Florence Pugh przewijała się w kinie i telewizji gdzieś na dalszych planach, by nagle - w 2019 roku - wziąć Hollywood szturmem i w mgnieniu oka przedrzeć się do elitarnej grupy najbardziej rozchwytywanych aktorek i aktorów Hollywood. Jak do tego doszło?
Przypadek Florence Pugh w pewnym sensie przypomina przełom w karierze rok starszego Timothéego Chalameta (który to zresztą wystąpił u boku artystki w „Małych kobietkach”, a lada moment zobaczymy ich razem w „Diunie 2”), choć - przy całej mojej sympatii - zachwytów nad aktorstwem Nowojorczyka nie rozumiem.
Wiem, narażam się właśnie na falę gróźb i wyzwisk w wiadomościach prywatnych, ale ten chłopak korzysta z kilku identycznych chwytów w każdym filmie. Co innego urodzona w styczniu 1996 roku w Oksfordzie Florence, która na potrzeby skrajnie różnych formalnie i tonalnie obrazów zbudowała wiele w niczym się nie przypominających kreacji. Prześledźmy krótką, ale intensywną karierę młodej aktorki.
Florence Pugh: skąd się wzięła nowa ulubienica Hollywood?
Florence jest jedną z czworga dzieci tancerki i restauratora. Od dziecka miała dość poważne problemy z tchawicą, w związku z czym cała rodzina przeniosła się do Hiszpanii - w nadziei na to, że zmiana klimatu wesprze poprawę zdrowia. Ostatecznie wrócili do Anglii, gdzie przyszła gwiazda kontynuowała edukację w prywatnych placówkach. Pierwszą rolę odegrała w 2014 roku w wieku 18 lat („The Falling”) i już wtedy przypadła do gustu części branży. Dwa lata później zagrała tytułową bohaterkę w niezależnym dramacie „Lady M.”, za którą została wyróżniona m.in. nagrodą BIFA. Nominacji, rzecz jasna, z czasem pojawiało się coraz więcej.
W 2018 roku mogliśmy zobaczyć ją w znakomitym miniserialu - thrillerze w reżyserii samego Park Chan-wooka. Do dziś kreacja Pugh w „Małej doboszce” pozostaje jedną z najlepszych w jej dotychczasowej karierze. A później przyszedł 2019 rok, czyli przełom i początek prawdziwej, wielkiej kariery młodej aktorki. Wówczas zagrała w trzech głośnych, świetnie przyjętych przez widzów i krytyków obrazach. Były to: biograficzny „Na ringu z rodziną” Stephena Merchanta, gdzie wcieliła się w zawodową zapaśniczkę; wychwalany „Midsommar. W biały dzień” Ariego Estera; no i „Małe kobietki”, w których rola Amy March przyniosła jej nominacje do Oscara i nagrody BAFTA.
Potem poszło z górki. Twarz Florence stała się ceniona i rozpoznawalna. Wszystko za sprawą aktorskich paradoksów, niemożności zaszufladkowania, wzbudzającej sympatię zadziorności. No właśnie - Pugh to definicja uporu, niezależności, podążania własną ścieżką, ale bez bufonady, zarozumialstwa i nieprzyjemnej złośliwości. Wszyscy lubią Florence, aktorkę, z którą nietrudno się utożsamić; bardzo naturalną, niepozbawioną ogromu uroku, ale też daleką od nieprzystępności innych gwiazd. To właśnie vibe i sposób bycia - poza, naturalnie, talentem - są sekretem jej sukcesu.
Czytaj także:
Lubi wcielać się w postacie wielowymiarowe i problematyczne, ale nie ma też nic przeciw dobrej zabawie na planie blockbusterów i udziale w największej superbohaterskiej franczyzie. Pugh przejmuje schedę po Scarlett Johansson - w filmie „Czarna Wdowa” i miniserialu „Hawkeye” portretując Yelenę Belovą. Później zdarzyła się wpadka pod tytułem „Nie martw się, kochanie” Olivii Wilde, ale jeśli coś jest w tym filmie naprawdę dobre, to właśnie aktorstwo Pugh. W 2023 roku czekają nas wielkie, głośne tytuły z udziałem Brytyjki - „Oppenheimer” Christophera Nolana oraz „Diuna 2”. A w międzyczasie warto mieć też na uwadze „A good person” Zacha Braffa, gdzie artystka zagrała u boku Morgana Freemana. Polecam uważnie śledzić jej karierę - to dopiero początek pasma sukcesów, gwarantuję.