REKLAMA

Nowy horror Netfliksa to "Krzyk" po hiszpańsku. Prawie. Polecam wrócić do oryginału

Wśród kilku ciekawszych premier filmów i seriali, które w ostatnich dniach trafiły do oferty Netflix Polska i podbiły listy najpopularniejszych tytułów, znalazł się "Klub miłośników kryminałów". Ten hiszpańskojęzyczny horror zapowiadał się co najmniej interesująco - niestety, Carlos Alonso Ojea rozczaruje widzów po raz kolejny.

klub miłośników kryminałów 2023 film recenzja opinie netflix horror
REKLAMA

Tytułowy Klub miłośników kryminałów to ośmioro miłośników i miłośniczek opowieści z dreszczykiem. Bohaterowie raz w tygodniu spotykają się w klubie książki, by móc dzielić się miłością do gatunku. Pewnego dnia ekipa zostaje wkręcona w dość nietypowy kostiumowy dowcip, który kończy się tragedią. Członkowie "pranka" przysięgają przed sobą, że nikomu nie powiedzą prawdy o tym, co tak naprawdę się wydarzyło.

Nie mija wiele czasu, a wielbiciele kryminałów zaczynają otrzymywać anonimowe pogróżki. Ktoś grozi, że rozpowszechni w social mediach krwawy horror oparty na ich historii - publikacja każdego rozdziału będzie oznaczała śmierć kolejnej osoby. Studenci robią się coraz bardziej podejrzliwi w stosunku do kolegów i koleżanek - grupa rozpoczyna walkę o przetrwanie w sercu kampusu, pamiętając o tym, że każde z nich może być zarówno potencjalną ofiarą, jak i zabójcą.

Czytaj także:

REKLAMA

Klub miłośników kryminałów: opinia o filmie Netfliksa

Młodzi miłośnicy grozy starają się umknąć zamaskowanemu zabójcy, którym najpewniej jest któreś z nich. Znamy to, prawda? Wes Craven przerobił to w "Krzykach" na wiele sposobów, a teraz jego dzieło kontynuują kolejni twórcy. Rzecz w tym, że nawet jeden z pierwszych meta-slasherów w historii (i pierwsza odsłona wspomnianego cyklu) bawił się tropami i miłością do gatunku w sposób kilkakrotnie ciekawszy, niż robią to twórcy Klubu.

O ile bowiem zestawienie tego obrazu z "Krzykiem" (czy nawet "Koszmarem minionego lata") może sugerować dużą samoświadomość, filmoznawczą erudycję i niepohamowaną kreatywność, o tyle, cóż, podobieństwa kończą się na zerżnięciu konceptu. I doklejeniu do niego wątków oraz motywów przywodzących na myśl inne popularne slashery.

REKLAMA
Klub miłośników kryminałów

Niestety, ta hybryda nawiązań to wydmuszka. Zwykła kalka, zlepek pomysłów, których nikt nie potrafi tu odświeżyć lub wykorzystać w bardziej oryginalny sposób. Cała ta kaskada zużytych konceptów niczemu nie służy - nie stara się powiedzieć niczego nowego o gatunku, nie próbuje go skomentować, pochwalić czy wyszydzić. Nie jest nawet listem miłosnym czy, tak po prostu, choć odrobinę angażującą i rozrywkową opowieścią, a co najwyżej leniwie przedpisanym od starszego kolegi zadaniem. Zabrakło cienia inwencji twórczej. Zabrakło serca. Bo "Killer Book Club" opowiada dokładnie ten rodzaj wymyślonej historii, jaki krytykują bohaterowie - ale bez grama refleksji czy poczucia humoru. Twórcy zadowolili się "zabawą" w granicach tego, czego dokonały już inne dzieła z przeszłości. Tego typu pozbawione polotu naśladownictwo nie mogło przynieść satysfakcjonujących kogokolwiek efektów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA