Z jakiegoś powodu Netflix niespecjalnie przyłożył się do promocji serialu „Rekruci”, który nieoczekiwanie okazał się jedną z najciekawszych nowości platformy w ostatnich tygodniach. Amerykańska produkcja pochyla się nad chłopakiem, który pod wpływem impulsu postanawia dołączyć do Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych - by jednak utrzymać się tam „na powierzchni”, musi zataić przed pozostałymi pewien istotny fakt.

„Rekruci” bazują na motywach autobiograficznej książki Grega Cope’a White’a pt. „The Pink Marine”. Akcja rozgrywa się na początku lat 90., wobec czego nasz główny bohater, Cameron (Miles Geizer), jest zmuszony ukrywać fakt, że jest osobą nieheteronormatywną. Zgadza się: w tamtym okresie, poprzedzającym politykę Busha pt. „Don’t ask, don’t tell”, homoseksualizm w szeregach armii był jeszcze nielegalny.
W trakcie szkolenia Cameron i jego przyjaciel, Ray, trafiają do zróżnicowanej grupy rekrutów, gdzie muszą stawić czoła rygorowi wojskowych norm, presji psychicznej i fizycznej, ale też zbudować relacje z innymi uczestnikami obozu. Czekają ich zatem rywalizacje, przyjaźnie, zdrady, dramaty rodzinne oraz wycieńczające interakcje z przełożonymi - sierżantami czy kapitanami.
Rekruci - opinia o serialu Netfliksa
Sezon, obejmujący w sumie osiem odcinków, ma klarowną strukturę: każdy epizod odpowiada kolejnemu etapowi szkolenia. Od toru przeszkód, przez zajęcia w wodzie, naukę obsługi broni, po kulminacyjny test „Crucible”, łączący wszystkie zdobyte umiejętności.
Można mieć do „Rekrutów” pretensje, że o poważnej problematyce opowiadają w sposób lekki, zabawny i ciepły. Że poza uprzedzeniami, które są tu najczęściej fasadą zbudowaną m.in. z regulaminów, dumy, szkoleń, polityki czy walki o pozycję, mechaniki i środowisko piechoty morskiej USA raczej nie mają sobie nic do zarzucenia. W istocie można też odnieść wrażenie, że twórcy (w tym zmarły w 2024 r. producent Norman Lear) z jednej strony chcieli wskazać kilka problemów w armii, a z drugiej: nie krytykować jej przesadnie.
Jasne, „Rekruci” nie wpisują się w schemat militarno-rozrywkowej propagandy, jaką wspiera Departament Obrony. Pozostają jednak ambiwalentni w tonie: rzeczywiście potrafią jednocześnie krytykować instytucję i - poprzez estetykę i ocieploną perspektywę - przyglądać się jej z czułością, co dla niektórych może tworzyć niemały dyskomfort interpretacyjny. Słowem: dzieło portretuje Korpus jako tygiel homofobii, seksizmu i rasizmu. Jednak mimo tych mrocznych stron koniec końców ukazuje Marines jako instytucję, która uczy młodych ludzi dyscypliny czy honoru, momentami wręcz hołdując mundurowi. Jakkolwiek nie mam z tym problemu, tak warto pamiętać, że w rzeczywistości lepiej nie oczekiwać podobnych pokładów empatii u dowódców-szkoleniowców piechoty.
Do „Rekrutów” nie należy podchodzić jak do głębokiej, wielowątkowej satyry na wojsko. To opowieść osobista, a nie czysta wiwisekcja instytucji.
Tytuł skupia się na konkretnym wątku (ukrywanie tożsamości w szeregach) i pokrewnych mu tematach, będąc przede wszystkim urzekającą historią w stylu coming of age. Całość jest, oczywiście, szkicowana z perspektywy Camerona. Początkowo znacznie więcej w niej komizmu, jednak z czasem historia staje się coraz poważniejsza.
Mówimy jednak o serialu pełnym uproszczeń i nader optymistycznym. Opartym na licznych metaforach - takich, które służą opowieści skupionej na odwadze, ukrywaniu i odkrywaniu siebie w radykalnych warunkach, potrzebie bycia prawdziwym, byciu sobą w systemie, który próbuje cię wykluczyć. Na odpowiedzialności, budowaniu więzi i solidarności, poszukiwaniu swojego miejsca, dojrzewaniu w środowisku, w którym emocje to słabość, a pełna szczerość może człowieka wiele kosztować. A to wszystko podane jest w błyskotliwej, tragikomicznej formie.
Dla porządku dodam też, że serial bywa przewidywalny i pod koniec stara się domknąć zbyt wiele wątków w zbyt krótkim czasie, przez co niektóre rozwiązania narracyjne zdają się zanadto pośpieszne. Nie jest to jednak istotny problem.
Jeśli liczysz na ostrą satyrę i brutalną krytykę wojska, „Rekruci” cię rozczarują. Jeśli natomiast cenisz sobie subtelne, poruszające, świetnie zagrane i bardzo osobiste historie o dojrzewaniu, skupione na kwestii tożsamości: polecam sięgnąć po ten niepozbawiony wad, ale wciąż zabawny (w ten niegłupawy sposób) i łapiący za serduszko tytuł. To zdecydowanie jeden z lepszych tegorocznych strzałów Netfliksa.
Czytaj więcej:
- Marvel zaleje premierami w 2026. Obejrzałem przecieki i jestem zachwycony
- Dre$$code ma swoje panterkowe menu. Ostatnia szansa
- Film Friza i Wersow zbiera same pały. To spisek
- Grupa zadaniowa - ile ma odcinków? Wszyscy czekamy na finał
- Mazurek uczy Bagiego manier, Karolak rzuca bluzgami. Kto ma rację?