REKLAMA

Czwarty sezon Gry o Tron po prostu nie miał sobie równych. Boję się jednak o następne, chude lata

Nigdy nie ukrywałem, że drugi i trzeci sezon superprodukcji HBO oglądałem z pewnym rozczarowaniem. Po kapitalnych pierwszych 10 odcinkach przyszedł czas na pewne spowolnienie, chociaż z „momentami”. Kiedy od Gry o Tron miałem się już całkowicie odwrócić w natłoku obowiązków, stacja sprezentowała mi czwarty sezon, jednocześnie wbijając mnie w ziemię. NAJLEPSZE. 10. ODCINKÓW. JAKIE. KIEDYKOLWIEK. WIDZIAŁEM.

Czwarty sezon Gry o Tron po prostu nie miał sobie równych. Boję się jednak o następne, chude lata
REKLAMA
REKLAMA

Oczywiście drugi i trzeci sezon również miały swoje mocne strony i niezapomniane chwile. Do teraz mam ciarki, kiedy przypomnę sobie Varysa mówiącego wielbionemu przez tłumy Tyrionowi o bezwzględnym magu, który skrzywdził go w przeszłości. Wprowadzenie postaci Ramsey’a również wypadło kapitalnie, podobnie jak każda scena ze znienawidzonym, ale rewelacyjnie granym królem Joffrey’em. To jednak tylko fragmenty na tle co najwyżej dobrej całości. Nigdy nie wybaczę twórcom tego, co zrobili w Bliźniakach. Krwawe gody miały potencjał, aby zostać jedną z najbardziej ikonicznych scen wszystkich serii. Liczyłem na sztukę. Dostałem rzemiosło.

Najważniejsze intrygi serialu Gra o Tron

Moje zainteresowanie Grą o Tron zaczęło maleć, jedynie gaszone rozczarowującymi książkami Martina. Te, rozciągnięte i nijakie jak flaki z olejem, coraz silniej odrzucały mnie od całego uniwersum Pieśni Lodu i Ognia. Zdaje się, że nie tylko mnie, o czym doskonale wiedziały mądre głowy w HBO. W końcu nie bez powodu to właśnie czwarty sezon był tym, który dostał najwięcej środków na kampanię reklamową oraz najwięcej ciekawych inicjatyw ze strony marketingowców. Zainwestowane środki zwróciły się w postaci zainteresowania samych widzów

Czwarty sezon Gry o Tron był tak napompowany, że jeszcze przed premierą pierwszego odcinka (czyli 31 z kolei) tak zwany „hype” na tę produkcję sięgał zenitu

Producenci, reżyserzy i scenarzyści wywiązali się z nawiązką z postawionego zadania. Jasne, możecie napisać: „ale przecież w czwartym sezonie było mnóstwo zwrotów akcji i w ogóle, wielka mi sztuka”. Prawda jest taka, że każda książka posiadała swoje „momenty”. Tyle tylko, że tym razem te zostały kapitalnie wykorzystane, na stałe przedostając się do internetowego mainstreamu. Przykłady? Cała masa.

jaimie lannister gra o tron

Pamiętacie ten zasyp memami, kiedy umarł król Joffrey? Miało się wrażenie, ze na agregatorach zabawnych treści panuje małe święto. To i tak zostało przyćmione przez Ogara i jego „fuck the king”, które zostało sieciowych hitem, doczekując się dziesiątek wariacji i przeróbek. Scena gwałtu Jaimiego na Cersei? Ta scena również „wygrała media”, wzbudzając tyle zainteresowania, co kontrowersji – naprawdę dużo. Walka Oberyna z Górą to już esencja czwartego sezonu, z krzykiem mordowanego księcia Dorne, który zostanie w pamięci chyba każdego miłośnika tego serialu. Droga zakutego, ale i tańczącego Tyriona przed oblicze trzech sędziów to niezwykle popularny gif, natomiast po ostatnim, nieco wolniejszym odcinku jestem przekonany, że i scena w wychodku dostanie swoje pięć minut.

No właśnie, ostatni odcinek. Jestem świeżo po jego obejrzeniu i nie umiem wyjść z podziwu

Chociaż kończący czwartą serię epizod był w moim mniemaniu nieco powolny, przy okazji niezwykle odróżniał się od całej reszty odcinków. Zauważyliście, jak wiele fantastyki zostało upchniętych w te kilkadziesiąt minut? Smoki, Trójoka Wrona, do tego kapitalnie zaanimowane „kościotrupy”… normalnie niemal bym się obraził, bo po Grze o Tron od zawsze oczekuje świetnego political – fiction. Efekt końcowy był jednak naprawdę udany, natomiast typowo „magiczne” wątki podane w gustowny i odpowiedni sposób.

gra o tron zwiastun secrets

Do tego walka Brienne z Ogarem! Cóz to było. Prawdziwe mistrzostwo. Aż czuło się siłę stali upadającej na twarz, siłę tych wszystkich cięć i obuchów. Ponadto Stannis jak gdyby zmężniał, tym razem naprawdę prezentując się niczym sam król. Arya w końcu przestała mnie irytować, natomiast Jon Snow… chciałoby się jak zwykle napisać, że „nic nie wie”. To jednak nieprawda. Snow wyrasta na kolejnego lidera, obok Tyriona, Daenerys i… no właśnie, kogo? Littlefinger przez czwarty sezon przeskoczył do zupełnie innej ligi, podobnie jak rodzina Boltonów.

REKLAMA

Ostatnie 10 odcinków to ogromne przetasowania w hierarchii wciąż jeszcze żywych postaci, teraz rozsianych po Westeros bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej

Czego się boję? Naprawdę chudego piątego sezonu. Mając za sobą książki, „szału nie będzie”. Oczywiście nie będę Wam niczego zdradzał, ale w moim mniemaniu drukowana saga najlepsze karty ma już za sobą. Z drugiej strony, HBO nabrało ogromnego wiatru w żagle. Porównywalnego do tego, jaki towarzyszył medialnemu gigantowi po zakończeniu pierwszego, szokującego i bezprecedensowego sezonu. Jak słusznie zauważa coraz większa ilość fanów, serial zaczyna „żyć własnym życiem”, idąc nie tyle za książkami, co nieco obok nich. W moim mniemaniu serii może wyjść to jedynie na dobre, ponieważ pierwszy raz w historii Gry o Tron wydarzenia na ekranie mają szansę być znacznie bardziej ciekawe, niż te wymyślone przez Martina.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA