Korwin stanął w obronie pewnego akwarelisty. Możesz go kojarzyć, bo to Hitler, który nie wiedział
Polska rzeczywistość polityczna zgęstniała. Podejrzenia nerdów i fanów różnych wykręconych teorii o tym, że możliwe, iż żyjemy w Matriksie, jeszcze nigdy nie były tak prawdopodobne. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w trakcie rosyjskiej agresji na Ukrainę, szalejącej inflacji i przemeblowywania światowego ładu Janusz Korwin-Mikke uznał za dobry pomysł wybielanie Adolfa Hitlera?
Panie Januszuuuu, nieeee - przez lata krzyczeli wyborcy wszystkich tych partii, które Korwin współtworzył, chwilę po tym, gdy ich lider, zwany pieszczotliwie "Krulem", zaczynał swoje wywody historyczne. Scenariusz zawsze był taki sam i stał się już memem. Ugrupowanie X (w miejscu "X" podstaw dowolną korwinową partię) rośnie w sondażach, zaczyna zbliżać się do wyborczego progu, kuce nieśmiało otwierają szampany, z piwnic zaczynają dobiegać podniecone głosy… i nagle w jakimś programie telewizyjnym zjawia się on i w środku przydługiego wywodu (dodam, że temat programu nie ma żadnego znaczenia, a nawet trochę przeszkadza Korwinowi) mówi coś w stylu: "za Hitlera były niższe podatki".
Janusz Korwin-Mikke pozywa dziennikarza.
Memem stała się już jego wypowiedź, w której stawia tezę, jakoby Adolf Hitler nie był świadomy, że jego oficerowie, jego żołnierze, jego obywatele zbudowali na podległych mu terenach obozy zagłady i zorganizowali na wielką skalę masowe mordowanie ludzi, których dyktator prześladował w swoim kraju przed wojną. Korwin na posiedzeniu Komisji Etyki Poselskiej mówił tak:
Jakub Maciejewski w portalu wPolityce napisał tekst, w którym wypunktował twierdzenia Korwin-Mikkego. Co ważne, swój wywód oparł o wypowiedzi Bogdana Musiała, profesora i historyka specjalizującego się w XX wieku i okresie II wojny światowej. Naukowiec w tekście mówi wprost: takich dowodów jest bardzo dużo, a to, co wygaduje skrajnie liberalny polityk, to bzdury. Nawiasem mówiąc, wspomniany tekst Maciejewskiego również jest kuriozalny, bo chwilę po tym, gdy rozprawia się z Korwinem, zestawia jego poglądy ze "światopoglądem LGBT", wskazując ich cechy wspólne (tak, serio).
Wspaniały pojedynek intelektualnych gigantów, może walka w klatce do tego?
Korwin wysłał do redakcji wPolityce pozew, żąda usunięcia tekstu i 50 tys. zł zadośćuczynienia. W pozwie używa takich wytrychów jak "wolność słowa", "debata publiczna" i "fakty historyczne". O co w tym wszystkim chodzi?
Zakładam, że Janusz Korwin-Mikke swoją kontrowersyjną tezę opiera o to, że nie ma zachowanego pisemnego rozkazu sygnowanego przez Hitlera, w którym "wprost zlecałby Holokaust". Tylko że… to nie ma sensu, bo samo założenie, przy dzisiejszym stanie wiedzy, że przywódca III Rzeszy nie miał wiedzy o tak wielkiej operacji jest kuriozalne, ale zmusza opinię publiczną i historyków do potwierdzania faktów, które udowodnione były wielokrotnie - potwierdzane również mimochodem pracami naukowymi dotyczącymi bardziej innych kwestii. I tak, tego konkretnego dokumentu nie ma, ale istnieją relacje, wypowiedzi, analizy procesów decyzyjnych III Rzeszy - więcej na ten temat możecie przeczytać choćby tu. Rzucanie niedorzecznych twierdzeń i zmuszanie przeciwnika do obrony kwestii oczywistych, to typowa strategia Janusza Korwin-Mikkego, stosowana od lat w niemal wszystkich debatach, w których brał udział.
Tylko Korwin nie zmienia poglądów.
W ostatnich tygodniach o Korwinie zrobiło się na chwilę trochę głośniej, bo jego opinie na temat Rosji, rosyjskiej agresji i przede wszystkim Putina są, mówiąc delikatnie, bardzo kontrowersyjne. Podczas gdy niemal wszyscy politycy w Polsce rozumieją, jakim zagrożeniem stała się Federacja Rosyjska, polityk Konfederacji rozwadnia temat i ma problem na przykład z nazwaniem Putina zbrodniarzem. Ma problem do tego stopnia, że z partii wyrzuca rzecznika (za Rzeczpospolitą) pisząc wprost: "utrzymuję linię, że nie wolno nazywać prezydenta Rosji <<zbrodniarzem wojennym>>, gdyż to uniemożliwia przyszłe pertraktacje (pomijając fakt, że jest to całkowicie nieuzasadnione)".
Czyli wolność słowa jest wtedy, gdy rozwadnia się zbrodnie wojenne, a jak nazywa się je po imieniu, to już wolności nie ma, dobrze to rozumiem panie Januszu?