REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Słodki smak nastoletniej miłości w "Licorice Pizza". Reżyser "Aż poleje się krew" wrócił z nowym filmem

Paul Thomas Anderson jest bez dwóch zdań jednym z najlepszych współczesnych amerykańskich reżyserów. Twórca w tym roku powrócił z filmem "Licorice Pizza", który jest bliższy "Magnolii" niż "Aż poleje się krew" i zebrał świetne oceny za oceanem. Jak wypadł w naszych oczach?

31.12.2021
16:15
licorice pizza recenzja film paul thomas anderson
REKLAMA

"Licorice Pizza" to dziewiąty pełnometrażowy film w karierze Paula Thomasa Andersona i powrót po kilkuletniej przerwie od czasu budzącej kontrowersje "Nici widmo". Wielu wielbicieli kina autorskiego czekało na ten moment od dawna, bo Anderson może się pochwalić niezwykle mocną i różnorodną biblioteką tytułów. Od bardziej optymistycznych "Magnolii",
Wady ukrytej" i "Boogie Nights" aż po mroczne, głęboko poruszające filmy "Mistrz" oraz "Aż poleje się krew".

Zwłaszcza ta ostatnia produkcja sprawiła, że za filmami Amerykanina oglądała się cały świat. W opinii wielu kinomaniaków "Aż poleje się krew" to bowiem jeden z najwybitniejszych dzieł 1. dekady XXI wieku. Jeżeli liczyliście na powtórkę z rozrywki, to muszę was jednak rozczarować. "Licorice Pizza" to zupełnie inny film, cichszy, spokojniejszy, mniej wizualnie rozbuchany. Najbliższy w swoim stylu do "Boogie Nights". Nie jest to oczywiście w żadnym razie wada, ale mimo wszystko rzecz warta podkreślania. Choćby dlatego, że niektórzy fani Andersona lubią ten wycinek jego twórczości, a inni chętniej sięgają po znacznie bardziej poważne i pesymistyczne dramaty.

REKLAMA

Paul Thomas Anderson w "Licorice Pizza" stawia na optymizm, nadzieję, ale też czasem bolesny realizm lat 70.

Głównymi bohaterami debiutującego dzisiaj filmu są Gary Valentine i Alana Kane. On to zaradny i pomysłowy nastolatek, który ma za sobą pierwsze role w małych filmach i programach telewizyjnych. Ona zaś jest starszą od niego o 10 lat asystentką fotografa. Alana z miejsca wpada w oko chłopakowi, który od razu zaprasza ją na randkę. Różnica wieku w pierwszej chwili bardzo przeszkadza dziewczynie, ale finalnie zgadza się z nim wyjść. Od tej chwili zaczyna się trwający kilka miesięcy związek, nigdy do nie sformalizowany i ciągle przechodzący od przyjaźni do obietnicy czegoś więcej.

"Licorice Pizza" wyróżnia się na tle współczesnego Hollywood już przez sam fakt zatrudnienia w głównych rolach dwójki debiutantów. W Gary'ego wciela się Cooper Hoffman (syn zmarłego tragicznie Philipa Seymoura Hoffmana), a Kane gra Alana Haim wokalistka popularnego popowego tria Haim. Bardziej znanych aktorów (takich jak Bradley Cooper czy Sean Penn) znajdziemy tutaj tylko w epizodycznych rolach, bo cały pierwszy i drugi plan zostaje podporządkowany niemal wyłącznie nastolatkom.

Muszę przyznać, że wychodzi to naprawdę udanie. Haim oddaje emocje swojej bohaterki zatrzymane gdzieś między dorosłością i pragnieniem powrotu do dzieciństwa z olbrzymią wprawą. Hoffman gra z kolei z olbrzymią werwą, ale też głębią. Momentami żywcem przypomina swojego ojca, a potem potrafi być zupełnie inny. Obserwowanie tych podobieństw i różnic będzie wielką przyjemnością dla fanów Philipa Seymoura Hoffmana, który był przecież najwybitniejszym aktorem swojej generacji. Podobne smaczki znajdziemy też w samej kreacji świata doliny San Fernando latem 1973 roku. Paul Thomas Anderson za pomocą sprytnie ukrytych nawiązań i świetnie napisanych dialogów oddaje tamte czasy niemal jak żywe. Jest w tym trochę nostalgii, ale też sporo mile widzianej naturalności.

Niestety, "Licorice Pizza" cierpi na pewien niedobór fabuły. Trochę podobnie do "Pewnego razu... w Hollywood".

REKLAMA

Paul Thomas Anderson i Quentin Tarantino są bliskimi znajomymi, więc może w tym podobieństwie nie ma nic zaskakującego. Obie wspomniane produkcje są tak zachwycone powrotem do przeszłości i pod wieloma względami trochę prostszych czasów, że dają temu uczuciu przeważyć nad opowiadaną historią. Nie każda fabuła musi być niezwykle skomplikowana i dramatyczna. Dobry film może opowiadać o wszystkim. Prostota "Licorice Pizza" w połączeniu z naiwnością młodzieńczej miłości jednak ostatecznie w trochę banalne rejony. To zaledwie wycinek czyjejś opowieści, piękny i optymistyczny, ale wymagający od widza przymknięcia oczu na oczywiste pytanie: "Co dalej?".

Paul Thomas Anderson nie jest jedynym wybitnym reżyserem, który w ostatnich tygodniach zdecydował się na podobny powrót do miejsca i lat swojej młodości. Identyczny krok w "To była ręka Boga" wykonał Paolo Sorrentino. Muszę przyznać, że wersja Włocha spodobała mi się nieco bardziej. Więcej w niej świeżości, więcej dramatyzmu i mimo wszystko daje nam coś ponad klasyczną opowieść o dorastaniu. "Licorice Pizza" jest raczej jak ta tytułowa pizza z lukrecją. Trochę dziecinny, ale mimo wszystko ciekawy pomysł na spróbowanie. Raczej nie będziecie do niej jednak wracać zbyt często, bo to rzecz do zasmakowania raz. Tyle wystarczy.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA