Zrealizowany dla Netfliksa trzeci pełnometrażowy film w karierze Simona Stone’a istotnie odstaje od poprzednich. Bo choć poprzednie dzieła Australijczyka można bez cienia wątpliwości nazwać udanymi, „Kobieta z kabiny dziesiątej” okazuje się wtopą, która w swych najlepszych momentach ociera się zaledwie o przeciętność.

Dziennikarka Laura Blacklock (Keira Knightley) dostaje z pozoru wymarzone zlecenie - luksusowy rejs po fiordach na ekskluzywnym statku „Aurora Borealis”. Wyjazd ma być dla niej szansą na zawodowy przełom i odrobinę relaksu, jednak pewnej nocy bohaterka staje świadkiem czegoś przerażającego: ktoś wyrzuca kobiece ciało za burtę przez okno sąsiedniej kabiny.
Później okazuje się, że na pokładzie nie brakuje nikogo z załogi ani pasażerów. Ekipa przekonuje, że kabina 10, która według protagonistki jest miejscem zbrodni, stoi pusta, nie ma w niej żadnych niepokojących śladów, nikt w niej nie mieszkał i z całą pewnością nic złego się nie wydarzyło. Lo zaczyna wątpić we własny rozsądek, ale tropy, które z czasem odkrywa, sugerują coś znacznie bardziej złowrogiego: na statku doszło do skrupulatnie zaplanownego morderstwa, a ktoś starannie zaciera jego ślady.
Kobieta z kabiny dziesiątej - opinia o filmie Netfliksa
„Kobieta z kabiny 10” to opowieść o kobiecie, której nikt nie wierzy, której nikt nie traktuje poważnie - i o dojmującej samotności osoby mierzącej się z takimi okolicznościami, a to wszystko w duchu Agathy Chtistie. Brzmi jak niezła baza pod mocny thriller psychologiczny, prawda? Niestety, tym razem Simon Stone zalicza potknięcie.
Początki są obiecujące: akcja jest nieskomplikowana i wciągająca, ograniczona przestrzeń statku skutecznie podbudowuje napięcie. Niestety, gdy tylko intryga się zawiąże i zaczyna robić się ciekawie... to już po chwili przestaje. Scenariusz ulega typowym problemom tanich thrillerów: decyzje bohaterów są nierozsądne i służą jedynie podtrzymaniu kolejnych zwrotów akcji; sam spisek jest kulawy i naciągany, okoliczności niewiarygodne, mielizny fabularne szkodzą tempu, a głębszej psychologii nie uświadczono. Podejrzewam też, że bez problemu przewidzicie każdy zwrot akcji i kilka razy ziewniecie. Co gorsza, finał prędzej sprawi, że wywrócicie oczami z frustracji, niż usiądziecie na krawędzi fotela.
Postacie to płaskie, nieciekawe archetypy, a znakomita obsada - poza Knightley są tu również m.in. Guy Pearce, Kaya Scodelario, Hannah Waddingham czy David Morrissey - nie jest w stanie zbyt wiele z nich wycisnąć. Całość może bronić się scenerią i satysfakcją z patrzenia, jak cała ta elegancka fasada rozpada się na kawałki - ale to zdecydowanie za mało, by ocenić seans jako warty uwagi i ponad półtorej godziny waszego życia. Wtórne to i nijakie. Wielka szkoda.
Kobieta z kabiny dziesiątej - obsada
- Keira Knightley jako Lo Blacklock
- Guy Pearce jako Richard Bullmer
- Lisa Loven Kongsli jako Anne Bullmer
- David Ajala jako Ben
- Hannah Waddingham jako Heidi
- Art Malik jako lekarz Anne
- Paul Kaye jako Danny Tyler
- Kaya Scodelario jako dziewczyna Danny’ego, influencerka
- Daniel Ings jako Adam
Czytaj więcej:
- Serial Rekruci to cudo, choć znajdą się oburzeni. To nie propaganda
- Furioza 2 lada chwila na Netfliksie. Co wydarzy się u Goldena?
- Planszówki od Rebel wylogowały mnie z sieci. To mój sposób na spędzanie wolnego czasu
- Bridgertonowie dostali brawurowy zwiastun. Jest data premiery
- Marvel zaleje premierami w 2026. Obejrzałem przecieki i jestem zachwycony