REKLAMA

Polski horror "Krakowskie potwory" rozczarowuje. Oceniamy serial Netfliksa

"Krakowskie potwory" miały być nadzieją na odświeżenie mitologii słowiańskiej i na zaprezentowanie jej odbiorcom z całego świata. Czy Netflix dowiózł atrakcyjny, wciągający i przede wszystkim - dobry serial? Raczej nie, choć odpowiedź nie jest taka prosta.

krakowskie potwory
REKLAMA

Netfliksowa produkcja "Krakowskie potwory" miała być powiewem świeżości na polskim rynku seriali - i w pewnym sensie nim jest, bo dotychczas nikt niczego podobnego u nas nie nakręcił. Niestety, jest to zarazem opowieść bazująca na schematach, które utopiły drzemiący w niej olbrzymi potencjał.

REKLAMA

To prawda, że czekałem na Netfliksowe "Krakowskie potwory" z wielką niecierpliwością - jak na każdy inny film czy serial, którego twórcy próbują przetrzeć nieuczęszczane przez innych polskich scenarzystów i reżyserów szlaki. Rodzime kino gatunkowe z prawdziwego zdarzenia to niezwykła rzadkość, w związku z czym każda podjęta próba zrealizowania projektu w sferze - dajmy na to - horroru, napawa mnie entuzjazmem (i to nawet wówczas, gdy zapowiedzi nie prezentują się najlepiej).

Krakowskie potwory - recenzja

Kibicowałem zatem twórczyniom "Krakowskich potworów", tym bardziej, że zdecydowały się sięgnąć do słowiańskich wierzeń i tradycji - naszej zaniedbywanej przez artystów bogatej spuścizny mitów i legend, która aż prosi się o czerpiące z niej scenariusze.

Teraz, już po seansie serialu Kasi Adamik i Olgi Chajdas, który nie jest - w moim odczuciu - serialem dobrym, wciąż bardzo cieszę się, że powstał. Bo każda próba reanimacji fantasy czy horroru (i nie tylko) na polskich ekranach to kolejny krok w dobrym kierunku.

Krakowskie potwory: recenzja

Krakowskie potwory - recenzja polskiego serialu Netfliksa

Główną bohaterką "Krakowskich potworów" jest z Alex (grana z ikrą przez świetną i naturalną Barbarę Liberek), studentka medycyny o trudnej, choć niejasnej przeszłości - na początku dowiadujemy się o niej jedynie tyle, że jest sierotą i cudem ocalała z dwóch różnych wypadków. Świetnie się uczy, lecz dręczą ją demony przeszłości, trauma i dziwne wizje - by sobie z nimi poradzić, tłumi je za pomocą alkoholu i narkotyków.

Dziewczyna szybko zwraca uwagę profesora Zawadzkiego (Andrzej Chyra), poważanego patologa, który zdaje się widzieć w niej coś, czego ona sama nie pojmuje. Wkrótce dołącza do grupy stypendystów, stając się dziewiątą członkinią grupy badaczy nadnaturalnych zjawisk, w tym istot ze słowiańskiego folkloru, które okazują się w pełni realne. Co więcej, członkowie ekipy profesora - w tym Alex - przejawiają nadprzyrodzone zdolności, niezbędne w tym fachu. Bohaterowie rozpoczynają walkę z demonami (tymi słowiańskimi i tymi wewnętrznymi) i stają w obronie wszystkiego, co dla nich najcenniejsze.

Twórczynie serialu sięgają po kilka znanych z kina grozy tricków, ostatecznie jednak fundują widzom urban fantasy, miksując współczesną krakowską codzienność z wybranymi elementami legend i podań. Sprawnie tkają tę deszczową, mroczną atmosferę osaczenia i lekkiego obłędu, jednak ten nieustanny nacisk na ciężkie, poważne tony - ta gęstość szybko zaczyna męczyć, a następnie nudzić, odzierając z mocy sekwencje, w których ten ciężar powinien być odczuwalny najbardziej.

Na poziomie kreacji przenikających się światów "Krakowskie potwory" sprawdzają się świetnie.

Gorzej wypada sama warstwa fabularna. Intryga prowadzona jest wyjątkowo niezręcznie - potyka się na niewłaściwie dawkowanych informacjach, logicznych zgrzytach i nieciekawie ogranych schematach. Główna bohaterka wypada świetnie, ale dobra połowa pozostałych postaci to nienaturalnie zachowujące się i nieautentyczne maszyny. Problemem są też dialogi - to kolejny przypadek, w którym studenci nie brzmią jak studenci, a jak starsi ludzie nieudolnie silący się na "młodzieżową gadkę". Nie, cholera, nikt tak nie mówi.

A jednak - nie brakuje momentów, w których "Krakowskie potwory" sprzyjają zanurzeniu się w ich świecie, wciągają i intrygują. Całość brzmi i wygląda świetnie, a ujęcie Krakowa to jedno z najbardziej zakochanych w nim i surowych jednocześnie spojrzeń na to miasto, jakie dotychczas zaproponowali polscy filmowcy. Jasne, "Potwory" rozczarowały mnie jako opowieść, ale zapewniły też unikalną możliwość obcowania z nietypowym i pod wieloma względami naprawdę udanym serialem fantasy z rodzimego podwórka. Jakkolwiek to nie zabrzmi - jestem za to wdzięczny.

REKLAMA


REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA