"Dobry piesek": bardziej popieprzonego filmu w tym roku nie było i nie będzie. Uważajcie, on gryzie!
Przed seansem "Dobrego pieska!" nie musicie wchodzić na DoesTheDogDie, aby sprawdzić, czy Viljar Boe przypadkiem nie narazi was na sceny okrucieństwa wobec czworonogów. Psów na ekranie nie uświadczycie. Znaczy, uświadczycie, bo pupil Christiana je z miski, wykonuje wszystkie polecenia swojego pana i ogólnie zachowuje się jak pies, ale psem tak naprawdę nie jest.
W rejony surrealizmu przenosi nas już pierwsza scena, w której Christian wrzuca część swojego śniadania do miski, a zza ściany na czworaka wychodzi mężczyzna w stroju psa. Pałaszuje on steka z ziemniakami i szparagami, aż mu się uszy trzęsą. Potem pozwala swemu panu umyć sobie zęby i łasi się do niego, jak na najlepszego przyjaciela człowieka przystało. Od tego momentu Kornel Mundruczo poszedłby pewnie w stronę egzystencjonalnego dramatu, aby zaślinić nas charakterystyczną dla siebie pretensją, a Quentin Dupieux odgryzłby smycz realizmu swoimi ironicznymi zębiskami. Viljar Boe wytycza sobie ścieżkę gdzieś pomiędzy tymi dwoma podejściami.
Pierwszą połowę "Dobrego pieska!" ogląda się niczym zwariowaną wersję "50 twarzy Graya". Christian poznaje na Tinderze Sigrid, w której oczach urasta do rangi ekscentrycznego milionera. Kobieta jest nim zauroczona i już na pierwszej randce ląduje w jego łóżku. Franka poznaje dopiero rano, ale pod namową koleżanki postanawia zignorować tę czerwoną flagę. Zaprzyjaźniając się z pupilem swojego ukochanego, pozwala jej rozrosnąć się do rozmiarów Z.S.R.R.
O dziwnych filmach poczytacie więcej na Spider's Web:
Dobry piesek! - recenzja nowego filmu
"Dobry piesek!" lubi zwodzić nas na manowce. Każe nam biec za piłeczką, której tak naprawdę nie rzuca, gdy próbuje uczynić z Christiana bohatera tragicznego. On rozprawia o samotności, mówi, jak to ciężko w życiu mają bogate dzieciaki, bo rówieśnicy się z nimi bawią, tylko dopóki dostają coś w zamian. Spoglądając na niego oczami Sigrid, rzeczywiście możemy nawet zacząć mu współczuć i wyrobić sobie fałszywe wrażenie na temat jego relacji z Frankiem. Przez cały ten czas, kiedy obserwujemy rozwój romansu, ekran ciągle buzuje jednak od niepokoju. Aż w końcu pies przemawia ludzkim głosem, wypowiadając słowa, na jakie wszyscy czekaliśmy.
Tajemnica jest najpotężniejszym orężem w rękach reżysera. On wręcz gardzi przejrzystością narracji i woli uciekać w niedopowiedzenia. Sigrid wzbudza przez to niechęć, gdy na początku ucieka od Christiana i nie pozwala mu nawet wytłumaczyć, co go z Frankiem łączy. W ten sposób reżyser opóźnia podanie odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Zamiast tego ucieka w coraz odważniejsze zagęszczanie akcji. "Dobry piesek!" jest przez to filmem dynamicznym, wprowadzającym jednocześnie widza w trans swoją poetyką.
Z ekranu bije przejmujący chłód, bo to produkcja oszczędna w środkach, wycyzelowana. Statyczne ujęcie połączone mechanicznym montażem, tylko momentami ustępują miejsca nerwowo rozedrganej kamerze. Chociaż film daje się czytać w kategoriach opowieści o samotności, która prowadzi człowieka do psychotycznych zachowań, "Dobry piesek!" okazuje się przede wszystkim podejmować temat kontroli. Podczas gdy Christian ją siłą zdobywa, Sigrid stopniowo ją traci. Pozwala to reżyserowi coraz śmielej wchodzić w psychikę swoich bohaterów, szczerząc w ten sposób horrorowe zębiska.
Boe chętnie korzysta tu z gatunkowych wzorców, ale nie tyle próbuje wywracać je na lewą stronę, co pozwala im wypalić się na naszych oczach. Dzięki temu co chwilę z czystym sumieniem szuka nowych, aby na koniec w pełni je odrzucić. "Dobry piesek!" potrafi w ten sposób trzymać widza w stanie dyskomfortu i pogryźć widza swoimi ostrymi kłami do samej krwi.
"Dobry piesek!" już w kinach.