REKLAMA

Kto mieszka w Polsce, ten się w cyrku nie śmieje? "Kryptonim Polska" udowadnia, że niekoniecznie

W "Kryptonimie Polska" narodowcy są tak przywiązani do rodzimych tradycji, że nawet Brian przedstawia się jako Brianisław. Lewicowcy są natomiast tak postępowi, że promują nowe modele rodziny poprzez zdradę. Reżyser bez litości spogląda na nasze społeczeństwo, wyśmiewając wszelkie absurdy, z którymi spotykamy się na co dzień.

kryptonim polska premiera recenzja opinie
REKLAMA

"Kryptonim Polska" zabiera nas na wycieczkę po kraju, w którym skrajnie prawicowe ugrupowania świętują urodziny Hitlera, za orientację seksualną i ciemniejszy kolor skóry można w mordę dostać, a władza brata się z ekstremistami. Wszystko wydaje się więc wyjęte z newsów kanału informacyjnego. Debiutujący za kamerą pełnego metrażu Piotr Kumik podaje to jednak w sensacyjnym stylu znanym z łamów "Faktu". Z satyrycznym zacięciem spogląda na naszą rzeczywistość i w przeciwieństwie do rodzimych kabareciarzy nie wprawia tym w zażenowanie.

Kumik nie ma litości i chętnie wbija szpilę Januszowi Kowalskiemu, każąc jednemu z bohaterów zbyt dosłownie potraktować słynne powiedzenie, ale nie oszczędza też januszy biznesu, do których na miejsce upominającego się o podwyżkę pracownika ustawia się kolejka Grigorijów. "Kryptonim Polska" jest tak naszpikowany kontekstami, że nawet w ujęciu murala z Zenkiem Martyniukiem można znaleźć memiczną, aczkolwiek trafną diagnozę problemów naszego społeczeństwa.

REKLAMA

Kryptonim Polska - recenzja nowej komedii

W "Kryptonimie Polska" nie brakuje żartów z brodą, ale to nie kino Patryka Vegi, żeby w zwulgaryzowany sposób rozbijały narrację. Kumik nie korzysta też z anegdotycznej formuły "PolandJi", a wszystkie poruszane wątki zgrabnie łączą się u niego w relacji dwójki młodych ludzi, którzy stoją po różnych stronach rodzimej wojny ideologicznej. Stanisław zostaje wciągnięty przez kuzyna ZMR-u (Związek Młodzieży Radykalnej) i wbrew sobie uczestnicy w "walce z lewactwem" zżerającym nasz kraj. Pola ma natomiast poglądy lewicowe, przez co, jak sama mówi, dusi się, patrząc na wszystkie faszystowskie graffiti w Białymstoku.

Postawy głównych bohaterów, pozwalają Kumikowi ironicznie spojrzeć na zwolenników tak prawej strony politycznej, jak i lewej. Reżyser stroni od symetryzmu i zdecydowanie bardziej sympatyzuje z tą drugą, ale nie jest wobec niej bezkrytyczny. Uosobieniem lewactwa jest Kajetan, który zdradza swoją dziewczynę, a gdy ta nazywa jego kochankę "zdzirą", on w komicznym uniesieniu podnosi wrzask o slut-shamingu. Twórca wyśmiewa bowiem wszelkie przejawy ekstremizmu. Dlatego postępowa młodzież na sztandary bierze pobitego przez narodowców terrorystę, a narodowcy zajadają się kebabem, żeby za chwilę kazać właścicielowi lokalu ściszyć muzykę, "bo nie jest u siebie".

Kryptonim Polska - premiera

W relacjach narodowców ekran aż buzuje od homoerotyzmu, a u postępowców, mężczyźni przyglądają się z boku, kiedy kobieta musi walczyć. Kumik spogląda tu bowiem na "prawaków" oczami "lewaków" i vice versa. "Kryptonim Polska" oparty jest w ten sposób na stereotypach. Nie razi to jednak w oczy, jak w rodzimych komediach romantycznych. Oznacza się raczej podejściem Stanisława Barei. Bohaterowie zachowują się tak, a nie inaczej, bo funkcjonują w nienormalnym kraju, w którym rytm życia społecznego wybija samonakręcająca się machina nienawiści.

Kryptonim Polska - nie wierzcie trailerom

Nie wierzcie w marketing dystrybutora. Wszystkich, którzy śmiali się z pierwszych udostępnionych plakatów i toczyli bekę z trailera, czeka w kinie miła niespodzianka. Wbrew zapowiedziom, "Kryptonim Polska" wcale nie obraża inteligencji widza. To wręcz niesamowite, jaką dyscypliną wykazuje się tutaj Kumik. W jego opowieści jest pełno pułapek i wystarczyłby jeden fałszywy ruch, aby wpaść w je wszystkie naraz. Tak się jednak nie dzieje, przez co reżyser, nigdy nie przekracza granic groteski. O jakimkolwiek niesmaku nie może być mowy.

REKLAMA

"Kryptonim Polska" został zrealizowany z taką samą pasją i serduchem, co Sebiksy walczyli z policją pod Empikiem. Produkcja napędzana jest społecznym zaangażowaniem, ale przed ekranem utrzymuje nas felietonowe zacięcie reżysera. To kawał solidnej publicystyki filmowej. Oferuje nam nie tylko ciekawe przemyślenia na temat otaczającej nas rzeczywistości, ale też dostarcza sporej dawki rozrywki. Nie ma tutaj co prawda artystycznych ambicji Marka Koterskiego, ale na koniec tak jak przy "Dniu świra" zaśmiejecie się przez rzewne łzy.

*Zdj. główne: Robert Jaworski/Kino Świat

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA