REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

"Człowiek kontra pszczoła" i "Buzz Astral" chwalą nieudaczników. Dawni bohaterowie czynu to dziś wrogowie

"Kiedyś to byli bohaterowie" - niejeden z was westchnął kiedyś w podobny sposób, w trakcie oglądania którejś z kinowych nowości czy kolejnej produkcji serwisu Netflix. Zresztą całkiem słusznie. Dzisiejsze Hollywood ma wiele problemów, a jeden z nich - dostrzeżony w takich tytułach jak "Buzz Astral", "Obi-Wan Kenobi" czy "Człowiek kontra pszczoła" - wydaje mi się szczególnie niebezpieczny.

29.06.2022
12:24
człowiek kontra pszczoła rowan atkinson serial
REKLAMA

Uwaga! Tekst zawiera spoilery z seriali "Człowiek kontra pszczoła" i "Obi-Wan Kenobi" oraz animacji "Buzz Astral".

Czy wy też macie wrażenie, że współcześnie bohaterowie to często totalne "przegrywy"? Nie chodzi tutaj o przedstawicieli mniejszości, osoby wykraczające poza normę, czy ludzi, którzy pomimo wielu starań ostatecznie ponieśli porażkę. Nie, współczesne Hollywood w takich produkcjach jak "Człowiek kontra pszczoła" czy "Buzz Astral" sięga po postaci, które są najzwyczajniejszymi w świecie nieudacznikami. I co gorsza chwali ich życiowe porażki jako coś chwalebnego, wręcz godnego naśladownictwa.

REKLAMA

Nie zrozumcie mnie źle. Niespodziewani bohaterowie pojawiali się w fikcyjnych opowieściach od zawsze. Dziś tzw. power fantasy jest szczególnie mocno kojarzone z grami wideo, ale przecież każdy z nas zna motyw: "Od zera do bohatera". Nie ma w nim nic niewłaściwego, a jego popularność jest łatwa do zrozumienia. Łatwiej trafiają do nas opowieści o zwykłych ludziach, którzy znajdują w sobie moc, niż o chodzących ideałach. Kiedyś jednak postacie takie jak Luke Skywalker, Daniel LaRusso czy Naruto (w anime "od zera do bohatera" jest wyjątkowo powszechne) musiały coś osiągnąć, zanim zyskiwały zaufanie i podziw ludzi dookoła siebie. A tym samym również nas.

Rowan Atkinson w "Człowiek kontra pszczoła" nie gra już kochanego ciamajdy. Coś się zmieniło.

Dziś to osiągnięcie celu nie jest wcale wymagane. Co gorsza, nie chodzi wcale o przekazanie widzom jakiejś głębszej nauki, że od celu ważniejsza była podróż. Albo że porażki też są potrzebne w życiu. Nowe Hollywood przeważnie podaje swoich bohaterom zwycięstwa na srebrnej tacy, choć wcale na to nie zasłużyli. Najnowszy film Pixara pt. "Buzz Astral" jest ekstremalnym przypadkiem obrazującym ten trend, bo traktuje przy tym własnych widzów jak idiotów. Co jest kardynalnym grzechem każdej animacji oglądanej przez dzieci. Młodych odbiorców należy traktować poważnie, a nie sprzedawać im nieprawdopodobną i pozbawioną sensu bajeczkę.

O co dokładnie chodzi? W trakcie swojej przygody tytułowy bohater filmu natrafia na grupkę rebeliantów wciąż walczących z robotami Zurga na planecie T'Kani Prime. Początkowo bierze ich za doświadczonych żołnierzy, ale prawda okazuje się być od tego daleka. To w rzeczywistości dosyć przypadkowa zgraja - wykonująca pracę warunkową złodziejka, nienadający się do niczego rekrut i mająca fobię przestrzeni kosmicznej wnuczka dawnej partnerki Buzza.

Dążący wiecznie do ideału Astral będzie musiał nauczyć się współpracować z nowymi towarzyszami, by uratować mieszkańców planety. To będzie jego droga, ale nie pytajcie mnie jaka przemiana zajdzie w pozostałej trójce. Bo na koniec Mo Morrison wciąż jest takim samym nieudacznikiem, a Izzy Hawthorne i Darby Steel też w zasadzie w niemal żaden sposób nie pomagają w pokonaniu Zurga. Mimo to wszyscy bohaterowie (z jakiegoś totalnie niezrozumiałego powodu) otrzymują awans na Strażników Kosmosu i zostają uznani za absolutną elitę. Równie tani wybieg stosują twórcy serialu "Człowiek kontra pszczoła", by usprawiedliwić na końcu absolutnie nieznośnego i niezasługującego na żadne współczucia Trevora, w którego wciela się Rowan Atkinson.

Bohater "Człowiek kontra pszczoła" zasługuje na karę, ale jej nie otrzymuje.

Łaczą go pewne podobieństwa z innym znanym bohaterem Atkinsona, ale Trevor to nie Jaś Fasola. Jest równie fajtłapowaty i głupi, lecz brakuje mu tamtej niewinności. Fasola nigdy nie robił czegoś przeciwko drugiej istocie, a protagonista "Człowieka kontra pszczoły" ma w sobie z kolei mnóstwo podłości. W dowolnej chwili mógłby wycofać się z tego, co robi i spokojnie cieszyć się nową pracą. Jego własny charakter nie pozwala mu jednak odpuścić i dlatego pakuje się w destrukcyjny wir, którego ofiarą pada dom dwójki niewinnych ludzi. A przynajmniej tak nam się wydaje.

Człowiek kontra pszczoła - serial Netflix

Ni z tego, ni owego nagle w ostatnim odcinku dowiadujemy się, że właściciele domu pilnowanego przez Trevora, to tak naprawdę oszuści ubezpieczeniowi. Wypełnili swoją posiadłość falsyfikatami antyków i dzieł sztuki, by móc potem ubezpieczyć całość na olbrzymią kwotę w wypadku kradzieży lub zniszczenia. O czym główny bohater dowiaduje się... przypadkiem już w więzieniu, bo jeden z włamywaczy akurat tuż przy nim opowiada całą historię. Trudno sobie wyobrazić bardziej niezasłużone zwycięstwo, które w dodatku zostaje podane na tacy mężczyźnie zasługującemu raczej na karę niż na nagrodę.

Hollywood oferuje obecnie tylko "chodzące ideały", "godnych pochwały nieudaczników" i "przegranych ex-herosów".

Do tej ostatniej grupy zaliczają się Luke Skywalker z "Ostatniego Jedi" i Obi-Wan Kenobi z nowego serialu Disney+. Obaj na starcie swoich produkcji przypominają zupełnie innych ludzi. Złamanych, tchórzliwych i pozbawionych celu w życiu. W żadnym z przypadków Disney nie wysilił się szczególnie, żeby wytłumaczyć, czemu dwóch Mistrzów Jedi odrzuciło nadzieję. Obi-Wan przeżył oczywiście olbrzymią tragedię stracił wiele bliskich mu osób, ale na koniec "Zemsty Sithów" nie miał problemów ani używaniem Mocy, ani brakiem wiary w przyszłość reprezentowaną przez Luke'a i Leię.

REKLAMA

Przypadek Luke'a jest nawet gorszy, bo to on okazuje się ostateczni architektem własnej klęski i co gorsza odwraca się plecami do galaktyki, którago potrzebuje. Obi-Wan Kenobi jest niechętny, ale ostatecznie wyrusza na pomoc porwanej córce Baila Organy. Nie zmienia to jednak faktu, że on również nie jest człowiekiem czynu. Tylko reaguje na potrzeby innych, by ostatecznie w zasadzie niczego konkretnego nie osiągnąć.

Pokazywanie słabości proaktywnych bohaterów nie jest niczym niewłaściwym. Akurat ten element "Buzza Astrala" wychodzi zresztą całkiem nieźle. Dostrzegam jednak coś głęboko niepokojącego w ideach przekazywanych coraz częściej przez Hollywood. Czego właściwie można dowiedzieć się z wielu współczesnych blockbusterów? Albo jesteś idealną bohaterką bez skazy, albo totalnym nieudacznikiem, któremu można wszystko wybaczyć, dopóki na świecie są gorsi ludzie? A nawet jeżeli dawniej wykazywałeś się odwagą i zdolnościami dowódczymi, to niemożliwe byś zachował je do dzisiaj? Doprawdy nietypowy to zestaw morałów i jeszcze dziwniejsi bohaterowie, którym mamy podobno kibicować.

Disney+ zadebiutował w Polsce. Tutaj kupisz go najtaniej.

Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA