REKLAMA

Cooper Hoffman to nowa gwiazda kina. Coś więcej niż sławne nazwisko

Już wkrótce na dużym ekranie będziemy mogli obejrzeć "Wielki marsz" - najnowszą adaptację powieści Stephena Kinga. Film zbiera już pierwsze, znakomite recenzje, a wraz z nim Cooper Hoffman. Młody aktor z każdym kolejnym krokiem w karierze udowadnia, że jest kimś więcej, niż synem sławnego ojca.

cooper hoffman aktor ojciec
REKLAMA

Jak nietrudno się domyślić po nazwisku, Cooper jest synem Philipa Seymoura Hoffmana, amerykańskiego aktora i reżysera, który odszedł przedwcześnie, umierając w wieku zaledwie 46 lat - jak powszechnie wiemy, w tym tragicznym momencie rolę odegrało jego uzależnienie od alkoholu i narkotyków. Świat jednak pamięta Hoffmana przede wszystkim jako znakomitego aktora. Ma na swoim koncie wiele wspaniałych ról. Był czterokrotnie nominowany do Oscara - za występy w "Wojnie Charliego Wilsona", "Wątpliwości" "Mistrzu" oraz "Capote" - ta ostatnia przyniosła mu statuetkę. Do jego ikonicznych kreacji należałoby również zaliczyć Plutarcha Heavensbee z "Igrzysk śmierci", a także handlarza bronią Owena Daviana z "Mission: Impossible 3". Jego syn póki co idzie mniej bogatą w spektakularne tytuły drogą, ale niewątpliwie godną uwagi.

REKLAMA

Cooper Hoffman - świetny aktor, dopiero potem syn ojca

Cooper zadebiutował w filmie u naprawdę grubej ryby w świecie kina - samego Paula Thomasa Andersona, który oprócz bycia jednym z najlepszych współczesnych reżyserów, przyjaźnił się również z rodziną Hoffmanów. Nic zresztą dziwnego - panowie współpracowali razem przy pięciu filmach, w tym "Magnolii", ""Boogie Nights" czy "Mistrzu".

Gdy zobaczyłem młodego Hoffmana w "Licorice Pizza" pomyślałem jedno: ten chłopak zupełnie nie daje mi aury hollywoodzkiej gwiazdy, ale jestem pewien, że kiedyś nią zostanie i to nie przez nazwisko. W niedawnej rozmowie z Variety aktor wrócił pamięcią do momentu, w którym w wieku 18 lat otrzymał nominację do Złotego Globu - choć chłonął uznanie, równocześnie, jak sam stwierdził, "wjechała w niego ciężarówka niepewności". Stwierdzenie dość wiarygodnie oddające możliwy stan w takiej sytuacji. Z jednej strony, wiadomo, że jego kariera ruszy. Z drugiej, nie uniknie porównań do ojca, który nie doczekał debiutu syna.

Cooper Hoffman, co pewnie nie jest zaskakujące, już wcześniej miał styczność z aktorskim środowiskiem - jego matka, Mimi O'Donnell, była dyrektorką, reżyserką i producentką teatralnych spektakli. Można przypuszczać, że im mocniej dorastał, tym z większymi rozważaniami na temat własnej tożsamości się zmagał. To jednak on sam zdecydował, że chce zagrać u Paula Thomasa Andersona i powiedział mu to wprost. Choć Cooper absolutnie nie odcina się od swojego ojca i traktuje go jako wzór aktorstwa, swoją karierę traktuje w pełni autorsko, wedle własnych oczekiwań i wyzwań, przed którymi chce stawać. Jednym z nich okazało się "Saturday Night", opowiadające o kulisach powstania jednego z najsłynniejszych programów w historii. Hoffman wcielił się wówczas w Dicka Ebersola, jednego z pomysłodawców tytułowego show. To pierwsza po "Licorice Pizza" rola, która przywróciła Coopera do publicznej dyskusji na temat jego talentu. Wielu znów widziało w nim skórę zdjętą z ojca, ale jeszcze więcej komentujących spostrzegło - rodzi się nam nowa gwiazda. Młody, charyzmatyczny aktor, który zawojuje świat.

Mimo generalnej popularności, Hoffmanowi nie odbija przysłowiowa "sodówka". Dość ostrożnie dobiera kolejne projekty. Najnowszym, i zapewne najbardziej spektakularnym w jego dotychczasowej karierze jest "Wielki marsz" w reżyserii znanego z "Igrzysk Śmierci" Francisa Lawrence'a. Hoffman wciela się w Raymonda Garraty'ego - jednego z uczestników, który bierze udział w dorocznym marszu. Podstawą rywalizacji jest prosta zasada - uczestnicy idą przed siebie, a kto zostaje w tyle, ten ginie. To jak dotychczas pierwsze zetknięcie młodego aktora z mrocznym, dystopijnym kinem. Wiele wskazuje na to, że szczęście gatunkowego nowicjusza mu sprzyja, bowiem jego kreacja jest jedną z najmocniej chwalonych przez tych, którzy mieli już zaszczyt zobaczyć ten film. Naturalny urok, ciepło, charyzma - to tylko skrawek określeń pojawiających się w kontekście roli Raymonda. Zdaje się również, że emanuje tym także poza ekranem, o czym na łamach Variety opowiedział jego kolega z planu, David Jonsson.

Pamiętam, że Cooper wydawał mi się inni niż wszyscy, których wcześniej spotkałem - taki bogaty duchem. Nadal mam takie same odczucia. Nic mnie nie mogło na to przygotować ani ukształtować mojej miłości do niego. Życie czasami tak wygląda, prawda?

Jeśli taka sympatia - wzajemna, bowiem Cooper określił swojego kolegę jako "jedną z najbardziej charyzmatycznych osób, jakie kiedykolwiek spotkał - przekłada się na chemię między aktorami w "Wielkim marszu", to powinniśmy być spokojni o poziom aktorstwa głównych bohaterów. Czy ta rola przyniesie Hoffmanowi nominację do Oscara? Konkurencja w tym roku zdaje się być zbyt duża na tę możliwość, ale zdaje się, że młody aktor skupia się póki co na robieniu swojej pracy niezależnie od ogólnego poklasku.

Nic dziwnego, bowiem przed nim trzy ciekawe role. Zagrał w reżyserskim debiucie Maude Apatow (Lexi z "Euforii") zatytułowanym "Poetic License", pokazanym na festiwalu w Toronto. Wciela się tam w jednego z głównych bohaterów, studenta Ariego, który walczy ze swoim przyjacielem o względy Liz, granej przez Leslie Mann. Inny z jego projektów zdaje się być dużo bardziej pasujący do słowa "mocny". Hoffman zagra bowiem w "I Want Your Sex" Gregga Arakiego, opowieści o Erice - sławnej, prowokującej artystce (w tej roli Olivia Wilde). Chłopak wcieli się w Elliota - młodego mężczyznę głodnego sukcesu, który z czasem staje się seksualną muzą głównej bohaterki.

Ostatnia rola, o której wiemy, będzie miała miejsce pod czujnym okiem jednego z najbardziej rozchwytywanych reżyserów ostatnich lat. Luca Guadagnino ("Tamte dni, tamte noce", "Queer") kręci bowiem "Artificial" - biograficzną produkcję, której głównym bohaterem jest CEO firmy OpenAi, Sam Altman. Film ma dotyczyć słynnego momentu z 2023 roku, kiedy Altman został zwolniony, a chwilę później znów zatrudniony. W głównej roli występuje Andrew Garfield, a w obsadzie znaleźli się też Monica Barbaro, Jura Borisow, Cooper Koch, Jason Schwartzman, Ike Barinholtz i właśnie Cooper Hoffman. Wcieli się on w Grega Brockmana - amerykańskiego przedsiębiorcę, inwestora, inżyniera, jednego z założycieli OpenAI (co ciekawe, obecnego prezesa tej firmy).

Przed Cooperem Hoffmanem wielka kariera. Sztuką jest nie wyrzec się rodzicielskiego dziedzictwa, a zarazem iść własną ścieżką. Właśnie tak póki co wygląda dorobek tego młodego, piekielnie zdolnego aktora. Porównania do ojca zapewne będą mu towarzyszyły regularnie, ale najważniejsze, by na koniec talent i wykonaną pracę mógł przypisać przede wszystkim sobie. Warto trzymać za niego kciuki, bo być może za ileś lat będziemy go mogli określać talentem naszych czasów. Jako dwudziestokilkulatek nieznacznie starszy od Coopera, kibicuję jego drodze.

"Wielki marsz" ma swoją kinową premierę 19 września 2025 roku.

REKLAMA

Więcej informacji o filmach przeczytacie na Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-09-16T17:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-16T16:56:20+02:00
Aktualizacja: 2025-09-16T14:40:24+02:00
Aktualizacja: 2025-09-16T09:19:10+02:00
Aktualizacja: 2025-09-15T18:15:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-15T16:15:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-15T15:11:39+02:00
Aktualizacja: 2025-09-15T13:40:33+02:00
Aktualizacja: 2025-09-15T12:51:48+02:00
Aktualizacja: 2025-09-15T09:37:34+02:00
Aktualizacja: 2025-09-14T13:37:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-14T09:05:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-13T17:02:49+02:00
Aktualizacja: 2025-09-13T14:51:49+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA