Słodki smak nastoletniej miłości w "Licorice Pizza". Reżyser "Aż poleje się krew" wrócił z nowym filmem
Paul Thomas Anderson jest bez dwóch zdań jednym z najlepszych współczesnych amerykańskich reżyserów. Twórca w tym roku powrócił z filmem "Licorice Pizza", który jest bliższy "Magnolii" niż "Aż poleje się krew" i zebrał świetne oceny za oceanem. Jak wypadł w naszych oczach?
OCENA
"Licorice Pizza" to dziewiąty pełnometrażowy film w karierze Paula Thomasa Andersona i powrót po kilkuletniej przerwie od czasu budzącej kontrowersje "Nici widmo". Wielu wielbicieli kina autorskiego czekało na ten moment od dawna, bo Anderson może się pochwalić niezwykle mocną i różnorodną biblioteką tytułów. Od bardziej optymistycznych "Magnolii",
Wady ukrytej" i "Boogie Nights" aż po mroczne, głęboko poruszające filmy "Mistrz" oraz "Aż poleje się krew".
Zwłaszcza ta ostatnia produkcja sprawiła, że za filmami Amerykanina oglądała się cały świat. W opinii wielu kinomaniaków "Aż poleje się krew" to bowiem jeden z najwybitniejszych dzieł 1. dekady XXI wieku. Jeżeli liczyliście na powtórkę z rozrywki, to muszę was jednak rozczarować. "Licorice Pizza" to zupełnie inny film, cichszy, spokojniejszy, mniej wizualnie rozbuchany. Najbliższy w swoim stylu do "Boogie Nights". Nie jest to oczywiście w żadnym razie wada, ale mimo wszystko rzecz warta podkreślania. Choćby dlatego, że niektórzy fani Andersona lubią ten wycinek jego twórczości, a inni chętniej sięgają po znacznie bardziej poważne i pesymistyczne dramaty.
Paul Thomas Anderson w "Licorice Pizza" stawia na optymizm, nadzieję, ale też czasem bolesny realizm lat 70.
Głównymi bohaterami debiutującego dzisiaj filmu są Gary Valentine i Alana Kane. On to zaradny i pomysłowy nastolatek, który ma za sobą pierwsze role w małych filmach i programach telewizyjnych. Ona zaś jest starszą od niego o 10 lat asystentką fotografa. Alana z miejsca wpada w oko chłopakowi, który od razu zaprasza ją na randkę. Różnica wieku w pierwszej chwili bardzo przeszkadza dziewczynie, ale finalnie zgadza się z nim wyjść. Od tej chwili zaczyna się trwający kilka miesięcy związek, nigdy do nie sformalizowany i ciągle przechodzący od przyjaźni do obietnicy czegoś więcej.
"Licorice Pizza" wyróżnia się na tle współczesnego Hollywood już przez sam fakt zatrudnienia w głównych rolach dwójki debiutantów. W Gary'ego wciela się Cooper Hoffman (syn zmarłego tragicznie Philipa Seymoura Hoffmana), a Kane gra Alana Haim wokalistka popularnego popowego tria Haim. Bardziej znanych aktorów (takich jak Bradley Cooper czy Sean Penn) znajdziemy tutaj tylko w epizodycznych rolach, bo cały pierwszy i drugi plan zostaje podporządkowany niemal wyłącznie nastolatkom.
Muszę przyznać, że wychodzi to naprawdę udanie. Haim oddaje emocje swojej bohaterki zatrzymane gdzieś między dorosłością i pragnieniem powrotu do dzieciństwa z olbrzymią wprawą. Hoffman gra z kolei z olbrzymią werwą, ale też głębią. Momentami żywcem przypomina swojego ojca, a potem potrafi być zupełnie inny. Obserwowanie tych podobieństw i różnic będzie wielką przyjemnością dla fanów Philipa Seymoura Hoffmana, który był przecież najwybitniejszym aktorem swojej generacji. Podobne smaczki znajdziemy też w samej kreacji świata doliny San Fernando latem 1973 roku. Paul Thomas Anderson za pomocą sprytnie ukrytych nawiązań i świetnie napisanych dialogów oddaje tamte czasy niemal jak żywe. Jest w tym trochę nostalgii, ale też sporo mile widzianej naturalności.
Niestety, "Licorice Pizza" cierpi na pewien niedobór fabuły. Trochę podobnie do "Pewnego razu... w Hollywood".
Paul Thomas Anderson i Quentin Tarantino są bliskimi znajomymi, więc może w tym podobieństwie nie ma nic zaskakującego. Obie wspomniane produkcje są tak zachwycone powrotem do przeszłości i pod wieloma względami trochę prostszych czasów, że dają temu uczuciu przeważyć nad opowiadaną historią. Nie każda fabuła musi być niezwykle skomplikowana i dramatyczna. Dobry film może opowiadać o wszystkim. Prostota "Licorice Pizza" w połączeniu z naiwnością młodzieńczej miłości jednak ostatecznie w trochę banalne rejony. To zaledwie wycinek czyjejś opowieści, piękny i optymistyczny, ale wymagający od widza przymknięcia oczu na oczywiste pytanie: "Co dalej?".
Paul Thomas Anderson nie jest jedynym wybitnym reżyserem, który w ostatnich tygodniach zdecydował się na podobny powrót do miejsca i lat swojej młodości. Identyczny krok w "To była ręka Boga" wykonał Paolo Sorrentino. Muszę przyznać, że wersja Włocha spodobała mi się nieco bardziej. Więcej w niej świeżości, więcej dramatyzmu i mimo wszystko daje nam coś ponad klasyczną opowieść o dorastaniu. "Licorice Pizza" jest raczej jak ta tytułowa pizza z lukrecją. Trochę dziecinny, ale mimo wszystko ciekawy pomysł na spróbowanie. Raczej nie będziecie do niej jednak wracać zbyt często, bo to rzecz do zasmakowania raz. Tyle wystarczy.