Uczestnicy festiwalu w Wenecji mogli już zobaczyć „Diunę”. W sieci pojawiły się więc pierwsze recenzje filmu i są one bardzo entuzjastyczne.
„Diuna” to najbardziej wyczekiwana premiera tego roku, dekady, a może nawet XXI wieku. Obsada jest iście kosmiczna i na ekranie zobaczymy każdego, kto jest kimś w Hollywood. Niemniej ciekawie jest po drugiej stronie kamery, bo stanął za nią Denis Villeneuve, który pokazał jak świetnie odnajduje się w epickim science fiction za sprawą „Blade Runner 2049”.
Jak twierdzi mój redakcyjny kolega, fani gatunku mają za sobą najgorsze lata w historii, dlatego czekają na „Diunę” jak na zbawienie. Inny redakcyjny kolega miał już okazję obejrzeć fragment produkcji i napisał, że oglądanie filmu poza kinem powinno być karalne. Hype jest przeogromny, a szczęśliwcy uczestniczący w festiwalu w Wenecji mieli już okazję przekonać się, czy wart najnowszej adaptacji prozy Franka Herberta.
Pierwsze reakcje na „Diunę”
„Diuna” zadebiutowała na najstarszym festiwalu filmowym i podbiła serca obecnych na seansie widzów. Produkcja otrzymała owacje na stojąco. I to długie. W sieci można natknąć się na informacje, że trwały sześć albo osiem minut. Niezależnie od metryki, powiedzieć, że tytuł został przyjęty entuzjastycznie, to jak nic nie powiedzieć. Potwierdzają to również pierwsze recenzje.
Na Rotten Tomatoes „Diuna” jest świeża w 85 proc. We wnioskach czytamy:
Agregator recenzji zebrał też najważniejsze wątki pojawiające się w kolejnych tekstach na temat filmu, dzięki czemu wiemy już, że „Diuna” to „zapierająca dech w piersiach adaptacja, na jaką fani czekali”.
„Diuna" gwarantuje satysfakcję
Recenzenci często podkreślają, że twórcom udało się sprawnie przenieść na ekran wątki zawarte w książce. Jak twierdzi Leah Greenblatt z Entertainment Weekly, „jeśli coś tu nie pasuje do wizji Herberta to jedynie czerwie pustyni”.
Denis Villeneuve i jego współpracownicy złamali swoim podejściem kod... Niezwykła w bezpośrednim tłumaczeniu materiału źródłowego na nowe medium bez kompromisów
- napisał Eric Eisenberg z Cinema Blend.
Villeneuve nie jest pierwszym reżyserem, który postanowił przenieść „Diunę” na wielki ekran. Legendą obrosła niedoszła adaptacja pod wodzą Alejandro Jodorowsky'ego. Zamiast niej do kin w 1984 roku weszła wizja Davida Lyncha, która, delikatnie mówiąc, nie jest zbyt udana. W recenzjach nie brakuje więc porównań do tego filmu.
Jak można się spodziewać w porównaniu do adaptacji Lyncha „Diuna” Villeneuve'a wypada dużo lepiej. I przyznają to nawet recenzenci, którzy nie pałają nienawiścią do poprzedniej wersji.
Zawsze kochałem „Diunę” Lyncha, surowe, pełne kompromisów dzieło marzeń, które (nic dziwnego biorąc pod uwagę skłonności Lyncha) bardzo mało korzystało z przesłania Herberta. Ale film Villeneuve'a to „Diuna”
- napisał Glenn Kenny z RogerEbert.
Łyżka dziegciu w beczce miodu
Recenzenci nie szczędzą pochwał nowej „Diunie”. Piszą, że strona wizualna jest powalająca (Villeneuve, duh), a nawet monumentalna. Krytycy zachwycają się również obsadą, bo Timothee Chalamet, Rebecca Fergusson i Oscar Isaac triumfują i są fenomenalni. Ale tego wszystkiego przecież można było się spodziewać. To były pewne zalety tej produkcji.
Podobnie można było się spodziewać kilku wad. W końcu Villeneuve, żeby nie polec pod natłokiem wątków z materiału źródłowego zdecydował się podzielić „Diunę” na dwie części. Pierwsza wydaje się więc prologiem do czegoś większego. Dlatego recenzenci podkreślają, że mają nadzieję na szybkie zobaczenie kontynuacji i to nie tylko w swoich snach:
Jeśli druga część „Diuny” nie powstanie, nasze serce zostanie złamane. Mam nadzieję, że zobaczymy ją nie tylko w naszych snach
- napisał Ben Travis z Empire Magazine.
Film niekoniecznie więc może funkcjonować jako samodzielne dzieło, chociaż nie jest to uznane za zbyt wielki problem. W ogólnym rozrachunku „Diuna” jest bowiem zapierającym dech w piersiach doświadczeniem.
„Diuna” to „Gwiezdne wojny”, „Gra o tron” i „Władca pierścieni” w jednym
Według recenzji „Diuna” przenosi widzów do innego świata i jest niczym „okno na kosmos i czas”.
„Diuna” z pewnością przenosi nas na obce lądy poprzez swoje aspekty techniczne... Żaden detal nie został pominięty we wciąganiu nas do tego fantastycznego świata
- napisał Scott Collura z IGN.
Nie ma się więc czego bać. „Diuna” się udała. A patrząc na recenzje, które obiecują mieszankę „Gwiezdnych wojen”, „Gry o tron” i „Władcy pierscieni: Dryżyny pierścienia” hype robi się jeszcze większy niż do był do tej pory. Czy film przypadnie widzom do gustu równie mocno, co krytykom? O tym przekonamy się za nieco ponad miesiąc.