REKLAMA

Tak się tworzy szpiegowskie uniwersa. W nowym serialu Amazona nie ma pitu-pitu, jest zabawa

W "Cytadeli" nie ma miękkiej gry. Zwrot akcji goni zwrot akcji, atrakcja ściga się z atrakcją, a za rogiem już czai się widowiskowa rozpierducha. Nie po to Amazon Prime Video podpisało kontrakt z twórcami "Avengers: Końca gry" i wydało na produkcję 300 mln dolarów, aby zaserwować nam jakieś pitu-pitu. Drugi najdroższy serial w historii wypełnia sensacja, której celem jest wbicie nas w fotel.

cytadela amazon prime video premiera recenzja
REKLAMA

Recenzja powstała na podstawie trzech pierwszych odcinków "Cytadeli".

W przeciwieństwie do najdroższego serialu w historii, czyli "Władcy Pierścieni: Pierścieni Władzy", "Cytadeli" nie da się sprowadzić do pustego obnoszenia się możliwościami finansowymi Amazona. Rozbuchany budżet nie przekłada się tylko na zapierającą dech w piersiach stronę wizualną, bo nawet jeśli przenosimy się z bohaterami do Alp, to nie po to, aby podziwiać majestatyczne góry, tylko żeby zobaczy pościg, którego nie powstydziliby się twórcy "Szybkich i wściekłych". Tym razem dostajemy serial, który napędza akcja, akcja i jeszcze raz akcja.

Tytułowa Cytadela to międzynarodowa agencja szpiegowska, przy której CIA prezentuje się niczym Iskra Stolec przy FC Barcelonie. Najlepsi z najlepszych czuwają nad bezpieczeństwem całego świata i pojawiają się wszędzie tam, gdzie dzieje się coś złego. Nie mając sobie równych Nadia Sinh i Mason Kane są pewni swego. W pędzącym pociągu rozpoczynają rutynową tajną misję. On kogoś tam pobije, ona uwiedzie cel, przewożący w walizce uran. Problem w tym, że w walizce uranu nie ma. To byłoby zbyt proste, a my oglądamy właśnie prolog rodem z pierwszej części "Mission: Impossible". Kret sprzedał dane wszystkich pracowników elitarnej siatki i teraz ktoś się z nimi rozprawia jeden po drugim.

Czytaj także:

REKLAMA

Cytadela - recenzja nowego serialu Amazon Prime Video

Granatem przepłoszeni z pędzącego pociągu bohaterowie cudem ocaleli. Nic jednak nie pamiętają i zaczynają układać sobie życie od nowa. Zaraz jednak przeszłość się o nich upomni. Bo chociaż Mason nie zna swojego prawdziwego imienia, to kiedy w jego stronę leci nóż, pewnie łapie go w ręce. Jest jak Jason Bourne na drodze do odkrycia własnej tożsamości i powrotu do gry. Oczywiście, twórcy stawiają na niej całą galerię ekstrawaganckich czarnych charakter i zagęszczają atmosferę, myląc tropy, aby sprowadzić nas na manowce i stopniowo odkrywać chowane w rękawie asy. Korzystają w tym celu ze wszystkich chwytów eksploatowanych na przestrzeni lat przez kolejne espionage series.

Nie spodziewajcie się tu zabawy formułą thrillera szpiegowskiego w stylu "Kulawych koni". To jest oldschool. Bryan Oh, David Weil i Josh Appelbaum składają hołd klasycznym espionage series, bo już nawet fakt, że zagrożenie wojną nuklearną spędza członkom Cytadeli sen z powiek, bezpośrednio odnosi nas do lęków społecznych czasów zimnej wojny, które odbijały się w "Mission Impossible" (serialu) i "The Man from U.N.C.L.E." (ponownie: serialu). Ba, nawet nadużywanego w nich split screenu tu nie brakuje. Gatunkowe schematy nabierają nowej mocy, dzięki dociśnięciu pedału gazu do dechy.

Cytadela - Amazon Prime Video

Jak to już w thrillerach szpiegowskich bywa, nic nie jest tym, czym się wydaje. Z każdą chwilą coraz bardziej nakręca się spirala paranoi, a bohaterowie utykają w kolejnych sytuacjach bez wyjścia, z których jednak wychodzą, dzięki swoim nieprzeciętnym umiejętnościom, bądź sprytowi. Narzucone tempo może wręcz powodować zadyszkę. Mason i Nadia w bawełnę bowiem nie owijają. Zamiast gadać, wolą działać, dzięki czemu twórcy mogą rozpływać się w kolejnych, napędzanych blockbusterową przesadą, atrakcjach. Zawsze pozwalają przy tym podziwiać choreografię walk z oprychami, którzy - w różnym natężeniu - czają się gdzieś przy końcu niemal każdej sceny. Oh, Weil i Appelbaum są całkiem pomysłowi, więc inscenizacyjnie serial stoi na całkiem przyzwoitym poziomie. Nie będziecie zbierać szczęk z podłogi, ale o nudzie też nie ma tutaj mowy.

Cytadela - początek szpiegowskiego uniwersum od Amazon Prime Video

REKLAMA

Niech was nie przerazi, że serial sygnowany jest nazwiskiem braci Russo, którzy w "Gray Manie" tymi wszystkimi wybuchami, pościgami i walką na spadochronach mogli widza co najwyżej uśpić. Tym razem twóry "Avengers: Endgame" pełnią rolę jedynie producentów, dlatego w przeciwieństwie do filmu Netfliksa, narracja "Cytadeli" nie przypomina najbardziej ambitnego crossovera wszech czasów. Twórcy dbają, abyśmy się w fabule nie pogubili, a przez to zobojętnieli na przedstawiane wydarzenia. Oczywiście, w imię ekscesu jak szaleni skaczą po osi czasu, mnożą wątki i przerzucają nas z kraju do kraju, ale nie otwierają na każdym kroku furtek do spin-offów, sequeli i prequeli. Serial rozpoczyna co prawda nowe uniwersum (Amazon zamówił już powiązane z nim produkcje z innych krajów, a - nieoficjalnie - również i 2. sezon), ale sprawdza się przede wszystkim jako samodzielna opowieść.

Pierwsze trzy odcinki "Cytadeli" zaostrzają apetyt na więcej. W ten serial się wsiąka, gdyż nie udaje, czegoś, czym nie jest. Ma nas trzymać w napięciu i wartką akcją zapewniać rozrywkę. Posiada też dużo b-klasowego uroku, którego ani trochę się nie wstydzi. Twórcy zdają sobie sprawę, że korzystają z klisz, więc tu je przerysują, tam sobie pożartują, a jeszcze gdzie indziej coś wysadzą, bo się powoli nudno robi. Są jak dzieci, bawiące się ulubionymi zabawkami. Bywają przy tym głupiutcy, nadrabiają fascynacją i nieskrępowaną wyobraźnią. Trzymam kciuki, aby w nadchodzących epizodach to się nie zmieniło.

Premiera dwóch pierwszych odcinków "Cytadeli" 28 kwietnia na Amazon Prime Video. Kolejne będą pojawiać się na platformie w tygodniowych odstępach.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA