REKLAMA

Nie mam wątpliwości: to jeden z najlepszych filmów w historii Netfliksa. Serwis pozamiatał

Musieliśmy czekać aż rok, by Netflix mógł wreszcie pokazać nam „Jego trzy córki” - wyreżyserowany i napisany przez Azazela Jacobsa obraz, który podbił festiwal w Toronto we wrześniu 2023 r. Wierzę, że teraz podbije również serca subskrybentów - mamy bowiem do czynienia nie tylko z najlepszą tegoroczną premierą spod szyldu Netflix Presents, lecz także z jednym z najpiękniejszych kiedykolwiek dystrybuowanych przez platformę filmów.

jego trzy córki recenzja film netflix co obejrzeć weekend opinie
REKLAMA

Siedzą przy stole we trzy. Pierwsza, najstarsza, mówi najwięcej - zadaje pytania, ale nie czeka na odpowiedź. Jest zmęczona i sfrustrowana. Dyktuje i rozporządza, nieudolnie udając, że wcale tego nie robi. Przekonuje, że przeszłość nie ma teraz znaczenia, choć sama ulega napędzanym przez wspomnienia i dawne konflikty emocjom. Zarzuty i krytykę próbuje przykryć płaszczem wtrąceń w stylu „nie robię z tego problemu”, ale to nie działa. Wszyscy wiedzą, że robi. Nie tylko dlatego, że jej ton zdradza wszystko.

Druga niemal się nie odzywa. Jest zjarana jak bąk, na pierwszy rzut oka również najbardziej zdystansowana, wycofana. Sprawia wrażenie, jakby miała to wszystko gdzieś. Trzecia, najmłodsza, wydaje się najprzyjemniejsza w obyciu - unika wulgaryzmów, zwraca się do rozmówczyń w sposób niemal przymilny. Gdy jednak już zaczyna mówić, aktywuje chaotyczny słowotok, skacze z tematu na temat, odbija od głównego wątku. Ćwiczenia oddechowe i joga to za mało, by stłumić głęboko emocjonalne reakcje - jej oczy często napełniają się łzami, jest poddenerwowana, nadekspresyjna, niezdrowo pobudzona. 

Ich drogi rozeszły się dawno temu, ale teraz wspólnie czuwają w mieszkaniu śmiertelnie chorego ojca - w ostatnich dniach jego życia. To domowe hospicjum i ławka przed budynkiem to jedyne scenerie tej kameralnej, niemal teatralnej opowieści.

REKLAMA

Jego trzy córki - recenzja filmu Netfliksa

Odtwarzacz i płyta Jetsów. Ramki z rodzinnymi fotografiami. Samotny obraz na jednej ze ścian. Wysłużona, ale przytulna sofa. Pusty fotel z niedużym stolikiem przy podłokietniku. Notatki na pogniecionej kartce papieru. Drobne ślady długich lat życia, echa codzienności człowieka, który jeszcze niedawno oglądał z upaloną córką i jej chłopakiem mecze, popijając piwko. Ojca, który - jak przekonuje pracownik hospicjum, Angel (o ironio) - najpewniej już nigdy nie odzyska świadomości i nie odezwie się więcej do żadnej z córek. Nie widzimy tego, ale wiemy, czujemy, że była to przestrzeń pełna prostych radości, miłości i śmiechu.

Angel każdego dnia powtarza rodzeństwu, że musi być gotowe na najgorsze, że to już, że zaraz. Gdy kolejnego dnia śmierć nie nadchodzi, Angel mówi to samo. One nie mogą już tego słuchać, mają dość, są zmęczone, a emocje targają nimi coraz silniej. Kolejne dyskusje odkrywają niewypowiedziane wcześniej wyrzuty, żal, rozczarowanie. Ujawniają krzywdy i skutki niezliczonych nieporozumień, wadliwej komunikacji. Doprowadzają do płaczu, kłótni, wyzwisk, nawet przemocy fizycznej. 

Jego trzy córki

Właśnie taki jest najnowszy film Jacobsa, który dokonał czegoś niebywale trudnego - uchwycił ten mglisty, nieprzewidywalny, wręcz surrealistyczny czas w życiu ludzi, którzy w otumaniającym zawieszeniu czekają na nieuniknione: na rychłą śmierć bliskiej osoby. Każdy, kto tego doświadczył, z pewnością rozpozna znajome nuty - przypomni sobie ten ciężar w klatce piersiowej, te konfundujące wahania emocji.

Kamera często łapie każdą sióstr w odosobnieniu od pozostałych, nawet wówczas, gdy te wchodzą ze sobą w interakcję, podkreślając odizolowanie w swoich zaprzeczeniach i urojeniach. Przygląda im się, gdy obserwują lub podsłuchują się nawzajem, wychwytuje krótkie momenty zrozumienia i współczucia - to, co je dzieli, ale i to, co stopniowo do siebie zbliża. Odpowiednia forma opowiadania obrazem i prowadzenia narracji w tego typu projekcie były jednym z kluczowych wyzwań, którym nietrudno nie podołać - Jacobsowi udało się jednak im sprostać. Znaczna część ciężaru tak wymagającego przedsięwzięcia spoczywała jednak na barkach odtwórczyń trzech głównych ról - Elizabeth Olsen, Natashy Lyonne i Carrie Coon. Reżyser zaufał swoim aktorkom, te zaś odwdzięczyły się jednymi z najlepszych (o ile nie najlepszymi) występów w swoich karierach, budując wiarygodne portrety cierpiących, radzących sobie z życiem na odmienne sposoby kobiet. Sióstr, które - choć skrajnie od siebie różne - coś ze sobą łączy. Każda z nich początkowo wydaje się banalnym archetypem, jednak scenariusz stopniowo poszerza proste definicje postaci, jakby sprzeciwiając się powierzchowności, przekonując, że zamykanie człowieka w jednej szufladzie jest niedorzeczne.

Przy tym wszystkim ani obsada, ani twórca nie szarżują - nie próbują przekonać widza, że oto doświadcza kinowego objawienia, że obcuje z wielkim autorskim kinem, z opowieścią O Sprawach Najważniejszych. Ten złożony charakterologicznie obraz bazuje na naturalnym dialogu, zazwyczaj niedosłownym, przemycającym wiele między wierszami. Na intymności, prostocie, scenograficznych, aktorskich i scenariuszowych niuansach, szczegółach. Na podziałach, które ustępują harmonii i wspólnocie smutku.

„Jego trzy córki” to kino bardzo prawdziwe i głęboko wrażliwe.

Skromne - takie, które nie szczuje widza wtórnym przekazem, buńczucznym i zgubnym przeświadczeniem o własnej głębi i mądrości. Finał uderza wprawdzie w ton nieco bardziej podniosły, ale ta twórcza fantazja ma czuły, niemal pieszczotliwy charakter - dotyka pewnych uniwersalnych, choć i unikalnych zarazem uczuć towarzyszących konkretnym relacjom i konkretnym doświadczeniom. Nie muszę pisać nic więcej - zrozumiecie.

Film TRZY CÓRKI zobaczycie tutaj:
Netflix
Trzy córki
Netflix
REKLAMA

Czytaj więcej o filmach Netfliksa:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA