REKLAMA

Netflix rządzi. "Cobra Kai" ma ciekawszych bohaterów, niż "Ród smoka" i "Pierścienie Władzy" razem wzięte

Jak Netflix chce, to potrafi. 5. sezon "Cobra Kai" trzyma formę i wciąga bez reszty. Binge'ując najnowszą odsłonę skonstatowałem z niemałym rozbawieniem, że ta w gruncie rzeczy niedorzeczna głupotka może poszczycić się postaciami głębiej zarysowanymi i bardziej wielowymiarowymi, niż dwa obecnie największe hity konkurencji: "Ród smoka" i "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy".

cobra kai sezon 5 netflix recenzja opinie ród smoka pierścienie władzy
REKLAMA

Disney+ w rekordowo niskiej cenie. Subskrypcję możesz wykupić tutaj - tylko do 19.09.

REKLAMA

Podczas gdy świat żył premierą dwóch wielkich i długo wyczekiwanych seriali fantasy, "Ród smoka" i "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy", ja niecierpliwie wyczekiwałem 9 września. Tego dnia 5. sezon "Cobra Kai" pojawił się w bibliotece Netfliksa - raz jeszcze łyknąłem naraz niemal całość. Przejęcie produkcji od YouTube Premium ani trochę jej nie zaszkodziło - twórcy już po raz piąty dostarczyli odsłonę pełną ciekawych pomysłów, rozwijającą swoich bohaterów i konfrontującą ich z szeroką gamą przeciwności. Nie tylko takich, które można rozwiązać za pomocą karate.

Siła 5. sezonu Cobra Kai wciąż drzemie w charakterach postaci

Bohaterowie dwóch najgłośniejszych tytułów ostatnich tygodni nie mają nawet w połowie tyle do zaoferowania. I choć sam oglądam oba seriale z zainteresowaniem (które w przypadku "Władcy Pierścieni" nieco oziębło po seansie trzeciego odcinka), doszedłem do wniosku, że w porównaniu z kopaną teen dramą Netfliksa "Ród smoka" to szarpanina bandy chciwców i oportunistów o przewidywalnych motywacjach, a "Pierścienie Władzy" to kompilacja nadętych monologów wygłaszanych przez wyposażonych w jedną cechę charakteru nudziarzy.

To oczywiście niespecjalnie uczciwe uogólnienie i hiperbolizacja (podkreślę, że "Ród smoka" to jak na razie niepozbawiony wad, ale naprawdę udany serial). Niestety: nic nie poradzę, że oglądając te dwa drogie hiciory tuż po seansie "Cobra Kai" mam wrażenie, że śledzę losy postaci jednowymiarowych, wtórnych i niespecjalnie interesujących.

Co słychać w Dolinie? Terry Silver odnosi kolejne sukcesy w Los Angeles San Fernando Valley, dając Danielowi LaRusso wycisk na każdym polu. Główny wątek walki naszych protagonistów o zakończenie hegemonii Cobra Kai to w gruncie rzeczy tło - pretekst, by opowiedzieć nam jak najwięcej o ludziach. Ich aspiracjach, przeszłości, podjętych próbach i popełnionych błędach. Spór może pojawić się tam, gdzie się go nie spodziewaliśmy, a najbardziej ogniste konflikty mają szansę na rozwiązanie. Dobroduszne dzieciaki mogą zejść na złą stronę, a podłe skurczybyki - okazać serce.

Zdecydowanie najciekawsza relacja zamyka się w trójkącie Miguel-Robby-Johnny, a wątek wyprawy do Meksyku - który pierwotnie nie wydawał mi się dobrze rokującym zabiegiem fabularnym - doprowadził do serii ciekawych interakcji i pozwolił każdemu z bohaterów poczynić kilka dużych kroków na drodze do lepszego (a przynajmniej: bardziej świadomego) "ja". Wspólna podróż Johnny'ego i Robby'ego dała widzom jedne z najszczerszych scen w historii serialu, będąc jednocześnie humorystyczną i rozgrzewającą serce równowagą dla emocjonalnego ciężaru drogi Miguela, który wreszcie poznał prawdę o swoim ojcu.

REKLAMA

"Cobra Kai" poświęca teraz dorosłym więcej czasu niż poprzednie, skupiające się głównie na nastolatkach serie.

I dobrze, bo oznacza to więcej niepodrabialnej chemii między Ralphem Macchio i Williamem Zabką. Ten drugi, wciąż dostarczający najzabawniejszych momentów w produkcji, jest niezmiennie najciekawszy w swojej małej tragedii: trudnym charakterze i (coraz mniej!) niezdarnych próbach naprawienia błędów przeszłości.

Wpaniałym dodatkiem do puli postaci jest Youji Okumoto w roli Chozena - okazał się bowiem znakomitym nośnikiem świeżego humoru i świetnych scen akcji. Jeśli zaś chodzi o antagonistów, tu robi się coraz ciekawiej - teraz znacznie lepiej rozumiemy motywacje Terry'ego Silvera i dostrzegamy, jak niebezpieczny jest to przeciwnik. Mamy też szansę nieco głębiej zanurzyć się w świadomość Kreese'a - być może, zupełnie nieoczekiwanie, zaczniecie ściskać kciuki za jego odkupienie.

Nowy sezon "Cobra Kai" jest bardziej niż kiedykolwiek wcześniej świadom swojego absurdu - odważnie przesuwa granice zabawy tą dziwną, alternatywną wersją naszego świata. Na szczęście twórcy ani razu nie naruszają tej cienkiej linii, która dzieli dzieli produkcję przerysowaną od irytująco głupiej. Showrunnerzy z pasją opowiadają historie swoich postaci, starannie planując każdy etap ich rozwoju i nigdy nie zapominając o zaakcentowaniu konsekwencji ich czynów (w tym traum). A znakomity, bodaj najlepszy od początku "Cobra Kai" odcinek finałowy daje nadzieję na jeszcze jeden świetny sezon.

Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA