Pierwsza część 5. sezonu „Domu z papieru” – będącego zarazem sezonem finałowym – zawitała na platformę Netflix. Wkrótce spoilerowo podsumujemy wszystkie nowe odcinki, tymczasem przyglądamy się pierwszym dwu epizodom i sprawdzamy, jak wypadł ten początek końca.
OCENA
Globalny fenomen – przejęty przez Netfliksa od hiszpańskiej stacji Antena 3 – powrócił z nowymi odcinkami, czyli pierwszą połową 5. sezonu „Domu z papieru”. Na tym etapie trudno pisać o serialu unikając spoilerów – charakter obrazu, który lubię określać mianem telenoweli akcji, opiera się na licznych fabularnych woltach i nieustannych modyfikacjach (czy to statusów relacji między bohaterami, czy ich kondycji emocjonalnych, etc.). Każdy epizod niesie ze sobą narracyjne i treściowe rozwiązania, które aż proszą się o komentarz, jednak do omówienia szczegółów najnowszego rozdziału tej opowieści przejdziemy za kilka dni.
„Dom z papieru" – recenzja ostatniego, 5. sezonu
Czwarta odsłona „Domu z papieru” była przedłużeniem historii napadu na Bank Hiszpanii. Scenarzyści skupili się na utrudnianiu Profesorowi – początkowo przekonanemu o śmierci Lizbony, która ostatecznie dołączyła do reszty w banku – realizowania planu, a gang został zmuszony do walki na dwa fronty (z przeciwnikami z zewnątrz i wewnątrz). Oswobodzony Gandia okazał się nieprawdopodobnie niebezpiecznym antagonistą, który długo utrudniał życie członkom gangu, ostatecznie eliminując Nairobi. Tymczasem Sergio został wytropiony i schwytany przez Alicię Sierrę – to właśnie ten cliffhanger zamknął poprzednią serię.
Dwa nowe epizody „Domu z papieru” kontrastują ze sobą strukturalnie: pierwszy to ciągłe przeskoki między perspektywami bohaterów w teraźniejszości a retrospekcjami. Cofamy się o cztery lata, kiedy to Berlin rekrutuje nowego (z punktu widzenia widza) bohatera, bardzo mu bliskiego Rafaela (w tej roli Patrick Criado). Jest to młody inżynier, który ukończył studia na wydziale cyberbezpieczeństwa w MIT. Poznajemy też kilka ciekawych szczegółów z przeszłości Tokio.
Twórcy przyzwyczaili widzów do nielinearnej narracji, jednak drugi odcinek sezonu 5. „Domu z papieru” ani na moment nie wykracza poza teraźniejszość, co okazało się... zaskakująco satysfakcjonujące. Rzecz w tym, że od dłuższego czasu zdecydowana większość retrospekcji to sceny niepotrzebne, nic niewnoszące do fabuły, nie służące rozwojowi bohaterów czy lepszemu ich poznaniu (nie licząc może nieżyjącego już od dawna czarującego Berlina i ocieplania jego wizerunku, co jest, moim zdaniem, dość problematyczne). Ich ograniczenie wyjdzie serialowi na dobre.
Pewne symptomy zanadto rozciągniętej (to już trzy sezony!) opowieści o jednym napadzie (rozgrywającym się, pamiętajmy, na przestrzeni zaledwie kilku dni) są, niestety, bardzo wyraźne. Nie bardziej, niż w poprzedniej odsłonie, ale też – póki co – nie mniej. Nowi antagoniści i kolejne zagrożenie mają potencjał na potężne podbicie napięcia; na tym etapie rozwoju historii nie miałbym nic przeciw, gdyby okazało się, że scenarzyści odpięli pasy bezpieczeństwa i pozwolili sobie na kompletne szaleństwo, rujnujące plany, wywołujące chaos i zmuszające wszystkich do improwizacji. Liczę się jednak z tym, że „Dom z papieru” opiera się na retconowaniu i sięganiu w przeszłość – widzowie co i rusz dowiadują się, że niemal każde nowe niebezpieczeństwo zostało wcześniej przewidziane przez Profesora, Berlina i Palermo, a każdą z inicjatyw wroga da się przechytrzyć.
Nie sposób jednak bezwzględnie krytykować specyfikę tego serialu, skoro to właśnie ona przyciąga przed ekrany miliony fanów na całym świecie. Niemożliwy do zrealizowania napad naszpikowany melodramatycznymi wątkami, niekonsekwentnymi bohaterami, nieustępliwymi antagonistami i specyficznym humorem rozkochał w sobie widzów – a oni, mimo coraz częściej powracającemu uczuciu irytacji, byli w stanie wybaczyć mu wiele (naprawdę wiele) potknięć i przegięć. Osobiście oczekuję od kolejnych epizodów 5. sezonu „Domu z papieru” wydarzeń, które istotnie wpłyną na bohaterów i przebieg napadu; mimo tak licznych zwrotów akcji seansom serialu zaczęło towarzyszyć poczucie stagnacji. Zażegnanie kolejnych komplikacji zbyt często sprowadza opowieść do punktu wyjścia. Całe szczęście nie brakuje poszlak, które sugerują, że piąty sezon może wynagrodzić widzom cierpliwość i odrobinę odświeżyć formułę.