna głupotka może poszczycić się postaciami głębiej zarysowanymi i bardziej wielowymiarowymi, niż dwa obecnie największe hity konkurencji: "Ród smoka" i "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy".

12.09.2022
20:59
cobra kai sezon 5 netflix recenzja opinie ród smoka pierścienie władzy
REKLAMA

Disney+ w rekordowo niskiej cenie. Subskrypcję możesz wykupić tutaj - tylko do 19.09.

REKLAMA

Podczas gdy świat żył premierą dwóch wielkich i długo wyczekiwanych seriali fantasy, "Ród smoka" i "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy", ja niecierpliwie wyczekiwałem 9 września. Tego dnia 5. sezon "Cobra Kai" pojawił się w bibliotece Netfliksa - raz jeszcze łyknąłem naraz niemal całość. Przejęcie produkcji od YouTube Premium ani trochę jej nie zaszkodziło - twórcy już po raz piąty dostarczyli odsłonę pełną ciekawych pomysłów, rozwijającą swoich bohaterów i konfrontującą ich z szeroką gamą przeciwności. Nie tylko takich, które można rozwiązać za pomocą karate.

Siła 5. sezonu Cobra Kai wciąż drzemie w charakterach postaci

Bohaterowie dwóch najgłośniejszych tytułów ostatnich tygodni nie mają nawet w połowie tyle do zaoferowania. I choć sam oglądam oba seriale z zainteresowaniem (które w przypadku "Władcy Pierścieni" nieco oziębło po seansie trzeciego odcinka), doszedłem do wniosku, że w porównaniu z kopaną teen dramą Netfliksa "Ród smoka" to szarpanina bandy chciwców i oportunistów o przewidywalnych motywacjach, a "Pierścienie Władzy" to kompilacja nadętych monologów wygłaszanych przez wyposażonych w jedną cechę charakteru nudziarzy.

To oczywiście niespecjalnie uczciwe uogólnienie i hiperbolizacja (podkreślę, że "Ród smoka" to jak na razie niepozbawiony wad, ale naprawdę udany serial). Niestety: nic nie poradzę, że oglądając te dwa drogie hiciory tuż po seansie "Cobra Kai" mam wrażenie, że śledzę losy postaci jednowymiarowych, wtórnych i niespecjalnie interesujących.

Co słychać w Dolinie? Terry Silver odnosi kolejne sukcesy w Los Angeles San Fernando Valley, dając Danielowi LaRusso wycisk na każdym polu. Główny wątek walki naszych protagonistów o zakończenie hegemonii Cobra Kai to w gruncie rzeczy tło - pretekst, by opowiedzieć nam jak najwięcej o ludziach. Ich aspiracjach, przeszłości, podjętych próbach i popełnionych błędach. Spór może pojawić się tam, gdzie się go nie spodziewaliśmy, a najbardziej ogniste konflikty mają szansę na rozwiązanie. Dobroduszne dzieciaki mogą zejść na złą stronę, a podłe skurczybyki - okazać serce.

Zdecydowanie najciekawsza relacja zamyka się w trójkącie Miguel-Robby-Johnny, a wątek wyprawy do Meksyku - który pierwotnie nie wydawał mi się dobrze rokującym zabiegiem fabularnym - doprowadził do serii ciekawych interakcji i pozwolił każdemu z bohaterów poczynić kilka dużych kroków na drodze do lepszego (a przynajmniej: bardziej świadomego) "ja". Wspólna podróż Johnny'ego i Robby'ego dała widzom jedne z najszczerszych scen w historii serialu, będąc jednocześnie humorystyczną i rozgrzewającą serce równowagą dla emocjonalnego ciężaru drogi Miguela, który wreszcie poznał prawdę o swoim ojcu.

REKLAMA

"Cobra Kai" poświęca teraz dorosłym więcej czasu niż poprzednie, skupiające się głównie na nastolatkach serie.

I dobrze, bo oznacza to więcej niepodrabialnej chemii między Ralphem Macchio i Williamem Zabką. Ten drugi, wciąż dostarczający najzabawniejszych momentów w produkcji, jest niezmiennie najciekawszy w swojej małej tragedii: trudnym charakterze i (coraz mniej!) niezdarnych próbach naprawienia błędów przeszłości.

Wpaniałym dodatkiem do puli postaci jest Youji Okumoto w roli Chozena - okazał się bowiem znakomitym nośnikiem świeżego humoru i świetnych scen akcji. Jeśli zaś chodzi o antagonistów, tu robi się coraz ciekawiej - teraz znacznie lepiej rozumiemy motywacje Terry'ego Silvera i dostrzegamy, jak niebezpieczny jest to przeciwnik. Mamy też szansę nieco głębiej zanurzyć się w świadomość Kreese'a - być może, zupełnie nieoczekiwanie, zaczniecie ściskać kciuki za jego odkupienie.

Nowy sezon "Cobra Kai" jest bardziej niż kiedykolwiek wcześniej świadom swojego absurdu - odważnie przesuwa granice zabawy tą dziwną, alternatywną wersją naszego świata. Na szczęście twórcy ani razu nie naruszają tej cienkiej linii, która dzieli dzieli produkcję przerysowaną od irytująco głupiej. Showrunnerzy z pasją opowiadają historie swoich postaci, starannie planując każdy etap ich rozwoju i nigdy nie zapominając o zaakcentowaniu konsekwencji ich czynów (w tym traum). A znakomity, bodaj najlepszy od początku "Cobra Kai" odcinek finałowy daje nadzieję na jeszcze jeden świetny sezon.

Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA